Dotarlismy do Riva del Garda i od południa obserwujemy oberwanie chmury na szczescie z suchej kanapy. Dobrze ze jestesmy przeziebieni bo inaczej obserwowalibysmy to z namiotu i wowczas nie byłoby nam do śmiechu. Ale Arco udało sie zobaczyc jeszcze tylko z przelotnymi opadami. Zdecydowanie jest to najbardziej klimatyczne miasteczko jakie widzielismy dotąd nad Gardą i najbardziej polskie. To tutaj wsrod turystów najczesciej slyszymy jezyk polski. Od razu rzuca sie w oczy innosc tego miasteczka – malo restauracji, glownie sklepy ze sprzetem wspinaczkowym, linami, turysci ubrani outdoorowo badz w kaskach rowerowych. W koncu mamy tez to co nas kiedyś tak bardzo urzekło w Wenecji – male sklepiki sprzedajace kawalki goracej pizzy na wynos.
Idziemy pod naturalną skałę Monte Colodri, na ktorej były organizowane pierwsze na świecie zawody wspinaczkowe. Dzisiaj zawody odbywają sie już na sztucznych sciankach. Taką tez zbudowali w Arco i co roku odbywają się na niej nieformalne mistrzostwa swiata czyli zawody Rock Master we wspinaniu sportowym, na ktore zapraszaja najlepszych wspinaczy na swiecie. W tym roku zawody odbyly w pierwszych dniach wrzesnia. Niestety dzisiaj nie mozna było tam wejsc i ją obejrzeć bo była w remoncie 😢 Wierzcie mi że próbowałam tam wejść – niestety czujny budowlaniec mi to wyperswadował 😀
Monte CalodriSztuczna ścianka… od tyłu 😀
Ps. Po raz pierwszy w życiu spotkalismy automat na ulicy sprzedajacy marihuane (?!). Teraz juz wiem skad wspinacze maja odwage i fantazje zeby sie wspinac po tych scianach 😜
A tu inna ciekawostka… z zuzytych lin robią paski i woreczki na magnezję
W końcu się doczekaliśmy. Mamy okienko pogodowe w Riva del Garda. Po nocnym oberwaniu chmury dzisiaj cały dzien ma byc ciepło i słonecznie. Tylko dzisiaj bo od jutra nowe chmury. Mamy zatem do dyspozycji jeden dzień na jakis trekking lub rowery. Jako ze z kolei Riva del Garda to podobno mekka dla rowerzystów MTB wybieramy rowery.
Riva del Garda
Rzut oka na internet gdzie są najpopularniejsze trasy i juz wiadomo ze trzeba jechac na Via del Ponale. To stara droga wykuta w skale idąca wybrzezem z Riva del Garda do Valle di Ledro. To jedna z prostszych tras natomiast bardzo spektakularna widokowo. Dodatkowo bardzo bezpieczna bo wejsc na nią moga tylko piesi i rowery. Jak sie pózniej okazalo rowniez dosyc urozmaicona – jedzie sie po asfalcie, albo szutrze, kamienistymi sciezkami i wybrzezem, tunelami ale rowniez odcinkami przy lesie i przez małe miejscowosci. Ta trasa ma okolo 26km i 600m przewyzszenia (sama Riva Del Garda lezy zaledwie na 67m 😀) wiec szlak do zrobienia na zwyczajnym rowerze ale zgodnie decydujemy, ze chcemy wyprobowac tutaj rowery elektryczne 😀
Najwieksza ilosc szlaków rowerowych wiedzie z Arco. My ruszymy na ta petelke z Rivy po lewej 🙂
