Archiwum kategorii: Dolomity, Riviera, Chamonix

Dolomity i południe Europy

Taki właśnie mamy plan na tegoroczone wakacje. A wlasciwie to mamy brak planu 🙂 Jedziemy najpierw w Dolomity…a pozniej to się zobaczy gdzie pojedziemy dalej. W myśl ostatnio bardzo modnej maksymy – nic nie musimy za to wszystko możemy 😁

Dzisiejszy dzien jako tzw. transferowy nie obfitował w zbyt duzo emocji (może to i lepiej? 🧐) Przejechalismy spokojnie Czechy, posmialismy się z tego jak czytają w reklamach strony www (we, we, we). Poza tym w ramach walki z nudą przyglądaliśmy się cenom bezyny na kolejnych stacjach i zastanawialiśmy sie czy drozej będzie w Austrii czy we Wloszech. Dojechalismy w miarę szybko i bez przygód do Salzburga i uczcilismy pierwszy dzien wakacji sznyclem wiedenskim …z patelni naszego tymczasowego domu wystylizowanego na minimalistyczny, gorski hotel (The keep eco rooms)

Kto znajdzie na tym zdjeciu wtyczki do kontaktu ? 🙂

Nawet klima była….

Poza tym dużo innych, cennych wskazówek jak korzystać z obiektu. Poniżej instrukcja jak poprawnie korzystać ze szczotki klozetowej 😀

No to tyle na dziś. Jutro zwiedzamy Salzburg 😀

Dotad doszlismy dzisiaj tylko bo Spar (sieć austrackich marketów) był zaraz za rzeką 😀

Ps. A najładniejsze widoki na trasie były jeszcze w Polsce przed granicą z Czechami ale przecież nie bedziemy sie zatrzymywac i robic zdjecia juz w pierwszej godzinie naszych wakacji🙂

Salzburg – stare miasto i klasztor Nonnberg

No wiec wracamy do klasztoru Benedyktynek czyli opactwa Nonnberg. To podobno najstarszy zenski klasztor niemieckojezyczny. Stal sie ostatnio dosyc popularny za sprawa oscarowego fimu „Sound of music” ktory jest inspirowany zyciem siostry zakonnej pochodzacej z tego klasztoru. Schodzac z zamku trudno powiedziec gdzie sie zaczyna klasztor bo zaslania go wysoki mur ale w koncu pojawia sie brama, za nią wejscie do przyklasztornego kosciola, ktorego okrągła kopuła zwodzi ze będzie to klasztor barokowy. W srodku mroczno i ciemno, w oczy rzucaja sie jedyne znane juz gotyckie żlebienia na suficie. Jeszcze w tak ponurym kosciele nigdy nie byłam. Dodatkowo okazało sie ze nie zobaczylam jednej w glownych atrakcji tego kosciola czyli rzymskich freskow na scianie bo byly za ciemna szyba i trzeba bylo wrzucic 0,5 Euro zeby mozna je było zobaczyc. No tak, tylko trzeba wczesniej wiedziec ze tam są ☹️

Po zejsciu z góry zamkowej od razu znajdujemy sie na starym miescie. Zeby nie zanudzac was historią pozostalych 20 kosciolow ktore tam sie znajduja tylko rzut okiem na wnetrza najciekawszych z nich.

Obowiązkowo do przejscia na starym miescie jest uliczka Getreidegasse znana z tego, ze wisza tam stare oryginalne szyldy sklepowe. No i dzisiaj polowa z nich to raczej nie jest oryginal (np szyld McDonalda 😀) ale i tak warto je zobaczyc. Na tej uliczce znajduje sie rowniez dom, w ktorym urodzil sie Amadeusz Mozart – taki zołty dom, nic ciekawego. Ogladac mebli z domu rodzinnego Mozarta rowniez nie zamierzalismy. Wystarczajaco opatrzyl mi sie jego wizerunek ze slodyczy, ktore tutaj sa do kupienia w wiekszosci sklepikow. No moze tylko jedna kukielka zwrocila moja uwagę 😀

