Archiwum kategorii: Europa

Zell am See i Rote Achter we Flachau 😀

No to zostawiamy już Austrie i jedziemy do Włoch. Ale ze po drodze było Zell am See to zaplanowalismy ze zrobimy tam sobie przerwe obiadową. W miedzyczasie na drodze zaczęły pojawiac sie coraz to ładniejsze krajobrazy alpejskie i tym oto sposobem przejechalismy swoj zjazd oraz cofnelismy sie w czasie o pare badz nawet parenascie lat. Bo wjechalismy do Reitdorf koło Flachau (minelismy pensjonat pani Pytlerowej), potem przejechalismy obok stacji kolejki Rote Achter (nawet jezdziła 🙂 i na koniec wjechalismy do Wagrain. Wspomnienia z wyjazdow narciarskich wrociły wraz z pytaniem Dlaczego juz nie jezdzimy na Lady Woche do Ski Amade ? Pytanie pozostawiam otwarte 😀 A z ciekawostek to wszedzie wokoł trwały sianokosy (a trawa na zboczach była wsciekle zielona) i na placach badz rondach pojawiały się dziwne ludziki zrobione ze słomy 😀


Dojechalismy do Zell am See, wchodzimy na głowny deptak a tam spaceruja raczej starsze roczniki i to niektore ubrane w te tyrolskie porcięta. Taka jak widac panuje tam wakacyjna moda a raptem wczoraj sie zastanawialismy się gdzie w tych strojach mozna by sie pokazać.


No i jestesmy już na miejscu – spimy najblizsze dni w Vigo di Cadore. Miejscowka na uboczu, z przepieknym widokiem na Dolomity i z kilkoma domami na krzyż. Spokoj zakloca jedynie dzwon z pobliskiego kosciola, ktory bije co godzine. Mamy nadzieje ze w nocy ma przerwę bo dzisiaj mielismy pobudke o 5.30. Ktos pukał do naszych drzwi o tej porze. Najpierw to zignorowalismy ale poniewaz pukanie zaczelo byc bardziej natarczywe i pojawil sie jakis monolog po niemiecku uzgodniłam z Tomkiem ze otwieram drzwi. Po uchyleniu drzwi moim oczom ukazal sie niewysoki, ubrany jedynie w slipy starszy pan ( no w sumie nie taki stary, mial na oko ponad 50 lat 🙂 ktory widzac moja twarza lekko sie przerazil i nerwowo przepraszajac uciekl na nizsze pietro. I o ile dla nas sytuacja byla w miare oczywista spiesze wyjasnic co sie wydarzylo. W tym hostelu w ktorym spalismy lazienki znajdowały sie pół pietra nizej. Pan wiec mało rozbudzony o tej godzinie zamiast pojsc w dol poszedl na gore i trafil po nasze drzwi. Jako ze drzwi nie posiadaly klamek tylko zamki na kody pewnie nie pamietal kodu do drzwi stad tak uporczywie pukał. Mysle ze tego dnia na pewno nauczyl sie kodu na pamiec 😀

Vigo de Cadore – widok z naszego tarasu 😀

Wokół Tre Cime di Lavaredo

Na pierwszy trekking wybralismy kultowe 3 turnie czyli Tre Cima. To ponoć jedna z najładniejszych tras widokowych w Dolomitach, niezbyt długa i bez większych przewyższeń. No jedno było ale faktycznie to trasa dla każdego.

Zaczęło sie naprawdę ładnie. Juz jadąc do Mesuriny, przepieknie połozonej miejscowosci nad jeziorem, która znajduje się tuż przed samym parkiem Tre Cima, jechaliśmy z widokiem na południowe sciany Tre Cimy. Ale to dla tych północnych ścian Tre Cimy wszyscy tu przejazdzaja by przygladac sie pionowej scianie Cima Grande (to srodkowa wieża), na ktorej znajduja sie jedne z trudniejszych przejsc wspinaczkowych w Alpach.

