Osaka – Zamek Osaka i dzielnica Dotonbori

Osaka to trzecie co do wielkości miasto w Japonii. Mało o nim czytałam wcześniej więc jestem bardzo zaskoczona jak mi się tutaj podoba. To takie mniejsze Tokio, ale właśnie ta ciut mniejsza skala miasta i ilości ludzi wokół powoduje że wszystko jest bliższe, bardziej swojskie i mniej przytłaczające. Osaka ma 9 linii metra (przypomnę że nasza Warszawa ma zaledwie dwie 😜), można się po mieście przemieszczać również pociągami (i właśnie z tego korzystamy bo nasz JRPass jeszcze jest ważny) ale bardzo dużo fajnych atrakcji jest skoncentrowanych w jednym obszarze. Tylko zamek jest oddalony ciut dalej od centrum więc od niego zaczęliśmy zwiedzanie.

Zamek Osaka to jeden z przykładów odbudowanego zamku. Ten oryginalny spalił się, a późniejsza rekonstrukcja została zbombardowana w trakcie wojny. Generalnie obecna wersja zamku jest kolejną i już betonową rekonstrukcją oryginalnego zamku ale tylko z zewnątrz. Wnętrze jest po prostu dostosowane do funkcji jaką dzisiaj pełni czyli muzeum. Zamek jest 8 kondygnacyjny, z tego zewnątrz widać tylko 5. Te 3 brakujące kondygnacje są poniżej wtopione w kamienny mur.

W muzeum są dwa piętra na których nie można robić zdjęć. Tam były stroje samurajów, obrazy i bardzo dużo dokumentów. Na pozostałych piętrach jest m.in opowiedziana historia Japonii – mamy listę wszystkich cesarzy i panujących szogunów, są też pojedyńcze wydarzenia przedstawione wykorzystując hologramy. Można sobie tam również zrobić zdjęcie w wybranym przez siebie stroju. Na samej górze jest platforma widokowa, z której można obejrzeć otoczenie zamku (miał dwie fosy – wewnętrzną i zewnętrzną) oraz panoramę Osaki.

Najbardziej znaną dzielnicą w Osace to Dotonbori. Znana bo najbardziej rozrywkowa. To tutaj jest najwięcej sklepików, knajpek i również najwięcej turystów. Sama ulica biegnie przy kanale dopływającym do rzeki Tosohori i to z jednego mostu na tym kanale jest najlepszy widok na… kultowe reklamy. Tak, tak… w tej dzielni najbardziej znanym zabytkiem jest reklama Glicomena. Wisi tam już ponad 80 lat i oczywiście z biegiem czasu była wymieniana z technologi neonowej na technologię ledową. A o co chodziło w tej oryginalnej reklamie z biegnącym mężczyzną?


Firma Glico była i nadal jest znanym producentem słodyczy w Japonii. W roku 1922 wymyślili by do tych słodyczy dodawać glikogen z ostryg. I ta reklama mówiła o tym, że każdy „kęs” tych słodyczy da ci energię do przebiegnięcia 300m 😀

Ale nie tylko Glicomen tutaj jest sławny. Podobną sławą cieszą się ruszające kraby nad restauracjami bądź bardzo brzydka postać Billikena, którą umieszcza się tutaj bo podobno przynosi szczęście. Tak jak te jenoty które spotykamy przy domach w całej Japonii (te dziwne miśki co się zastanawialiśmy o co tutaj chodzi okazały się jenotami 🤔)

Cała dzielnica jest naprawdę bardzo przyjemna. Te najdroższe sklepy umiejscowiły się w przy głównej alei ale również w pasażu z zadaszeniem. Spotykamy takie pasaże tutaj bardzo często i nawet obok miejsca w którym mieszkamy mamy takie lokalny pasaż. Tyle że tam byliśmy jedynym turystami 😀 Ten tutaj z racji ekskluzywności sklepów był klimatyzowany.

W tej dzielnicy na ulicy Ota Road znajduje się zagłębie sklepów związanych z elektroniką i anime. I to nie tylko z tą najnowszą ale można znaleźć tutaj old schoolowe konsole do gier i również stare gry do nich. Coś w rodzaju second handu dla geeków komputerowych. Najwięcej było jednak sklepów sprzedających karty – nowe jak i używane. Można było również od razu nimi zagrać bo sklep miał do tego wydzielona część sklepu. My weszliśmy do 6 piętrowego sklepu poświęconego w całości animie bo chcieliśmy kupić sobie jakiś poważny komiks 😀 Tych poważnych było tyle co kot napłakał. Głównie literatura dla nastolatków. Cała duża sekcja była dla boy romans a fantasy jak na lekarstwo 😢 Ale zakupiliśmy sobie na pamiątkę jedną książkę fantasy i jeden komiks o historii Japonii.

