Archiwum kategorii: Oceania

Dookoła ziemi start!

Tym razem zdecydowaliśmy się na wycieczkę objazdową. Oblecimy sobie ziemię. Jest to zgodne z filozofią Tomka aby nie wracać tą samą drogą którą już się szło bo to przecież nuda 😉 Będzie zatem trochę Ameryki i Australii a na koniec wpadniemy do Azji by sprawdzić dlaczego nas tam jak dotąd nie było. Bo może to duży błąd ? Sprawdzimy:). Pierwszy cel to Honolulu ale to dopiero za 32 godziny wiec jak to mówią w samolotach usiądź wygodnie, zrelaksuj się i rozkoszuj się lotem! 

Nowości na tym wyjeździe będzie zreszta kilka. Dostałam w prezencie GoPro więc chcąc nie chcąc wkraczamy na drugi poziom blogowego wtajemniczenia czyli skrzyżujemy bloga z vlogiem. Nie wiem jak to wyjdzie ale jakby co wszystko zostanie w rodzinie. Blog jest nadal znany tylko dla wtajemniczonych… przynajmniej mam taką nadzieje 🙂 

No i przede wszystkim pojawił się On. Dron. A raczej dronek bo to maleństwo mieści się w kieszeni kurtki. Co prawda jego wyposażenie podróżne jest porównywalne z wyposażeniem podróżnym Tomka (tak, tak… kolejna rzecz do bagażu Tomka która prawdopodobnie wygryzła jakiegoś t-shirta z podróży) ale i tak zajmuje imponująco mało miejsca jak na tak zaawansowany pojazd lotniczy z kamerą 4k. 

Dronek… a może Bronek?

Przedstawiam Wam zatem Model Mavic Air (czyżby skrót od Mały Ale Variat?), jeszcze bezimienny ale może dorobi się jakiegoś imienia w trakcie podróży. Będziemy mieli dużo czasu i wolnej przestrzeni na Outbacku w Australii żeby się nim nauczyć latać i może coś ciekawego nakręcić. A oto jego jeden z pierwszych lotów wystartowanych z naszego tarasu. 

Ps. Jak na razie pierwszych emocji dostarczyl nam lot Ryanerem do Londynu. Najpierw popsuł sie system komputerowy ale samolot byl jeszcze caly czas na ziemi. Zgodnie z zasadami informatyków najpierw go zrestartowali ale jak widać nie zawsze to działa i „u nich” tym razem też nie zadziałało. Po godzinie go naprawili a pasazerowie w tym czasie siedzieli w samolocie upakowani jak szprotki – jedni w tropikach (Tomek siedzial na koncu i miał upał) a inni jak na antarktydzie (ja siedzialam dla odmiany w pierwszym rzedzie i odmrazalam sobie nogi przy zimnym powietrzu wiejącym z otwartych drzwi samolotu. Bylo tylko 3 stopnie! Na szczescie samolot wystartował.. i nawet wylądował a my mieliśmy odpowiedni zapas czasu by zdążyć na kolejny:)

Ps2. Tomek w dalszym ciągu kontynuuje testy czujności kontrolerów na lotnisku. Tym razem chciał przemycić ipada wewnatrz placaka. Być może nie chciał aby przyćmił on naszego Bronka lecz niestety plan sie nie udał. Kontrolerzy nawet okiem nie łypneli na drona za to wygrzebali ipada i wysłali na zdrowotne prześwietlenie promieniami rentgena.

Pozdrawiamy z Londynu!

Brisbane – miasto dla ludzi

Kto by pomyślał że za mniej więcej 2,5 roku znowu nas zawieje do Australii. Tym razem jestesmy tutaj w ichniejszej zimie ale poniewaz bedziemy jechac na północ w bardziej tropikalny klimat to pogoda zakladamy ze bedzie jak u nas w lecie. Jedynie dnie będą bardzo krótkie bo zachód słońca juz o 17.00.

No wiec wyladowalismy w Brisbane. Wiedzielismy jedynie, ze to trzecie co do wielkosci miasto w Australii i wlasciwie tylko tyle. Nie zakladalismy specjalnie zwiedzania bo nikt nie reklamuje Brisbane jako must-have na liscie atrakcji australijskich tylko raczej traktowalismy jako baze przygotowujaca do dalszej podrozy. Ale miasto nas bardzo zaskoczylo… i to bardzo pozytywnie.

Brisbane to nowoczesne i zadbane miasto ktore w widoczny sposób dba o potrzeby ich mieszkańców. Jest tutaj zatem bezplatny prom CityHopper kursujacy miedzy przystaniami na rzece. Sa tez platne promy CityCat (czesciej kursuja) ale z tego co zauwazylismy nie maja takiego wziecia jak te darmowe. Są równiez bezpłatne autobusy, ktore kursuja po centrum. W ratuszu chcielismy wjechac na zabytkowa wieze zegarową i wstęp z przewodnikiem takze byl bezplatny. Dodatkowo muzea i biblioteka tez sa bezplatne.