Rankiem meldujemy sie u Alberto w Energia Bike, u ktorego dzien wczesniej wieczorem rezeruje dwa e-bike’i poprzez whatsuapa. Pyta sie gdzie sie wybieramy po czym z usmiechem wyjasnia ze zawsze sie pyta choc z gory zna odpowiedz. Wszyscy jada na Ponale a potem nad jezioro Lago di Ledro. To tutaj jak widac klasyk. Ale niezrazony otwiera mapę i opowiada o dwoch alternatywnych trasach, ktore rowniez prowadza przez Ponale ale sa bardziej wymagajace: sredniotrudnej z trawersem po Monte Cocca i trudnej trasy do miejscowosci Pregasina i na najlepszy punkt widokowy na jezioro Garda – Punta Larici. Ta druga nie dosc ze jest pewnie wymagajaca to ma jeden odcinek po szosie z samochodami i nie podoba nam sie ta opcja. Ta pierwsza idzie dedykowanym szlakiem Mtb ale ma ponad 1000m przewyzszenia. Ustalamy wiec ze zadecydujemy ktora trase robimy dopiero przy rozwidleniu drog w oparciu o stan naszych baterii w rowerach 😀
Jestesmy na drodze Via di Ponale i faktycznie jest piękna widokowo. Widac góre Monte Brione, ktora wyglada jak spodek ktory uderzyl w ziemię i niesymetrycznie na niej wylądował. Widac stad rowniez Arco oraz naprzeciwległy brzeg Gardy. No i rzecz jasna samo jezioro rowniez sie niezle prezentuje z promami, ktore tutaj regularnie kursuja pomiedzy miasteczkami. Ten widok widzielismy jadac tutaj samochodem ale poniewaz jedzie sie kretymi serpentynami badz tunelami nie ma jak stanac i zrobic zdjecia. Tym razem nadarza sie okazja.
Rower: Canyon Grand Canyon:ON 7Widok na Monte Brione
Trochę tutaj tłoczno na tej drodze. Droga Ponale jest zarowno dla pieszych jak i rowerzystow, choc tych drugich jest zdecydowanie wiecej. Szlak jest nawet umownie podzielony na te dwie grupy co jest przestrzegane glownie w skalnych tunelach. Musze przyznac ze to mile uczucie mijac jadacych w pocie rowerzystow, ktorzy wybrali sie tutaj na zwyklych rowerach. Inna rzecz to to, ze elektrykow jest tutaj zdecydowanie wiecej. Jedziemy sobie wiec usmiechnieci na trybie Eco zostawiajac Trail i Boost na trudniejsze odcinki trasy.
Czesc trasy wybrzezem sie konczy i wjezdzamy w doline. Trasa zamienia sie w kamienista sciezke, po ktorej rowery elektryczne suną jak małe motorki. Niesamowite to jest z jaka latwoscia mozna pokonać tą trase majac lekkie wspomaganie elektryczne. Dodam jeszcze, ze nasze rowery maja bardzo szerokie opony i takie kamieniste czy szutrowe sciezki nie robia na nich wiekszego wrazenia. Mijamy kilka przydroznych barow nastawionych na rowerzystow (odpoczywaja tam glownie tradycyjny rowerzysci, ktorzy musza sie znacznie zmeczyc pokonujac te 600m przewyzszenIa), dwie male miejscowosci (gdzie zaopatrujemy sie w dodatkowy napoj bo woda dzisiaj schodzi na pniu) i juz jestemy przy jeziorze Ledro.
W jeziorze kapie sie kilku chetnych wiec woda pewnie nie jest zimna. Ja jeszcze nie doleczyłam przeziebienia wiec nawet strojow nie zabralismy. Mamy nadal 3 z 5 kresek na bateriach rowerow wiec decydujemy sie na dluzsza trasę zakladajac, ze z powrotem nawet jak bateria sie wyładuje damy rade dojechac bo glownie zjazdy nas beda czekac.