Nasza kolekcja 😀

ps. Po raz pierwszy doświadczamy trzęsienia ziemi w Japonii. Trwało około 10 minut i momentami czuliśmy jakby duży pociąg przejeżdżał a momentami tylko czuło się lekkie bujanie pokoju. Jak na Japonię to takie małe trzęsienia są na porządku dziennym. Nikt z tubylców pewnie niczego nie przerywa, nawet pewnie windy jeżdżą dalej. Dla nas to było jednak interesujące doświadczenie.

ps2. Lody matcha tym razem na licencji włoskiej i nawet Włoch je podawał. Żartowniś z niego 😀

ps3. A na street foodzie testujemy dzisiaj pierożki Gyoza. Tutaj oczywiście w wersji Dotonbori.

Nagasaki

Nagasaki głównie jest znane z tego, że wybuchła tutaj druga bomba atomowa. Najczęściej odwiedzanym miejscem (głównie przez wycieczki szkolne) jest tzw hipocentrum nad którym dokładnie tyle że 500 metrów wyżej nastąpiła eksplozja bomby. W tym miejscu postawiony jest czarny słup. Natomiast przeniesiono tutaj również ocalały po wybuchu filar katedry katolickiej z postacią św. Franciszka Ksawerego na szczycie. Ta katedra była jak na tamte czasy największą świątynią katolicką w Azji. Zresztą do tej pory Nagasaki i ta część wyspy to kolebka chrześcijaństwa w Japonii. To w tym mieście św. Maksymilian Kolbe założył klasztor Niepokalań i ponieważ zbudował go za wzgórzem jako nieliczny ocalał po wybuchu bomby atomowej. Klasztor funkcjonuje tutaj do dziś.

Hipocentrum – czarny słup i kawałek katedry

Niedaleko hipocentrum znajduje się park pokoju z licznymi pomnikami upamiętniającymi to wydarzenie. Znajduje się tutaj również dzwon, który dzwoni dokładnie o 11:02 w każdą miesięcznicę wybuchu bomby, okresie 06-09 września każdego roku oraz 21 września w światowy dzień pokoju.

Nagasaki nie ma typowego centrum. Trochę domów handlowych, trochę sklepików w uliczkach. Za starówkę robi tutaj deptak przy kanale rzeki, na której znajduje się kilkanaście kamiennych mostów. To te mosty i wybrukowane z kamienia nabrzeża kanałów jako jedyne ocalały z wybuchu bomby. Jeden z tych mostów o charakterystycznym kształcie okularów jest podobno najstarszym kamiennym mostem w Japonii.

Najstarszy most kamienny w Japonii

Nagasaki jest miastem portowym i dużo zyskuje po zmroku. Można wjechać tutaj kolejka linową na pobliska gore i zobaczyć stamtąd cale wybrzeże portowe. To podobno jest jeden z 3 najładniejszych widoków nocnych na świecie 😀

Widać że powoli Nagasaki zaczyna aspirować z prowincjonalnego miasteczka do jednego z ważnych miast w Japonii. Sam fakt że zaprojektowali i zamówili własną linię Shinkansena żeby mieć szybkie połączenie z wyspą Honsiu mówi sam za siebie. Możemy to również wnioskować po wymianie taboru tramwajowego. Jeżdżą tutaj takie stare modele tramwajów ale pojawiają się już pierwsze nowoczesne modele. A że nie ma co tutaj architektonicznie chronić to życzymy Nagasaki aby stało się jeszcze bardziej nowoczesnym i przyjaznym do życia miastem bo piękne otoczenie wśród gór już mają.