Tutaj turysci poprosili Tomka o zdjęcie i pies sie nim zainteresował 😀

To ujecie powyzej nie oddaje skali ich wielkosci. Wiec moze sprobujmy ze zdjeciem panoramicznym ? Nadal nie to. Trzeba tu samemu przyjechac i to obejrzec 😁

W rejonie Tre Cima widzielismy co najmniej 5 schronisk. Poszlismy szlakiem, ktory mijał 4 z nich a wstąpiliśmy do 3 w różnych potrzebach😀Tutaj podobnie jak w Szwajcarii nie ma jednego konkretnego wytyczonego szlaku, sa sciezki ktore sie krzyzuja i mozna isc kazdą z nich. Co wiecej pomimo ze to park narodowy nawet nie trzeba chodzic po tych sciezkach tylko isc tam, gdzie sie komu zywnie podoba. Dzięki temu ta cała masa turystów ktora rownoczesnie z nami przyjechała tutaj czasami rozbijała sie na kilka dróg. Większosc zmierzała jednak do schroniska Dreizinnenhütte, z ktorej był najlepszy widok na 3 turnie.

Tutaj jakis ptaszek przyleciał do nas na „sępa” a jesteśmy tutaj na wysokości 2400m

Nie da sie ukryc ze Tre Cima jest na szlaku główną gwiazdą ale pozostałe okolice sa rowniez piękne. Pod koniec szlaku za schroniskiem Lavaredo jest z kolei punkt odciecia, w którym po lewej mamy Tre Cime i kamienisty krajobraz a po prawej zielone urwiska porosniete kosodrzewina.

Z innych ciekawostek to można spotkać sporo psów na szlakach. Bardzo dużo turystów z nimi tutaj wędruje albo na smyczy albo niosąc je na plecach w specjalnych plecakach. To rozwiazanie sie sprawdza w przypadku mniejszych psów. Widzieliśmy rowniez jak pod koniec trasy wlasciciele niesli je na rekach. Trasa co prawda nie jest zbyt długa (miedzy 9 a 11 km w zaleznosci od wyboru sciezek) ale momentami taka zwirkowo-kamienista, co przy jej nachyleniu w górę lub w dól moze sprawiać lekki kłopot. Sama zjechałam na tych kamyczkach dwukrotnie wiec wiekszosc turystow chodzi z kijami trekkingowym. Ja rowniez postanowilam odkurzyć swoje przy tej okazji.I na pozegnanie juz ostatni rzut okiem na Tre Cime tym razem od strony wschodnio- północnej

Te male sciezynki na zwirze to dojscia dla wspinaczy pod skałe


Ps. Mamy ze soba drona ale w parkach narodowych nie mozna ich puszczac. Turysci sie do tego nie stosuja i nawet przy nas lecialy dwa, czy nawet trzy drony. W ostatnim schronisku jest zrobiony straszak ze znalezionych dronow (szesc dronow wbitych na pal a dokładniej widły😀) z przypomnieniem o tym zakazie.

Ps2. Na obejrzenie pozostałego tysiaca zdjec turni Tri Cimy zapraszam w przyszlosci do galerii 😀

Ps3. Tanszym sposobem dotarcia do parku jest dojazd na parking przy schronisku Auronzo autobusem publicznym. To moze byc rowniez jedyna opcja dla tych, ktorzy odpowiednio wczesnie tutaj nie przyjadą. Parking zapelnia sie dosyc szybko i przed wjazdem na platny odcinek drogi widzimy na bieżąco ile miejsc zostalo jeszcze na parkingu. Jak my wjezdzalismy bylo jeszcze 146 miejsc na samochody osobowe i 0 na kampery 🙂

Cinque Torri i Lagazoui

Dzisiejszym planem miał być jakiś krótki trekking bo wczoraj nas słońce lekko przypiekło oraz zwiedzenie Cortiny d’Ampezzo, ktora jest jednym z glownym osrodkow narciarskich w Dolomitach. Wlasciwie zwiedzenie chcielismy ograniczyc do kupienia butli z gazem (bo ta francuska wersja butli z Decathlonu okazala sie ze nie ma gwintu ?!). Wybraliśmy więc sobie okreżną trasę wokół kolejnych bardzo znanych skał w Dolomitach – Cinque Torri. Te sciany sa juz bardziej dostępne wspinaczkowo więc kilka zespołów oblegało jego najwyższą wieżę Torre Grande.