Dojezdzamy zatem do miejscowosci Locca, gdzie wskakujemy na trasę nr 729. I tutaj zaczeło byc juz bardziej stromo. Nawet opcja booster w rowerze nie do konca pomaga i zatrzymuje sie na srodku podjazdu. Robimy przerwę zeby nabrac sił po czym Tomek wskakuje na rower i podjezdza pod górę…a moj rower sie nie chce właczyc. Dodam jedynie ze bez wlaczonego akumulatora na tym rowerze mtb jedzie sie duzo ciezej niz na zwyklym. Odpada wiec zebym ten podjazd i te kolejne zrobila na manualu. Nawet na swoim lzejzszym rowerze bym sie tego nie podjęła. Zawracam Tomka z trasy i jako plan b bedziemy zawracac. Alberto dal mi numer do siebie wiec dzwonimy do niego i jakis Wloch sie odzywa po wlosku ?! ( Alberto mowil po angielsku wiec to nie on). Niezrazajac sie tym ja z kolei opowiadam po angielsku ze baterie mam dobra a rower sie nie chce wlaczyc. Pan po wlosku cos probuje mi tlumaczyc i Tomek wychwytuje slowo kabel. Zaczynamy analizowac czy jakis kabel nam sie nie rozlaczyl i tak, wisi sobie jeden kabelek, ktory po wcisnieciu do urzadzenia z wyswietlaczem naprawia sytuacje. Musial sie zahaczyc i rozlaczyc jak kladlismy dwa rowery obok siebie. Ale juz wszystko działa wiec jedziemy nadal do przodu.
LoccaTo tutaj doszło do nieoczekiwanego odciecia zasilania mojego roweru
I jest super. Znowu rowery jak rącze łanie radza sobie i z podjazdem i z kamieniami na drodze. Osiagamy cel na wysokosci 1050 m oraz niezly widok na jezioro Ledro. I dopiero wtedy zaczeły sie schody. A wlasciwie zjazd, ktory byl tak stromy ze hamulce najpierw zaczely piszczec a potem wrecz gotowac. Potem byl drugi zjazd. Tym razem po utwardzonej betonowymi elementami sciezce. Nie wiem ktora gorsza. Mijamy pierwszych rowerzystow na tej trasie – naprawiają detke w rowerze. Alberto mowil ze nasze opony sa specjalnie przygotowane na trudne warunki i faktycznie dają radę. I pod koniec tego odcinka specjalnego zanim dotrzemy do jeziora przed nami ostatni zjazd – tym razem po ulicy wiec to wlasciwie czysta przyjemnosc.
Czeka nas jeszcze droga powrotna z nad jeziora i to tez jest jeden duzy zjazd ale taki przynoszacy frajde. Nie jest już tak bardzo stromy za to prowadzi droga, szutrem lub sciezka. Trzeba tylko uwazac na innych bo tu juz dolaczylismy do tego popularnego szlaku na Ponale. Dojezdzamy do Riva niezbyt zmeczeni za to bardzo zadowoleni. Zrobilismy okolo 45 km z ponad 1000 m przewyzszeniem wiec na zwyklym rowerze bylaby to tzw „wyrypa” na caly dzien. A tutaj grzecznie oddalismy rowery i jeszcze dzisiaj chcemy przejechac troche trasy samochodem i przenocowac w okolicy Mediolanu. Ma padac 😏…ale jak to kiedys juz pisalam w deszczu sie lepiej chodzi po miescie niz po górach 😀
Mediolan nie zapowiada sie najlepiej. Ceny za hostel przekraczaja luksusowe apartementy w Dolomitach. W koncu udaje nam sie znalezc super hotel w poblizu cysterstkiego opactwa z XII w. w dzielnicy Mediolanu Chiaravalle Milanese. Dostajemy jednak wyrazny sygnal ze trzeba tu szybko zwiedzac i uciekac w tansze rejony Wloch 😀
Opactwo Chiaravalle
Zaczynamy zwiedzanie od najwiekszej atrakcji Mediolanu czy katedry Duomo. No dobra, moze najwieksza atrakcja sa freski ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinici ale zeby je zobaczyc trzeba bylo kupic bilet 3 miesiace temu i to na dokladna datę. Kolacja bedzie musiala zaczekac na kolejna wizyte w Mediolanie.