I na koniec kilka słów o hostelu, w którym tutaj śpimy. Po pierwsze mamy po raz pierwszy pokój w stylu japońskim czyli podłoga wyłożona tatami, spanko na podłodze na materacu futonie , niski stolik i tyle. Tak właśnie minimalistycznie wyglądały pokoje w starych, tradycyjnych zajazdach japońskich czyli ryokanach. Po drugie ten hostel jest supernowoczesny i chyba całkiem nowy. Takiego wykończenia w drewnie nie powstydziłby się u nas żaden porządny hotel n gwiazdkowy. W dodatku wyposażenie łazienki przebija wszystkie dotychczasowe hotele w których mieszkaliśmy. To że jest washlet (taki wucet tylko że z podgrzewaną deską i od razu myjący tyłek 🙂 to standard. Ale mamy tutaj oprócz standardowych kosmetyków do kąpieli również mniej standardowe przybory toaletowe jak golarki jednorazowe, waciki, patyczki do uszu, szczoteczki z pastą. Hitem dla mnie jest prostownica, która sobie wisi obok suszarki. No i tylko wspomnę na koniec ciekawostkę że hostel sam warzy piwo ( bardzo dobre) i serwuje je na dole w swoim małym barze. No oceniam hostel na bookingu po raz pierwszy na 10 😁

ps. W Japonii generalnie nie używają dużych ilości cukru, nawet markowe napoje gazowane są mniej słodkie niż w innych krajach. Można więc śmiało kupować słodycze – są idealnie mało słodkie 🙂 A to jeden z naszych ulubionych deserów – banan w cieście naleśnikowym z dodatkiem bitej śmietany i czekolady 😁

ps2. W Japonii dzieci od małego chodzą same do szkoły i same też noszą swoje tornistry 😀

Bio Park – kapibary i małpki

Jedziemy dzisiaj do Bio parku mieszczącego się niedaleko Nagasaki. I tutaj zaczeły sie pierwsze schody komunikacyjne. Google podpowiada ze do parku zawiezie nas autobus nr 1 i ostatni odjezdza o 8.41. Ale na rozkladzie jazdy ten nr 1 kursuje co kilka minut i te autobusy co przyjechaly o 8.41 (a bylo ich 3 o tej porze) to kazdy kierowca krecil glowa ze tam nie jedzie. W koncu jeden sie zlitowal i napisal nam na karteczce dwa znaki po japonsku 😀

Domyslilismy sie ze oprocz nr 1 te dwa japonskie znaki (ktore po japonsku oznaczaja miasteczko Ogushi) powinny sie pojawic na tablicy autobusu ktory bedzie jechal do Bio parku. I w koncu przyjechal. Byl 6 minut spozniony wiec prawie stracilismy nadzieje ze jeszcze przyjedzie ale sie udalo 😀 Jako ze to linia miejska czekalo nas raptem 65 przystankow po drodze 😁

Przed wejsciem do Bio parku wita nas para papug Ar (ciekawe jak oni to robia ze one nie odlatuja stad pomimo duzego upalu pod tym parasolem) oraz lama. Podobno moga opluc wiec zachowalismy zdrowy dystans 😁


Do wizyty w Bio parku zachecila nas mozliwosc poprzebywania wsrod i karmienia kapibar. Tam tez pokierowalismy swoje pierwsze kroki. Kapibary czyli takie duze gryzonie, cos jak wieksze swinki morskie, poczatkowo plywaly sobie w wodzie ale jak zobaczyly ludzi to zaczely wychodzic na zewnatrz i zajadac galazki, ktore moze tutaj dla nich kupic. Naprawde sa przesympatyczne. Siersc maja dosyc chropowata i sobie cicho pochrumkuja jak konsumuja liscie z galazek.


Caly Bio park jest bardzo fajnie zorganizowany. Wybiegi nie mają wysokiego ogrodzenia i do wiekszosci z nich mozna po prostu wejsc bramką. Sa ostrzezenia ze zwierzeta gryzą wiec kazdy tu wchodzi na wlasna odpowiedzialnosc. Nawet hipototamy mozna bylo karmic. Co prawda z daleka wrzucajac im salate ale to wlasnie sprawia ze te zwierzeta jak widza ludzi to do nich sie zblizaja w nadzieji ze cos dostana. U nas we Wroclawiu zwierzeta raczej stronia od ludzi. Jedynie kilku zwierzat nie mozna bylo karmic m.in malpek oraz zyrafy. Mi sie akurat udalo z zyrafa bo to byla wlasnie pora ich karmienia i ich opiekun dal mi jedną galazke zeby ja podac zyrafie😁 Dosyc silne są trzeba im to przyznac 😀 Trzeba mocno trzymac galazke zeby jej nie wyrwala. I mają piękne długie rzęsy. To nasze pierwsze zoo w ktorym mozna miec tak bliski kontakt z zyrafą i to bylo naprawde super. Jak sciagniemy zdjecia z aparatu juz w domu to dodamy na bloga. Ale wygladalo to podobnie jak ponizej.