Szlak zaczyna sie waską sciezka wysoko obudowaną kamieniami, która okazuje sie być okopami. Cały pierwszy odcinek szlaku to takie muzeum I wojny swiatowej, w ktorej Austriacy i Włosi walczyli o zdobycie tego terenu. Jedni walczyli z góry a drudzy podkopywali sie z dołu. W efekcie bardzo duzo sciezek i nawet ferrat to sciezki utworzone przez Austrakow. Z kolei rozne tunele w gorach, przekopy i otwory w skale to dzielo Włochów. Jednym słowem i jedni i drudzy zmienili tutaj krajobraz bezpowrotnie ale jak jest wojna to nie liczy sie ofiar. Nam sie osobiscie zwiedzanie w okopach (czy raczej okopów) nie do konca podobało więc zrobilismy częśc tej trasy nad okopami 😀

Kolejny odcinek szlaku na szczescie wynagradza ten pierwszy. Sciezka juz jest odpowiednio węższa, poprowadzona w skałach i oczywiscie z widokiem na Cinque Torri ( tym razem na mniejsze wiezyczki). Ostatni odcinek szlaku umozliwa zmianę krajobrazu ze skalistego na piękną zieloną dolinę.

Ciekawe ze ziemia tutaj jest bardzo czerwona 🧐

Całe okrążenie konczymy piknikiem w punkcie startowym trasy… i wówczas zauważamy schronisko położone na szczycie skalistej, masywnej góry która jest dokładnie naprzeciwko nas. I juz wtedy wiedzielismy ze widok z tamtego miejsca musi byc niesamowity wiec Tomek zaczyna wypatrywac szlaków na tej górze no bo jak jest schronisko to pewnie i musza byc sciezki dojscia do niego. I tym sposobem wypatrujemy kolejkę ostro windująca sie na ten szczyt. Jak doczytujemy w internecie pokonuje ona 630 metrów różnicy wzniesień w mniej niż 3 minuty będąc zawieszona na linach bez pośrednich słupków nośnych. I juz wiemy ze chcemy nia wjechac jeszcze dzisiaj.

Po wyjsciu z kolejki wchodzimy na taras i zbieramy szczęki z podłogi bo przed nami jedna z najpiękniejszych panoram górskich jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Do konkursu zawsze beda stawac panoramy z gor szwajcarskich, z 4 -to tysiecznikami w tle ale nigdy te ogladane góry nie były tak blisko. Zresztą zobaczcie sami – tak wygladalo mniej wiecej wyjscie z kolejki 🙂

Powyzej wyciagu znajduje się schronisko, ktorego taras tylko rozszerza widziana panorame. A mozemy z tego miejsca zobaczyc Dolomity od masywu Tofane, przez Civiette i Marmoladę, aż po grupę Sella. Widac oczywiscie nasze Cinque Torri ale z tej perspektywy jakies takie malutkie i drobniutkie się wydają.

Po oswojeniu sie z widokami zauwazamy drogowskaz „ Do tunelu i galerii 10min” wiec nie zastanawiajac sie dlugo tam zaczynamy schodzi. Nic o nich nie wiemy ale czas dojscia nam sie bardzo podoba. Pojawiaja sie na drodze stalowe linki, sciezynki zaczynaja isc przy polkach skalnych i widoki stąd sa naprawde odbierajace oddech. Dochodzimy znowu do jakis okopów ale szukamy nadal tunelu. Jak sie okazuje tunel jest wejsciem do bardzo niecodziennej ferraty, ktora prowadzi 500 m tunelem wydrazonym w skale. I to ze znacznym spadkiem. Niestety trzeba miec ze sobą co najmniej kask i czołówke. My nie mamy ☹️, nie nastawialismy sie na ferraty. I nigdy wczesniej nie slyszelismy o tym miejscu. Podobno ta trasa nawet nie jest trudna 😢. Natomiast widok z tego miejsca jest na razie no.1 (czytać: numero uno) tego i nie tylko tego wyjazdu i pewnie trudno bedzie go już przebić 😀

ps.1 Zeby nie bylo dotarlismy rowniez do Cortiny. Zakupilismy tam butlę gazową i lody 😀 Wloskie gelato to jednak marka sama w sobie 👌 Nie rozumiemy jak mozna sie ograniczac tylko do jednej gałki w takim miejscu 😊

ps2. Dla zainteresowanych wykaz masywów, ktore mozna dojrzec ze szczytu Lagazoui

Ps.3. W Cortinie były zawieszone pod wiaduktem koła olimpijskie. Zastanawialismy sie w ktorym to roku byla tam olimpiada. Dopiero pozniej doczytalismy ze w Cortinie dopiero bedzie zimowa olimpiada w 2026 roku 😀

