Warto było zrobić ponowne podejscie do zwieszania klasztoru Hieronimitów bo to zabytek klasy „zerowej”. Klasztor oraz przynależny do niego kościół budowano w XVI wieku przez ponad 100 lat za pieniadze zarabiane na handlu z Indiami. Zasluzenie zatem spoczywa tutaj sobie w grobowcu z białego kamienia Vasco da Gama, ktory jako pierwszy odkrył droge morska do Indii i przysporzył znacznej gotowki krolowi Portugali na handlu przyprawami z Azja zachodnia.
Pierwsza refleksja ktore pojawia sie po wejsciu na klasztorne kruzganki to nieogarnialny kawał pracy, ktora musiał poswiecic ktoś na wyrzezbienie tego wszystkiego w kamieniu. To ze trwalo to okolo 100 lat i kosztowalo fortune to wiemy z historii ale ile bylo musiało byc tych rzezbiarzy ? Pewnie sporo. Kazda kalumienka ( a na gornych kruzgankach jest ich dokladnie 12) ma wyrzezbiony inny wzor, inny pomysl na kompozycje kwiatków, zwierzat czy tez abstrakcyjnych wzorow.
Kolejnym zabytkiem ktory uparcie chronił swoich tajemnic to ruiny kościoła Karmelitów. Robiliśmy do niego trzykrotne podejscie aby go obejrzec od środka bo albo była niedziela (a on ma status muzuem i byl zamkniety), albo było 15 minut po czasie zamkniecia ( a przewodnik z internetu twierdzil ze mial byc czynny do 19) ale w koncu jest. Udało sie. I oto co zostało z niego po słynnym trzesieniu ziemi z roku 1755, ktory zmiótł z powierzchni ziemi znaczaca zabudowę Lizbony. Postanowiono go nie odbudowywać aby pozostał jako upomietnienie ofiar tego trzesienia.
W górę i dół mknie tramwaj linii nr 28 po kretych i waskich uliczkach najbardziej znanych dzielnic w Lizbonie: Alfamie, Baixe czy Bairo Alto. Te żółte stare tramwaje sa jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Lizbony wiec widzimy je wszędzie, na pocztówkach, obrazach ulicznych malarzy i oczywiscie stoiskach z pamiatkami.
Podobno Lizbona leży na 7 wzgórzach i co prawda wiekszosc znanych stolic w Europie chwali sie ze lezy na wzgórzach ( Rzym, Praga, Budapeszt) to dopiero tutaj jest to bardzo odczuwalne. Mieszkamy niedaleko glównego deptaku Avenida da Liberdade i powrót do domu wiaze sie albo ze stromym podejsciem albo ze stromym zejsciem. Dlatego dzisiaj oszczedzalismy siły i testowalismy system transportu miejskiego czyli tramwaje, autobusy i metro. Wszystko działa na jeden bilet całodzienny i tylko kolejka kabinowa wybudowana wzdłuż hal wystawowych z okazji Expo1998 poprosiła nas o dodatkowa opłatę.
Pogoda dzisiaj rano odmówiła współpracy wiec postanowilismy zobaczyc z bliska most Vasco da Gamma ( najdluzszy 16-km most w Europie) oraz Oceanarium (podobno tez jedno z najwiekszych w Europie ale ostatnimi czasami bylismy w kilku wiec zaskoczyły nas jedynie fladry widziane z bliska z tymi oczami po jednej stronie ciała i smoki morskie czyli takie koniki morskie w dodatkowymi wypustkami). Ale i tak najsłodsze były ogrodowe wegorze ktore wygladały jak wystajace dżdżownice z piaskownicy 😉
No i atrakcja dnia miał być klasztor Hieronimitów i wieza w Betlem. Był…szkoda tylko ze zamkniety w poniedzialki dla zwiedzajacych 😉 No nic. Jutro rano trzeba bedzie wczesniej wstac to nadrobimy ta atrakcje 😉
Kupujac bilety do Lizbony nie byliśmy świadomi, że to właśnie to miasto jest uznawane przez wiekszosc podròżników za najładniejsze a na pewno najprzyjemniejsze do życia na świecie. I trudno się z ta opinia nie zgodzic. Mamy tutaj kolorowe kamienice, koscioly i duze budowle z bialego kamienia, kilka reprezentacyjnych placy, tramwaje pełniace funkcje windy i tuk-tuki podbierajace turystów czarno-zielonym taksówkom. A pomimo tej róznorodnosci jest najbardziej spójnym miastem w jakim byłam. Nie razi tu w oczy nic, nawet suszace sie pranie z okien wydaje sie naturalnym i oczywistym jego elementem.
Jednym z najbardziej charakterystycznych motywów Lizbony sa płytki tzw. azujeros, którymi obkafelkowana jest elewacja większości starych kamienic. Podobno kilka wieków temu mieszkańcy Portugalii doszli do wniosku że to własnie glazura najlepiej znosi zab czasu i zaczeto stosowac ja nie tylko w kosciołach, ale rowniez jako standardowy element wykonczenia domów. Kamienica w której mieszkamy ma dosyc typowy wzór i kolor kafli jak na Lizbone gdzie dominujace sa bialo niebieskie wzory. Jak możecie zauważyć na tytułowym zdjeciu wejscie do naszego mieszkanka mamy prosto z ulicy, drzwi ryglowane sa za pomoca pionowego pretu …ale za to w srodku mamy juz XXI wiek z elegancko urzadzonym wnetrzem i wszelkimi wygodami. No i mieszkamy kilka minut od stacji slynnego tramwaju nr 28 ale o nim jutro bo jeszcze się nie zdazyliśmy nim przejechać;)
Same centrum Lizbony słynie z pięknych kościołów (te najpopularniejsze to ruiny kosciola karmelitów, bogato urzadzony kościół św. Rocha i katedra Se o surowym, wrecz pustym wnetrzu ale za to z ponad 800 letnia historia) oraz zamku św.Jerzego z którego murów roztacza się piękna panorama miasta. Jak dodamy do tego waskie uliczki z przytulnymi restauracjami w zaułkach, z grajaca muzyka fado w tle i przestronnymi placami z bijacymi biela po oczach pomnikami bohateròw minionej epoki to otrzymamy miasto przypominajace z jednej strony slynne wloskie miasta jak Wenecja i Florencja, a z drugiej strony miasto przyjemne do zwiedzania i spacerowania bo ilosc uliczek i miejsc wartych do zobaczenia pozwala rozproszyc sie turystom. I to jest baaaardzo duży plus by móc sie cieszyc zwiedzaniem a nie koncentrowac sie na przepychaniu pomiedzy turystami.
No a teraz kacik kulinarny. Na poczatek spróbowalismy typowych zup portugalskich (rybnej i fasolowo-miesnej) zaserwowanych w nowoczesnie urzadzonym budynku targowym. Dla mnie rewelacja ale ja jestem fanem wszelkich zup. Patrzac na Tomka pałaszujacego cała miske obiektywnie moge napisac ze bylo warto.A na deser poszły najbardziej znane ciastka z Lizbony czyli pasteis de nata. To takie babeczki z ciasta zblizonego do francuskiego, wypelnionego kremem jajecznym i zapiekane w piekarniku stad ich charakterystyczne czarne przypalenia. Jutro sprobujemy ich w oryginalnej recepturze, bo te originalne nazywaja sie pasteis de betelem i wymyslone zostaly przez braciszków z klasztoru Hieronimitów, gdzie jutro zamierzamy sie udać.
I na koniec panorama Lizbony. Czyz te czerwone dachy nie kojarza Wam sie z Dubrovnikiem? 😉