To co było natomiast zastanawiające, to wiekszosc ubran na wystawach była stylizowana na stare czasy. Tak sie własnie zastanawialismy kto te rzeczy kupuje. Odpowiedz przyszła następnego dnia…ale o tym juz jutro. A dla zainteresowanych starodawny stylem ubierania kilka gotowych zestawow do kupienia – wybrałam tylko te, w ktorych naprawde da sie chodzic bez wbudzania zainteresowania przechodniów 😁

Uliczka Getreidegasse była celem rowniez wieczornego spaceru po Salzburgu ale niestety szyldy nie były podswietlane. Bardziej nam sie podobal wieczorny spacer na gore Mönchsbergviertel z ktorej rozciaga sie ładna panorama na zamek i stare miasto, a przede wszystkim nocne zejscie z tej sciany, do ktorej dosłownie przyklejone jest miasto.

To nie chmura… to skała do której przyklejony jest budynek 😀

I na koniec musze wspomniec o ogrodach Mirabelli. Dla nas to zawsze byl poczatek i koniec drogi bo własnie obok nich mieszkalismy. I na tyle z Salzburga. Nie zobaczylismy tutaj nawet połowy atrakcji. Zapamietamy go jako niezły skansen sredniowiecznego miasta z barokowymi akcentami. Juz kilka takich miasteczek znamy (moje ulubione to Erice na Sycylii) ale nigdy to nie bylo takie duze i znane miasto jak Salzburg. Moim zdaniem jest zdecydowanie nie doreklamowane jezeli mozna tak napisac. Powinno byc top liscie tzw. City breakow ale… moze wowczas juz nie byłoby takie fajne. Na pewno warto tu wrócic chocby zobaczyc katedrę, do ktorej nie dane nam bylo wejsc bo trwal koncert. No coż… jakby nie patrzeć to przecież miasto Mozarta 😀

Salzburg – opactwo św. Piotra i twierdza Hohensalzburg

Dotychczas z miastem kosciołow kojarzyła mi sie Wenecja. Dzisiaj oddaję palmę pierwszeństwa Salzburgowi, ktory ma ich na starych mieście kilkanaście, kazdy w innym stylu i większość na tyle starych, ze w innych miastach byłyby punktem obowiazkowym do zwiedzenia. W dodatku wszystkie te nawazniejsze zabytki sa na tyle blisko ze mozna je obejsc pieszo dwukrotnie wiec dzisiaj zdjęcia z sesji dzienne a jutro część z wieczornego spaceru.

Najbardziej klimatyczne miejsce w Salzburgu to cmentarz przy kosciele sw. Piotra wraz z katakumbami. Nieczęsto się zdarza aby cmentarz był w centrum starego miasta. To część opactwa Benedyktynów, ktore powstało tutaj w VII wieku i nieprzerwanie istnieje do dzis. Mało brakowało aby cmentarz nie przetrwał w XIX w gdy miasto potrzebowało miejsca na budowę kolejki, ktora wjezdza do twierdzy Hohensalzburg …ale do twierdzy zaraz tez dojdziemy. W kazdym badz razie opactwo sie sprzeciwilo ze nie odda terenu pod kolejkę i od tego momentu zaczeli znowu dbac o ten cmentarz na tyle, ze ponownie zaczeto tutaj chowac ludzi.

No i katakumby. Wmurowane w skały, wchodzi sie do nich na górę (zazwyczaj szło sie w dół 😲) i oprocz miejsc wykutych w skalach na trumne jest tam jedynie ołtarz. Roztacza sie natomiast stamtąd piękny widok na całe opactwo i wieże najblizszych kosciołów.