Lago di Sorapis – podobno najładniejsze jezioro w Dolomitach 😀

Dzisiejszy trekking wybrałam ja:) Mamy co prawda ze sobą dwa przewodniki po Dolomitach ale opisujace drogi typu ferrata. Kupilismy je kilka lat temu planujac wyjazd w Dolomity wlasnie pod kątem ferrat. Niestety plan realizujemy kilka lat pozniej zabierając ze sobą dodatkowy, nieplanowany balast, ktory powoduje ze zamiast czerpać przyjemnosci z tego typu szlakow byłby dla nas walką o życie. Dzisiaj juz wiemy ze chcemy wrocic tutaj na ferraty jak podreperujemy kondycje. Na szczęscie trafiamy dosyc przypadkowo na jakies odcinki ferrat (np. szukajac wczoraj tunnelu 🙂 lub na zwykłym szlaku zdarza sie bardziej eksponowany moment. Tak bylo i dzisiaj ale zacznijmy od poczatku 😀

Jako ze to nasz ostatni trekking w tej czesci Dolomitow (okolice Tre Cimy) Tomek proponuje abym to ja cos poszukała i zaproponowała. No wiec mowie ze wyszukałam trekking nad jezioro Sorapis. Po lesie ? Taka była pierwsza reakcja. Ale po dokładniejszym sprawdzeniu trasy juz wiedzielismy ze to nie bedzie tylko las ale rowniez ladne widoki ze zbocza góry, pojawia sie schody i nawet krotkie odcinki ze stalowymi linami. No wiec decyzja idziemy jutro nad jezioro 😀

Początek szlaku zgodnie z oczekiwaniem zaczyna sie w lesie. W oddali slychac pasterskie dzwonki …wiec lekko sie dziwimy mijając grupę młodych koni zamiast krów, ktore pasą sie przy łące. Droga leśna szybko mija, przechodzimy rzekę (a wlasciwie miejsce gdzie kiedys płyneła) zastanawiajac sie jak przechodzi sie to miejsce na wiosne, kiedy rzeka sie pojawi. I od tego momentu wchodzimy już na węższą sciezke z kamieniami i korzeniami, ktore nie opuszczą nas juz do samego końca szlaku. Dosyc szybko zaczynamy isc zboczem góry mając przed sobą dosyc blisko czerwone masywy Dolomitow i nieśmiało pojawiajace sie coraz czesciej kosodrzewiny. Nie ukrywam ze sam widok kosodrzewiny i zapach zywicy to zdecydowanie moj klimat na wędrowanie.

Za połową drogi pojawiają sie momentami skały, po ktorych trzeba przejśc by iśc dalej. Niespecjalnie wymagające ale bedace testem dobrego obuwia trekkingowego bo skały są tak wyślizgane ze az czasami błyszczą. Jest sucho wiec trasa jest bardzo bezpieczna ale koniecznosc wchodzenia i schodzenia ze skał zaczyna powodować pierwsze zatory na szlaku. Jest weekend wiec wiemy ze w miare uplywu czasu bedzie coraz gesciej na szlaku bo te jezioro to podobno najladniejsze jezioro w Dolomitach 😁

No i w koncu jest. Jeziero Sorapis. Faktycznie ładne. W mleczno-błekitnej wodzie odbija się pobliska góra. Ten niesamowity kolor wody podobno jest powodowany zawiesina z wapna, ktora wyplywa tutaj z Dolomitow. Przy brzegu wystają białe skałki, ktore praktycznie zawsze są zajęte przez turystów. Obchodzimy jezioro, testujemy drona i kierujemy swoje kroki do schroniska. Schronisko lezy ciut wyzej i nie ma widoku na jezioro ale ma za to super widok na panaramę pobliskich masywow Dolomitów. I nagle nas olsniło… przeciez my tutaj patrzymy na Tre Cime! Ten widok towarzyszyl nam od połowy szlaku ale poniewaz byl z tyłu to sie mu nie przygladalismy.

Coraz wiecej ludzi przybywa nad jezioro wiec czas wracac do domu. W powrotnej drodze przekonujemy sie dlaczego na trasie są stalowe liny. W kilku eksponowanych miejscach dziwiła nas ta lina ale bedac w tym miejscu w duzej grupie osob, ktora sie mija z drugą dużą grupą osób, zaczynam dostrzegac jej przeznaczenie. No dodatkowo moze byc potrzebna w deszczowa pogodę wiec dobrze ze jest. No nic … przynajmniej w jedna strone mielismy komfort nie przeciskania sie w tlumie na tej trasie. I tak bylo warto tutaj byc. Trasa zdecydowanie na tak. A jutro zmieniamy dolinę i po drodze jedziemy nad kolejne najladniejsze jezioro w Dolomitach 😂

ps. Hitem turystycznym jest tutaj smycz na telefon. Umozliwa powieszenie telefonu na szyi i korzystanie z niego na ferratach, wedrowkach czy rowerze. Patrzac jak duzo osob ma je tutaj bylismy przekonani ze mozemy to kupic bez problemu w najblizszym „kiosku”. Zapytalismy sie wiec spotkanych tutaj Polakow gdzie kupili smycz i powiedzieli ze na Allegro. Szkoda, bo by nam sie tutaj przydała.