Z bardzo rzadkich zwierzat w Bio parku jest na przyklad panda czerwona. Zastanawialismy sie ile ma lat bo stawiala bardzo niepewnie kroki.

Panda czerwona
Bóbr
Fenek
Tapir brazylijski


Jednak najwiekszym hitem tego dnia były małpki wiewiorkowate. Bardzo ciekawskie i towarzyskie. Rowniez dosyc awanturujace sie we wlasnej grupie. Bardzo szybko sie zaprzyjazniaja chociaz nie mozna ich karmic. Jedna nawet chciala sie zabrac z Tomkiem. Inna byla zainteresowana jego telefonem. Malpki byly bardzo pocieszne i sympatyczne, nie jak czasami makaki ktore probuja tylko cos czlowiekowi zabrac. Choc jedna malpka zwinęła nam chusteczke ktora mielismy w kieszonce plecaka 😀

Jakaś awantura w rodzinie 😁

Zalujemy rowniez ze skonczyło sie jedzenie dla jezozwierza bo wyraznie tez mial ochote byc nakarmiony. No i na koniec wspomne o nietoperzach. Wisialy sobie 3. Jeden spal, drugi sie wiercil a trzeci oporzadzal poranna toalete. Normalnie mozna bylo je dotknac bo wisialy zaraz przy sciezce gdybysmy mieli pewnosc ze sie nie przestrasza i nas nie ugryzą 😀 No i jedynie leniwca nie udało nam sie zobaczyć bo akurat przebywał na wakacjach 😀

Powrot z parku mial byc prosty bo przeciez odjezdza stad tylko jeden autobus do Nagasaki. Przyjechal i wsiedlismy. W polowie drogi podeszlam do kierowcy by rozmienic 1000 jenow na monety bo kupujac bilet trzeba miec odliczona kwote. I jakiez bylo moje zdziwienie gdy kierowca pokazuje cene i oczekuje ze bede juz placic. No to mowie panu ze ja jeszcze nie chce placic bo jestem dopiero w polowie drogi. No to kierowca mowi ze to last stop (ostatni przystanek)  a a ja mu na to ze nie dla mnie bo ja chce jechac do Nagasaki 😂 Biedny poszedl po pomoc (pewnie powiedzial ze ma jakis turystow ktorzy mu nie chca wysiasc z autobusu 😀) i przyszedl jakis kierownik ktory kazal isc za soba. Zaprowadzil nas do poczekalni i za chwile pokazal inny autobus w ktory mamy wsiasc. No i co tu sie wydarzylo. Po prostu nam sie troche pomylilo. Pojechalismy wczesniejszym autobusem niz zaplanowalismy oryginalnie i ten wczesniejszy nie mial trasy bezposredniej do Nagasaki ale z przesiadka. I to byla wlasnie ta przesiadka. Tylko ze my o niej nie pamietalismy 😂 Jak widać nie jest nas łatwo wyrzucić z autobusu bez pomocy kierownika 😀 Ale gwoli usprawiedliwienia dodam ze cala rozmowa odbywala się na migi bo w tym rejonie nie mówią po angielsku 🙂

ps. Juz na tyle opanowalismy japonski ze kolejne wpisy na blogu beda juz po japonsku

Zartujemy… tylko sprawdzalismy jak wyglada nasz blog w tutejszym komputerze 😀

ps2. W Tokio i Kioto praktycznie nie widzielismy ani psow ani kotow. W Bio Parku sa specjalne kawiarnie gdzie oprocz kawy mozna przebywac wsrod zwierzat domowych i glaskac psy, koty, kroliki i swinki morskie. U nas zeby poglaskac psa wystarczy wyjsc do jakiegos parku ale w tych duzych miastach w Japonii zwierzeta domowe nie sa chyba czeste, przynajmniej my ich nie widywalismy.

Świątynie Fushimi Inari

Inari to w japonskiej religi bóstwo płodnosci, rolnictwa, ryżu, lisów, przemysłu i pomyślności.Pomocnikiem tego bóstwa są białe lisy. Najwieksza swiatynia tego bóstwa jest wlasnie w Kioto. Pod gorą Inari znajduja sie glowne budynki sakralne (nie mozna do nich wchodzic i akurat bylo odprawiane jakies modly) ale na calym terenie gory sa setki mniejszych sanktuariów.