Wracając do katedry to jej wyglad jest chyba wszystkim znany. Strzeliste wieze, mnostwo zdobien, gargulce, przypory. Jednym slowem jedynie Sagrada Famila w Barcelonie moglaby stanac z nią w szranki konkursu na najbardziej ozdobną elewacje i tez nie wiem czy by wygrała. I to wszystko z bialego i rózowego marmuru wiec wygląda naprawdę imponujaco. Ale to wszystko znalismy z pocztowek. Jako ze ostatnie tygodnie naogladalismy sie pieknych kosciolow to nie oczekiwalam efektu wow wchodzac do srodka. Ale jednak efekt Wow byl. Spowodowany glownie wielkoscia tej swiatyni (nalezy do czolowki najwiekszych kosciolow na swiecie) oraz jej ascetycznym wykonczeniem. Doslownie goly mury, troche rzezb i witraze w oknach. I dzieki temu pewnie ja zapamietam.
No moze jeszcze zapamietam rzezbe sw. Bartlomieja, ktory na posągu jest oskurowany i opasany własna skórą. Detaliczne odwzorowanie miesni i zyl spowodowalo ze jest to najbardziej znany posąg w katedrze.
No i jeszcze organy. Zapakowane w cos na ksztalt ram okiennych z okiennicami, na ktorych namalowane są obrazy. Z tego co naliczylismy byly cztery sztuki organ.
Wjezdzamy rowniez na taras na dachu katedry. I tutaj jeszcze wiekszy zaskok – jest tak piekny ze nikt nie robi zdjec okolicy choc widok na miasto jest niezly ale wszyscy robia zdjecia zdobieniom wiez, gargulcom, schodom ktore prowadza na nizsze lub wyzsze poziomy tego dachu. No tutaj architekt przeszedl sam siebie. Jeszcze nigdy nie spedzilismy tyle czasu na dachu zadnego budynku. Zdecydowanie najladniejszy taras dachowy ever !
Szczyt dachu
Katedra miesci sie na placu Piazza del Duomo i tuz obok pieknych, duzych starych budynkow stoi rowniez jej najwieksza konkurencja – Galeria Vittori Emanuele II. To galeria handlowa z luksusowymi butikami i restauracji zbudowana w XIX w. Noi miano krola ktory ja otwieral. Niestypety architek nie dozyl trgo momentu gdyz dwa dni wczesniej spadłz dachu tej galerii. A to szkoda bo naprawde nie mialby sie czego wstydzic. Piekny oszklony dach, ciekawammozaika na podlodze. Uklad w ksztalcie kzyza umozliwiajacy wejsc lub wyjscie z galerii z kazdej strony swiata. Co ciekawe jakas gwiazda byla w sklepie Pradz i utworzyla sie grupa wyczekujacych. Jak wracalismy przez galerie po okolo 2 godzinach gwiaza musiala zmienic sklep bo podobna grupa oczekujacych stala w przeciwleglym roli w drugim sklepie Prady 🙂 Nie wiemy kto byl sklepie. Czesc wyczekujacych rowniez chyba tego nie wiedziala ale stala na wszelki wypadek.
I na koniec dnia poszlismy do opery La Scala. Ledwo zdazylismy bo przed nami staly nauczycielki z polski i negocjowaly rabat dla grupy 35 uczniow. Po 20 minutach udalo im sie go wynegocjowac a nam w koncu kupic bilety i zostalo 40 minut do zamkniecia opery. Zaczynamy od obejrzenia widowni z jednej z loz, ktorych jest w operze 150. Nauczycielka w tym czasie opowiada ze podloga sceny jest zbudowana z 7 poziomow. I ze pierwsze rzedy widowni odczuwaja drgania zwiazane z dzwiekiem na scenie na tyle silne, ze osoby niewidome moga rowniez ogladac spektal operowy. Wchodzimy rowniez do muzeum – tutaj glownie obrazy osob zwiazanych z teatrem La Scala, stare instrukenty badz przedmioty z wystawianych przedstawien. Z osób na portretach znamy tylko Marie Callas i Caruso. 🙂
ps. Przy wejsciu do katedry obowiazuja podobne kontrole bezpieczenstwa jak na lotniskach. I stojąc juz do tej kontroli Tomek przypomina sobie ze mamy w plecaku noz i zaczyna go szukać. W tym samym momencie zainteresowal sie nami straznik i podszedl wlasnie w momencie, jak Tomek wyciagal z plecaka owy noz. Wyrzucic go do kosza nie chcielismy bo jestemy do niego przywiązani (no i poza tym to przecież prezent od Sebastiana 😁) wiec Tomek mowi ze idzie go oddac komus poza kolejką i zaraz wróci. Tomek ukrywa noz w jakis zaroslach i wracamy po niego juz po zwiedzaniu.