Oczekujacy na City Hoppera
A tak wygląda sam City Hopper

I najwiekszy hit to wybudowany przy rzece aquapark z basenami, fontannami, nawiezionym bialym piaseczkiem…. ktory tez jest bezplatny. Brzmi swietnie nieprawdaz ? (my niestety bylismy poza sezonem i najwiekszy basen byl zamkniety). Obok basenow jest ogrod z zasadzonymi roznymi drzewa, i krzewami owocowymi i przyprawami. Przyprawy mozna sobie samemu zerwac a owoce z tych drzew zrywane sa przez straznikow i udostepnianie zwiedzajacym! Nie wolno jedynie wykopywac roslin… co wydaje sie byc dosyc oczywiste ale jak widac nie dla wszystkich 🙂

No a po miescie chodza sobie czarnopióre ibisy. Nie boja sie ludzi. Jest zakaz ich karmienia bo sie przyzwyczajają i terroryzuja pozniej restauracje.

Ibis australijski – pełnią tutaj rolę gołębi 🙂

No a teraz kilka faktow historycznych o samym Brisbane ( w koncu bylo sie w muzeum… bezplatnym oczywiscie :). Podobnie jak w Sydney pierwszymi kolonizatorami przybylymi tutaj z Europy byli mieszkancy kolonii karnej w ok.1800 roku. Jako ze ten teren okazal sie bardzo atrakcyjny z punktu widzenia klimatu i zasobow zlikwidowano kolonie (zeslancow wyslano do Sydney) i otworzono brame dla prawdziwych kolonizatorow zachecajac do nabycia tam ziemi „niczyjej” (choc ta ziemia byla zamieszkiwana przez dwa plemienia Aborygenow). Kolejny rozwoj miasta byl zwiazany z fala emigracji. Najwieksza grupe w pierwszej fali stanowili Niemcy po I i II wojnie swiatowej. Druga fala byla emigracja z Azji po wojnie wietnamskiej i obecnie jest trzecia fala z Azji, Afryki i Ameryki srodkowej. Mieszkancy Brisbane sa dumni z tego ze ich spoleczenstwo powstało na bazie tylu kultur i temu byla m.in poswiecona wystawa w muzeum.

I tak akurat przypomniala mi sie informacja, ktora widniala u operatora telefonicznego, u ktorego kupowalismy dzisiaj karte SIM. Napis brzmial w tlumaczeniu na polski – ZERO TOLERANCJI Nie akceptujemy tutaj agresywnego ani obraźliwego zachowania. I chyba mieli tutaj na mysli turystow bo Australiczycy sa przeciez super uprzejmi i pozytywnie nastawieni do innych.

Ratusz z zabytkowa wieżą zegarową
Spojrzenie na oryginalny mechanizm zegara z wieży

No i wracajac do Brisbane – miasto przezylo 5 duzych powodzi. Sprawcą jest rzeka Brisbane, wokol ktorej zbudowane jest miasto. Ostatnia duza powodz byla w 1994 roku, z kolei pierwsza powodz przyspieszyla wycofanie sie Aborygenow z tych ziemi w gląb lądu.

Miejsca pierwszych osadników w Brisbane

Obecnie muzea sa bardzo interaktywne. Mozna bylo namalowac jak widzimy dzisiaj Brisbane. Albo wytworzyc jakies dzielo z kartonu i tam wkleic (ja zrobilam ale nie ma sie czym chwalic). I najbardziej podobala nam sie budka fotograficzna, w ktorej wybieralo sie zdjecie jakiegos tubylca i w trakcie w ktorym on opowiadal swoja historie komputer miksowal rysy naszej twarzy z tą mówiąca osobą. No i tak wyglada zmiksowany Tomek z aborygenem a ja z japonką 🙂

Ps. Byc moze nie testujemy tutaj wyszukanej kuchni ale mozemy powiedziec z reka na sercu ze przetestowalismy wszystkie rodzaje chipsow. Tomek ze szczegolna troska testuje wszystkie pringelsy (ostatnio byly o smaku pizzy, tutaj sa dostepne australijskie wynalazki), ja z reguly testuje te z batatów i taro. I wniosek jest jeden – wszystkie chipsy u nas w Polsce sa przesolone.


I sushi na obiad 🙂

Ps2. Mysle ze jest to idealne miejsce dla Kuby. Jezeli znudza mu sie studia moze zaczac tu grac na ulicy

A jak znudzi mu sie zupelnie granie to moze ze swojej perkusji zrobic jaką „sztukę” i wstawic do tutejszego muzem. Tylko musi najpierw miec kolege od siłki i oskalpowac jakas dziewczynę.