Najwieksza atrakcja tutaj jest przejscie sciezka pod bramami Tori. Tych bram są tutaj tysiace. Szczegolnie w okresie Edo spopularyzowalo sie fundowanie tych bram i na kazdej z nich wpisany jest darczynca oraz data jej postawienia. Na samym starcie idziemy z duzym tlumem. Ten tlum bedzie sie przerzedzal z kazdym metrem bo zaczynamy sie wspinac pod gore Inari ktora liczy sobie 233 m wysokosci. Schody i 36 stopni w cieniu nie ulatwiaja tej wedrowki. Z kazdego doslownie leje sie pot po wszystkich czesciach ciala wlacznie z Japonczykami, ktorzy podobno sie nie pocą 😀

Docieramy w koncu na sama gore Inari (pomimo kilku chwil zwatpienia po drodze) i lekki zawod, bo to sanktuarium na gorze nie rozni sie niczym od tych sanktuariow, ktore dosc czesto mijalismy po drodze. Jak dla mnie caly ten obszar robi wrazenie jednego wielkiego cmentarza. Gdyby nie posazki lisa i malutki bramy tori przy tych kapliczkach stawialabym ze to sa raczej jakies grobowce a nie kapliczki.

Dzisiaj opuszczamy Kyoto i przemieszczamy na wyspe Kiusiu. To bedzie pierwsza okazja zeby przyjrzec sie jak zyja na prowincji. Ale troche zal bo Kyoto bardzo nam sie podoba. Z jednej strony jest dosyc nowoczesne (dworzec pkp wyglada jak hala na lotnisku:) a z drugiej strony co rusz natrafiamy tutaj na stare domy i swiatynie. Klimat podobnie jak w Rzymie – idziemy sobie mala uliczka a tu nagle wkomponowana stara swiatynia 😀

Dworzec w Kioto

Kyoto bylo na  liscie celow do zrzucenia bomby atomowej ale dzieki temu ze owczesny amerykanski sekretarz wojny byl w tym miescie kilkukrotnie (byl tam nawet w trakcie podrozy poslubnej) i szkoda mu bylo zniszczyc ta kolebke kultury japonskiej to uczynil duzo staran aby zostala wykreslona z listy celow. Po sprzeciwie dowodcow wojskowych ta decyzje musial wesprzec sam prezydent Truman. Nagasaki do ktorego wlasnie zmierzamy nie mial tyle szczescia. W dodatku byl celem rezerwowym a poniewaz nad miastem Kokura byla tego dnia mgla to finalnie bomba zostala zrzucona wlasnie na Nagasaki

ps. Do Nagasaki jedziemy shinkansenem, ktory zamowila sobie specjalnie prefektura Nagasaki. I nazywa sie Mewa (Kamome). Siedzenia bardzo wygodne, duzo miejsca choc na oko tak nie wygladaly 😀 I co prawda w Japonii w srodkach komunikacji sie nie je ale w shinkansenach jest wyjatek i kupuje sie specjalne zestawy jedzenia do pociagu zwane bento.

ps2. Kisiu to wyspa rolnicza i za oknem mozemy ogladac pola ryzowe

Kyoto – Kennin-ij czyli smoki dwa na suficie

Kyoto było stolicą Japonii od VIII w. do polowy XIX w. Przez ponad 1000 lat powstawaly tu swiatynie buddyjskie i shramy shintoistyczne więc posiadajac tyle historycznego dziedzictwa uznawana jest za stolicę japonskiej kultury i tradycji. To jedynie tutaj mozna spotkac prawdziwe gejsze. Czy nam sie to udalo? – czytajcie dalej zeby sie przekonać 😀

Zwiedzanie Kyoto rozpoczelismy od zobaczenia złotego pawilonu – Kinkaku-ji. To willa wybudowana w XIV w. przez sioguna Yoshimitsu, ktora pozniej zostala przeznaczona na swiatynie. Dzisiaj jest najbardziej znaną i popularną swiatynią w Kioto bo jest po prostu super fotogeniczna. Bardzo ladny jest rowniez park wokol swiatyni w stylu japonskim ktory sprawia ze spacer tutaj przy 35 stopniowym upale jest do wytrzymania. Mamy maly wodospad, rzeczke, mostki, kilka skałek, troche zwiru i kazdy z tych elementow tworzy podobno klimat ogrodu zen. Takiego z jednej strony ktory nie wymaga duzej pracy ogrodnika a z drugiej strony jest minimalistyczny co sprzyja medytacji i wyciszeniu.