Dzisiaj juz wyjezdzamy z Mediolanu wiec chcemy wejsc jeszcze do muzeum katedry Duomo (wczoraj mieli zamknięte) i musimy sie zdecydować na tylko jeszcze jedną atrakcję. Wahamy sie pomiędzy Pinacotecą gdzie sa slynne obrazy Caravagio, Rafaela czy Rubensa a muzeum nauki i techniki. Poniewaz obrazów naoglądalismy sie w ostatnich tygodniach sporo a w muzeum nauki maja byc prototypy projektow Leonarda decydujemy sie na to drugie. Oj to bedzie wpis bogaty w zdjecia, jakby to Tomek powiedzial „Ty prowadzi bloga czy instagram ?” 😀 Ale sami zobaczcie dlaczego tyle zdjec sie nadawało…
Zacznijmy od muzeum katedry Duomo. To wlasciwie kontynuacja ogladania samej katedry tylko ze z blizszej odleglosci bo znajduja sie tutaj oryginalne elementy katedry, posagi ktore w trakcie odrestaurowywanie katedry zdemontowano i umieszczono w muzeum, a kopie umieszczono w samej katedrze. Katedra była budowana prawie 600 lat wiec jak ją konczyli to spokojnie mieli dalej zajecie z odreastaurowaniem jej najstarszej czesci. I tak chyba ją odnawiają aż do dnia dzisiejszego 😀
Św. Katarzyna 😀Św. Sebastian
W muzeum znajduje się rowniez drewniany model samej katedry. Juz nawet wyrzezbienie tylu ozdobnych elementow w drewnie musiało byc duzym wyzwaniem. Znajdują sie tu rowniez modele poszczegolnych rzezb, elementów bram czy tez obrazów, na obraz których rzezbiono poszczególne sceny w marmurze. Ciekawe czy ktoś kiedys policzył ile marmuru zużyto na zbudowanie tej katedry ?
Ale dzisiejszą główną atrakcją jest muzeum nauki i techniki Leonarda da Vinci. Pierwsze sale tego muzeum kojarzyły nam się z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Zreszta tez sa nastawieni na mlodziez i organizacje warsztatów naukowych. Poza tym znajduje sie tam duzo starych eksponatów, ktore kiedyś były przełomem technologicznych plus edukacyjne materiały, głównie skierowane na ekologię. Z ciekawszych pomysłów jest brykiecik ze zgniecionymi puszkami, ktory wazy niewyobrazalnie dużo. Zaś w czesci mowiacej o aluminium jest z kolei mozliwosc podniesienia ciezarka o takiej samej objetosci z zelaza i aluminium. Naszą uwagę w częsci dedykowanej stali zwróciła uwagę butla tlenowa (a własciwie cały plecak z 3 butlami i maską) z która włoscy wspinacze jako pierwsi zdobyli K2.
Podpisane było maszyna do leczenia światłem – czyli pierwsze solarium ? 😀
Największą zabawę natomiast mielismy z maszyną, ktora usłyszane słowa zamieniała w język pisany i animowała go na duzym ekranie. Z językiem polskim miała pewne problemy ale włoskie i angielskie słowa tłumaczyła bez problemu.