Wsród koali i kangurów

Dzisiaj kolejny dzien zachwytu nad miastem Brisbane. To tutaj znajduje sie rezerwat koali, gdzie mozna na nie spojrzec z bliska, pogłaskac a nawet potrzymać. Trudno sie oprzeć zeby tego nie robić bo te torbacze są naprawde przesłodkie. Troche zaspane bo dla nich to srodek nocy ale galazka swiezego eukaliptusa moze czynic cuda.

Oprocz koali sa tu rowniez inni znani reprezentanci Australii jaki wombaty, dziobaki, diably tasmanskie, kazuary, emu, nietoperze, dingo, papugi i krokodyle. Najwiekszy fan to wybieg kangurow, ktore mozna poglaskac i nakarmic specjalna karma (spróbowaliśmy jej z Tomkiem , nic specjalnego, smakowalo jak trociny – nic dziwnego ze tylko te najbardziej glodne kangury sie na to kusily 🙂

Tomek z kolegą kangurem
Selfik z emu
Wombacik jak widać ma sjestę
Tomek stara się zaprzyjaźnić…
A ja przekupić…
A to śmiejąca kookaburra
I na koniec nietoperki 🙂

Po poludniu postanowilsmy pozwiedzac Brisbane na hulajnogach elektrycznych. To ta sama firma co swiadczy ten serwis we Wroclawiu ale tutaj zdecydowanie jest wiecej szlakow pieszych dostosowanych do takiej jazdy. Aaa… i tutaj obowiazkowe są kaski. Inaczej może być mandacik.

Ps. Zeby uczcic tak mily dzien postanowilismy porzucic kuchnie azjatycka na rzecz porzadnego steka (flank steak z sosem pieprzowym)

W drodze na outback

Nadszedł czas opuścić miasto i wyruszyc na australijski outback czyli ziemie wewnatrz kontynentu, ktora sa mniej zaludnione i nie zostaly jeszcze zagospodarowane przez ludzi. Aby tam dotrzec zarezerwowalismy większego SUVa (Mitsubushi Outlander) aby miec w razie czego naped na 4 koła i od biedy móc sie w nim przespac. No i dostalismy model ktory chcielismy … ale niestety zabrali nam z samochodu naped na 4 koła. Duze rozczarowanie. W samochodzie pozostala jedynie zaslepka na przycisk uruchamiajacy 4wd. 🙁 No nic. Trzeba bedzie rozwazniej wybierac drogi i pewnie odpadnie tez czesc kampingow ale damy rade. Poza tym mamy tyle ciekawych miejsc do zobaczenia na wybrzezu ze zobaczymy ile czasu nam zostanie na outback. Ta australijska część wakacji bedzie sie planowala w ich trakcie wiec trudno nam dzisiaj przewidziec gdzie będziemy i co zobaczymy.

Jutro mamy w planach caly dzien na Fraser Island. To najwieksza na świecie wyspa skladajaca sie z samego piasku, na ktorej rosnie las deszczowy. By jechac na tą wyspę trzeba by bylo i tak mieć prawdziwe terenowe auto wiec wyruszymy jutro na wycieczke z firma organizujaca takie jednodniowe road tripy.

Dzisiaj spimy na campingu w Inskip Penisula i wyspe Fraser wlasciwie mamy na wyciagniecie reki. To stad najczesciej odplywaja promy na wyspe Fraser. Jest to zaraz obok miejscowosci Rainbow beach, ktore slynie z roznokolorowej skarpy z piasku. Dzisiaj dotarlismy tutaj juz przed zmrokiem i nie bylo czasu jej obejrzec ale jutro badz ostatecznie pojutrze przed wyjazdem powinnismy to nadrobic

.

Inskip Point

Ps. A ten obrazek powyzej to widok z naszego campingu. Na zachod slonca co prawda nie zdazylismy ale i tak bylo ladnie na plazy. Ta wyspa w oddali to Fraser Island, nadz jutrzejszy cel. I dzisiaj na kampingu spimy z dziki indykami, kookobari i kosoglosami. Na szczescie to nie są bardzo ranne ptaszki i zaczynaja spiewac okolo godz.6

Ps2. Czy wiecie ze marka M&Ms ma rowniez czekolady ? Oczywiscie nadziewane mms-ami 🙂

Fraser Island (1 młody dingo i pierwszy wąż :)

Fraser Island to najwieksza na swiecie wyspa zlozona jedynie z piasku. Jej linia brzegowa jest rowna 75 mil stad plaza wokol całej wyspy nazywa sie 75 miles beach i przede wszystkim jezdzi sie nią samochodami. Oczywiscie terenowymi. Wlasciwie to zadnym innym nie ma sensu sie tutaj dostawac bo na wyspie nie ma ani jednej drogi utwardzonej. Pełen off ride.