Do swiatyni niestety nie mozna wejsc wiec zostaje ją obejsc z trzech stron i jechac dalej by zobaczyc srebrny pawilon.


Bardzo ładnie wygladaja bilety do złotego i srebrnego pawilonu

A srebrny pawilon prawie przegapilismy bo szukalismy faktycznie srebrnego chramu 😁 Moze nie jest tak okazaly jak zlota swiatynia ale park w jego otoczeniu jest naprawde niesamowity. Przede wszystkim jest niesamowicie zielono pomimo wysokich temperatur utrzymujacych sie tutaj dosyc dlugo i zamiast trawy rosnie tutaj mech. Podziwiac mozemy rowniez inne elementy ogrodu japonskiego jak specjalnie zagrabiony zwir 😮. Takiego ogrodu sie podobno nie podlewa a jedyna czynnoscia jest jego grabienie.

Te rowki to zagrabiony zwir
Srebrny pawilon

Następna w planach była tzw. Sciezka filozofów. To piesza sciezka przy kanale zbudowanym wokół małego strumieniu. Sama sciezka nic specjalnego ale mija sie po drodze rozne mniejsze swiatynie. Widac ze nie byly restaurowane ale to tylko dodaje im uroku. W jednej swiatyni byly czczone same zwierzeta i kazde z nich mialo swoj osobny oltarz: mysz, kot, waz, ptaszek i małpa.

I na deser zostawilismy sobie Gion czyli dzielnice gejsz w ktorej znajdują się najstarsze i najlepiej zachowane ulice w Kyoto. Z tego tytulu ten dystrykt jest pod scislym nadzorem miasta i zeby ochronic go przed wszedobylskimi turystymi wprowadzono zakaz wchodzenia i robienia zdjec w wewnetrznych uliczkach tego miejsca. My bylismy tutaj za dnia wiec mozemy sobie tylko wyobrazic o ile lepiej wygladaja te uliczki gdy są zapalone wszystkie lampiony. Natomiast spotkalismy tam prawdziwą gejszę i przeprowadzilismy pozniej na internecie dokladną analizę czy to byla gejsza czy maiko (dziewczyna uczaca sie na gejszę). Zazwyczaj taka nauka trwa 5 lat i o ile opanowanie tanca jest dosyc naturalne w tym wieku (maiko mają od 15 do 20 lat) to najdluzej trwa nauka prowadzenia konwersacji. I dopoki jej nie opanują we wlasciwym stopniu to maiko tylko siedzą i potakują usmiechajac sie do swojego rozmowcy 😀

I na koniec tego dnia zupelna niespodzianka. Myslelismy ze wchodzimy do jakiejs galerii (reklamowano ze są tam obrazy smoków 😀) a okazało się ze jest to stara swiatynia buddyjska, ktora na suficie swiatyni ma namalowane smoki. Ale całe to miejsce były tak bardzo w klimacie Japonii jakiego wczesniej tutaj jeszcze nie doswiadczylismy. W ramach calego kompleksu swiatynnego mozna bylo zwiedzic sobie caly dom z tatami na podlodze, przesuwanymi drzwiami, pomalowanymi scianami czy tez ogrodem w srodku domu. Bylo przecudnie. No i ten smok na suficie swiatyni naprawde robie ogromne wrazenie. W dodatku w tym czasie kiedy tam bylismy lunąl ulewny deszcz wiec jak to sie mowi to byl idealny czas i miejsce na zobaczenie tej swiatyni Kennin-ji.

Zeby przejsc miedzy budynkiem a swiatynia ze smokami trzeba zalozyc gustowne laczki 😂

ps1. Dzisiaj testujemy ramen- Tomek klasyczny z marynowanym jajkiem, ja na ostro z dodatkiem miso 😀 Zamowienie sie sklada i placi w automacie (tak jak w McDonals), obsluga wskazuje stolik i doslownie za chwile podaje juz dania. Mielismy obawy czy jesc cieply posilek przy 35 stopniach ale nie zalujemy .

ps.2. O tych torebkach damskich skladanych z chust czytalam w internecie ale na ulicach jakos ich specjalnie nie widzę

ps3. I na koniec zagadka. O co chodzi z tymi miskami? Widujemy je przy domach, przy swiatyniach. Czy ktos moze nas oswiecic ? 😀

ps4. Dzisiaj w parku wrzucalo sie pieniazki do wykopanego otworu. Tylko Tomek trafil czym wywolal zachwyt pozostalych probujacych. Ja byłam blisko 😀