Największą i chyba unikalną atrakcją w tym muzeum są sale dedykowane projektom Leonarda da Vinci. Mozemy wiec zobaczyc opis jakiegoś narzedzia czy maszyny z notatnika Leonarda oraz wykonany prototyp na bazie tego opisu. No trzeba przyznać że facet znał się praktycznie na wszystkim. Od projektów wszelkiej maści maszyn, dzwigów, projektów mostów, kopuł do projektów maszyn latających. Te zresztą były najbardziej spektakularne. Nie wszystkie prototypy działały po zbudowaniu ale krazy anegdota, ze Leonardo celowo robil bledy w swooch projektach zeby go inni nie skopowiali. Czyli znowu o setki lat wyprzedzil swoje czasy ? 🧐.. dzisiaj tak robia producenci na targach sprzetu zeby chinczycy nie zdazyli go skopiowac zanim sami go nie wypuszcza na rynek 😁 Zastanawialismy sie natomiast czemu w opisach tych projektów wykorzystywał pismo lustrzane (zeby zrozumiec tekst trzeba go czytac z przylozonego lusterka). Wiemy ze potrafil pisać pismem lustrzanym bez zadnego problemu ale czy faktycznie bylo mu tak łatwiej ? W sumie nikt nie wie dlaczego go uzywal w swoim notatniku. Podobno zeby nie rozmazywac atramentu bo wowczas pisał od prawej do lewej strony kartki.
HigrometrInclinometr – pozwala na kontrolowanie pozycji horyzontalnej w trakcie lotuRydwan z ostrzamiMaszyna do skręcania linProjekt miasta idealnego wg Leonarda
Na terenie muzeum, ktore jest urzadzone w starym klasztorze, sa dodatkowo zbudowane dwie duze hale. W jednej stoją zabytkowe lokomotywy, wagony oraz tramwaj. Do lokomotyw mozna wejsc, do wagonow juz nie. Na zewnatrz zaparkowana jest z kolei łodz podwodna. W drugiej jeszcze wiekszej hali sa z kolei pierwsze samoloty, cos na kształ smigłowca, pierwsze silniki lotnicze, okręt i jakas czesc statku transatlantyckiego. Ale i tak najwieksze wrazenie robi ogromny regatowy katamaran (niestety moj telefon go nie potrafil go objac wiec nie ma zdjecia).
Zapomnialabym wspomnieć o czesci muzeum dotyczącej kosmosu. Po wizycie w NASA nie robi specjalnego wrazenia tym bardziej ze sa tam glownie przedmioty zwiazane z rakietami Sojuz. Jest tez duza rakieta ESA stojaca na zewnatrz muzeum (nie wiemy czy prawdziwa czy atrapa). Mnie zainteresował kombinezon Samanthy Cristoforetti. To włoska astronautka, ktore obecnie lata w kosmos wiec trochę to dziwne ze za swojego zycie ma juz swoje ciuchy w muzeum. Prowadzi bardzo ciekawy blog w social mediach, na ktorym pokazuje zycie na ISS (miedzynarodowej stacji kosmicznej).
W takim skafandrze mieli lądować Rosjanie na księżycu
Ps. W muzeum katedry Duomo znajduje sie oryginał Madonny, która jest na szczycie katedry Duomo. Ówczesne prawi zabraniało, aby jakikolwiek budynek był wyzszy niz ta figura wiec obchodzono to prawo w ten sposób, ze wyzsze budynki montowały sobie na szczycie figurę Madonny zwanej La Madonniną 😀
Jedziemy zobaczyć Sanremo bo wlasciwie tylko taki kurort włoski przy granicy z Francją kojarzymy. Pierwszym naszym przystankiem nadmorskim była jednak Savona. Stare kamienice, waskie uliczki i bardzo strome podjazdy do domow. Oczywiscie zero wolnych parkingow w miescie ale to standard. Oczywiscie jakas twierdza tez się znalazla. Moze nie bylo bardzo pieknie ale za to bardzo lokalnie. Ponizej widok z naszego okna (tez sobie zrobilismy przy okazji pranie 😁)