75 miles beach

Wyspę zamieszkuje od zawsze plemie Butchulla. Dzięki temu ze zyja zgodnie z 3 swoimi prawami wyspa zachowala nieskazitelnie czyste potoki, krystaliczne jeziora  i dzikie lasy deszczowe. A te 3 prawa ludu Butchulla to:

  1. Cokolwiek jest dobre dla ziemi ma pierwszeństwo ( i na przyklad nie poluja na nic, co o wlasnych silach nie mogloby sie wydostac z tej wyspy by chronic naturalne zasoby tej wyspy) -zyjace wiec tam psy dingo sa wg tego prawa chronione jako naturalny element ekosystemu. Lub nie kapia sie w potokach, uzywajac ich jedynie do obrzedow np. kapia w nim dziecko zaraz po urodzeniu ( podobno woda w nich jest tak czysta ze moga to robic bezpiecznie)
  2. Jezeli masz dużo musisz sie podzielić z innymi 
  3. Nie bierz badz nie dotykaj niczego, co nie jest twoją własnością.      

Przetrwali do dzisiaj i 3 paski ktore maluja na skorze oznaczaja wlasnie te 3 prawa.

Wyspa Fraser to rowniez jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie żyją dziko psy dingo. Podobno jest ich okolo 200. I nie sa to przyjazne pieski ale dzikie zwierzeta, ktore są tutaj na szczycie lancucha pokarmowego. Z tego powodu turysci musza przestrzegac reguly, zeby nie zabierac zywnosci ze soba tylko ja przechowywac w specjalnym pojemnikach.

Troche przypominalo to zasady dotyczace niedzwiedzi w Yellowstone ale rowniez same zasady bezpieczenstwa przy spotkaniu oko w oko z dingo byly zblizone: chodzic w grupach, przy spotkaniu nie uciekac i nie wykonywac zadnych przyjaznych gestow, stac w miejscu aby dingo sie znudzil i sobie odszedl, a jak zaatakuje to wowczas walczyc. Z opisu zachowania bardziej przypominaja wilki natomiast z wygladu… mi przypominaly kojota. Spotkalismy jednego mlodego dingo przy przejezdzie plażą 75 miles beach, jakis taki wychudzony byl biedak. My sporzelismy na niego, on na samochod …i pojechalismy dalej.

Najladniejszym miejscem na wyspie jest jezioro McKenziie. Takie z krystaliczną  (dosłownie) woda i bielutkim piaskiem. Woda w jeziorze jest słodka i pochodzi  z deszczu wiec sa bardzo regorystyczne zasady korzystania z  jeziora. Nie mozna m.in stosowac olejkow do opalania bo wszystko co dostanie sie do jeziora bedzie tam przez wiele lat. Po prostu nie ma odplywu. Niesamowite wrazenie robi widok dna z bialego piasku ktore nagle zaczyna byc bardzo glebokie. Jezioro ma 60 m glebokosci.

Druga atrakcją na wyspie jest spacer po lesie deszczowym. Troche innym niz na hawajach (tam bylo duzo paproci i dzikich bananowcow) a tu były glownie palmy i wysokie drzewa owiniete lianami ( te liany to pasozyty ). I byly jeszcze krystaliczne czyste potoki z bialym piaskiem na dnie. No wiec idziemy sobie tym lasem deszczowym i podziwiamy otoczenie az tu nagle patrzymy wąż wyleguje sie na skałce. Raczej sie nie wygrzewal bo wlasnie zaczelo padac no ale to chyba czeste w lasach deszczowych. Musze powiedziec ze bardzo docierpliwie zniósł grupe 10 osob robiaca mu zdjecia. Sprawdzilismy pozniej co to byl za waz – to byl pyton dywanowy (i mial piekne wzory na skórce). Dla mnie wniosek po tym spotkaniu jest jeden. Niestety musze zaczac nosic okulary nie tylko do samochodu bo przeszlabym kolo węża i nawet bym go nie zobaczyła gdyby nie inni 🙂

Pyton dywanowy

Ps. No to do kolekcji australijskich zwierzat brakuje nam juz tylko pajaka ( bo te male w toalecie sie chyba nie licza), krokodyla, meduzy i rekina. No to jedziemy jutro dalej na polnoc gdzie jest wieksza szansa je spotkac 🙂

Ps2. Liscie tutejszych palm sa wodoodporne. Butchulla skladalo na pol dolną czesc liscia, obszywalo boki i uzywalo ich do przenoszenia wody.