Lago di Braies

Opuszczamy dzisiaj rejon Tre Cimy i jedziemy w nową dolinę Alte Baido. Po drodze zegnamy sie z miasteczkiem Auronzo di Catadore. Kazda nasza wycieczka zaczynała i konczyla się przejazdem przez to miasteczko, ktore w trakcie kilkukilometrowego przejazdu prezentowalo trzy okazale koscioly, pieknie ukwiecona pergolę i sztuczne jezioro z zaporą, ktorego kolor bardzo przypominał wczorajsze jezioro Solarpis.

Jezioro w Auronzo di Catadore

Zjezdzamy z glownej drogi w kierunku parku narodowego Fanes-Sennes-Brauies a tam tabliczka ze trzeba miec bilet kupiony online albo jechac specjalnie poprowadzoną droga do zawrocenia, gdzie po drodze mija się punkt informacyjny. Jak sie okazuje zeby dojechac do jeziora trzeba kupic bilet na jeden z kilku dostepnych parkingow przez internet. I wszystko byloby ok gdyby nie fakt ze:

1. Parkingi prowadzone są przez rozne firmy i trzeba wejsc na kilka stron zeby sie zorientowac ze nie trzeba kupowac biletu za 30 czy 40 euro ale jest parking rowniez za 7 eur .

2. Wszystkie te strony sa tylko po niemiecku, pomimo domeny wloskiej nie ma na nich innego jezyka niz niemiecki (rozumiemy ze sa to byłe tereny austrackie, ze nazwy miejscowosci do dzisiaj sa w dwoch jezykach, ze mowi sie tutaj niemiecku…ale zeby te strony na ktore trzeba wejsc byly tylko po niemiecku ? ). Mialam kiedys w szkole niemiecki, ogarniam internet ale zeby wykonac platnosc trzy razy potrzebowalam pomocy osob z punktu informacyjnego. Zal bylo patrzec na tych zaklopotanych azjatow, ktorzy nie do konca rozumieli o co tutaj w ogole chodzi. Po kupnie biletu na szczescie bylo juz spoko. Przy szlabanie zczytali nasza rejestracje i tym sposobem dojechalismy do jezioro.

A jezioro ? W otoczeniu gor troche przypominalo Morskie Oko z tym ze kolor mialo bardziej szmaragdowy. W sumie wiekszosc jezior widzianych tutaj ma ten kolor. Chociazby w Auronzo 😀 Nie potwierdzamy ze jest to najladniejsze jezioro w Dolomitach ale faktycznie nadaje sie na atrakcyjny spacer. Przy jeziorze stoi zabytkowy hotel, w ktorym mozna wypozyczcy drewniana lodke i sie po tym jeziorku przeplynac. Duzo osob rowniez plywalo w samym jeziorze i o dziwo woda wcale nie byla bardzo zimna a jestesmy tutaj na 1500 m. Po drodze spotkalismy rowniez bardzo przyjacielskie krowy, ktore odpoczywały sobie przy jeziorku.

Bylo ladnie ale jedziemy dalej. Po drodze mijamy kolejne kukły ze słomy. I dojezdzamy do naszej kolejnej bazy noclegowej. Normalnie nie ogladamy na bookingu za dlugo miejsca gdzie mamy spac. Jak cena jest ok to rezerwujemy i automatycznie akceptujemy wszystko co zastaniemy na miejscu. Dzieki temu nigdy nie jestesmy rozczarowani. Tym razem mamy dwupokojowy apartament z osobną kuchnia w standardzie ktory nas bardzo mile zaskoczyl. Jutro moze pstrykniemy jakies zdjatka z samej miejscowosci w ktorej jestesmy bo rowniez wyglada „jakby luksusowo” 😁

Ciasa Sopla w San Cassiani (Alte Badia)
To swiecace to wbudowane radio w łazience. Po krotkiej dyskusji z Tomkiem ze tez chce takie doszlismy do wniosku ze kupimy zwykle radio do lazienki zamiast je tam wbudowywac 😁