Po wyjezdzie z Savony wybrzeze zrobilo sie duzo ladniejsze gdzies tak w okolicach Toborno. Tam biegnie tez gdzies slynny odcinek trasy rowerowej Sanremo- Toborno. Generalnie im dalej jestemy od Genui tym ładniejsze wybrzeze. Po drodze mijamy miasto Imperia. Widac ze to wieksze miasto ale droga prowadzi przez centrum wiec samego wybrzeza nie widzimy. Dojezdzamy do Sanremo, wybieram płatny parking na koncu miasta i… pelny. A za nim drugi, trzeci parking i na wszystkich to samo. Wjezdzamy do centrum ale tam podobnie tylko jeszcze wiekszy klopot zeby sie z tych ciasnych podziemnych garazy pózniej wydostac. W koncu udaje mi sie znalezc parking kolo miejsca, ktore wlasnie chcialam zobaczyc – ogrody wokol Villi Ormond. I tu ciekawostka – wchodze na deptak przy wybrzezu a tam duzy parking, DARMOWY! z wieloma pustymi miejscami do parkowania. I tu zaczelam sie zastanawiac gdzie popelnilam blad ? Pierwsza teoria ze te zapchane parkingi sa przy plazy wiec pewnie wszyscy sa na plazy. Poszlam to sprawdzic ale plaze byly w miare puste… Wiec nie mam pojecia dlaczego na koncu Sanremo wszystkie platne miejsca parkingowe byly zajete a na centralnym deptaku darmowe miejsca parkingowe są puste ?! No ale wracajac do ogrodow to byla rzecz ktora mi sie najbardziej podobala w Sanremo. Żadna wczesniejsza miejscowosc nie miala ogrodu przy plazy. A ogrod naprawde fajny, z palmami, bambusami, zólwiami w sadzawce. W sezonie musi byc tutaj tlum, dzisiaj bylam praktycznie sama 🙂
Villa OsmondWiekszosc zolwi wyciagała szyje do słońca. Po co ?
Obok ogrodow znajduje sie willa Alfreda Nobla. Niestety muzem w weekendy czynne tylko do 12.30 i juz bylo zamknięte. Na murze za to tabliczka, ze w tym domu mieszkal kiedyś Ignacy Kraszewski.
Poza tym co do Sanremo to mam mieszane uczucia. Niby ladne miasteczko, rozlegla i zagospodarowana linia brzegowa, plaze w miare piaszczyste tylko wszedzie te ogrodzenia z siatek jak na budowach. Nie wiem czy to staly element infrastruktury ale wygladalo jakby wszedzie byl jakis remont. Przy wybrzezu byly 3 poziomy deptakow ( w sumie ten drugi poziom byl wykorzystywany wlasnie jako darmowy parking) ale zeby przejsc z jednego poziomu na drugi trzeba bylo isc kilometr albo dwa bo byly od siebie odgrodzone wlasnie tymi siatkami. I to bylo bardzo słabe.
Trzeci poziom deptaka przy wybrzezuJedna z plaz, jest ich tutaj kilka rodzielonych molami
Dzisiaj spimy w opuszczonym miasteczku Bussana Vecchio. W XIX w po trzesieniu ziemi wszyscy jego mieszkancy przeprowadzili sie do nowo zbudowanego miasta Busanna Nouvo i to stare przez dluzszy okres bylo opuszczone. Wprowadzili sie do niego na wpol legalnie wszelkiej masci artysci i po pewnych walkach z wladzami wywalczyli to ze moga zostac. W zwiazku z tym calkiem niedawno wladze doprowadzily wode i prad do tej miejscowosci. Cala wioska to zatem czesciowo dostosowane ruiny do mieszkan i pracowni artystow a takze kilka restauracji i pokoje do wynajęcia dla turystow. Generalnie nie ma tu nowych budowli, wszystko z kamienia i przechadzajac sie tu wieczorem (gdy juz nie ma turystow) mozna sie poczuc jak cofnietym w czasie do czasow sredniowiecza. Mi sie bardzo kojarzylo z Erice na Sycylii ale pod kątem autentycznosci to Busanna zdecydowanie wygrywa tą rywalizację.
Pracownia artystyDo miasta nie da sie wjechac samochodem bo standardowy samochod sie nie zmiesci na uliczkach. Lokalesi maja za to takie mini ciezarowe. A tu mieszkamy dzisiaj my ( te swiecace sie drzwi). Podobno to najstarszy dom w Busanna Vecchio 🙂