Sam kosciol sw. Piotra to juz wersja z XII przerobiona na styl barokowo-renansowy. Nie spotkamy tutaj zlobien gotyckich na sufitach, ktore sa widoczne w wiekszosci kosciolow na starym miescie. Za to pieknie zdobione ornamentami sciany, piekne krysztalowe zyrandole w nawach bocznych i bogato zdobione organy.

Z pod kosciola sw.Piotra juz rzut betem do kolejki, ktora zawiezie nas na górę Festungberg. To tutaj znajduje sie sredniowieczna twierdza Hohensalzburg uznawana za nawiekszy zachowany zamek warowny w Europie srodkowej. Ta obecna kolejka wyglada dosc nowoczesnie choc jej pierwsze uruchomienie bylo w 1892. Z kolei duzo ciekawsza jest historia drugiej kolejki torowej, ktorej pozostale do dzisiaj tory znajdują z drugiej strony warowni i są wykorzystywane do dziś w zaopatrywanie twierdzy.To podobno najstarsza, zachowana do dzis kolej linowa z 1461 roku, ktorej pierwsza wersja za pomocą poziomych, drewnianych wciagarek zaciskowych była napędzana siłami miesni koni.

Kolejka Reißzug widziana z zamku …
… oraz z klasztoru Bernardynek, do ktorej prowadziła ta kolejka

A sama twierdza w srodku przystostowana jest jako muzeum. Oprocz bogatych sredniowieczny ch przeznaczonych dla arcybiskupow, ktorzy zbudowali i od wiekow rozbudowywali tą twierdze, jest tez historia pułku piechoty arcyksiecia Rainera, zbrojownia oraz m.in muzeum marionetek. Nam najbardziej podobal sie zamek z zewnatrz wiec po wjechaniu kolejka postanowilismy zejsc z zamku juz na wlasnych nogach zeby moc go obejrzec z innej perspektywy.

Innym powodem odpuszczenia zjazdu kolejka z zamku byl klasztor Benedyktynek…ale o tym juz w kolejnym odcinku 😀

Zell am See i Rote Achter we Flachau 😀

No to zostawiamy już Austrie i jedziemy do Włoch. Ale ze po drodze było Zell am See to zaplanowalismy ze zrobimy tam sobie przerwe obiadową. W miedzyczasie na drodze zaczęły pojawiac sie coraz to ładniejsze krajobrazy alpejskie i tym oto sposobem przejechalismy swoj zjazd oraz cofnelismy sie w czasie o pare badz nawet parenascie lat. Bo wjechalismy do Reitdorf koło Flachau (minelismy pensjonat pani Pytlerowej), potem przejechalismy obok stacji kolejki Rote Achter (nawet jezdziła 🙂 i na koniec wjechalismy do Wagrain. Wspomnienia z wyjazdow narciarskich wrociły wraz z pytaniem Dlaczego juz nie jezdzimy na Lady Woche do Ski Amade ? Pytanie pozostawiam otwarte 😀 A z ciekawostek to wszedzie wokoł trwały sianokosy (a trawa na zboczach była wsciekle zielona) i na placach badz rondach pojawiały się dziwne ludziki zrobione ze słomy 😀


Dojechalismy do Zell am See, wchodzimy na głowny deptak a tam spaceruja raczej starsze roczniki i to niektore ubrane w te tyrolskie porcięta. Taka jak widac panuje tam wakacyjna moda a raptem wczoraj sie zastanawialismy się gdzie w tych strojach mozna by sie pokazać.


No i jestesmy już na miejscu – spimy najblizsze dni w Vigo di Cadore. Miejscowka na uboczu, z przepieknym widokiem na Dolomity i z kilkoma domami na krzyż. Spokoj zakloca jedynie dzwon z pobliskiego kosciola, ktory bije co godzine. Mamy nadzieje ze w nocy ma przerwę bo dzisiaj mielismy pobudke o 5.30. Ktos pukał do naszych drzwi o tej porze. Najpierw to zignorowalismy ale poniewaz pukanie zaczelo byc bardziej natarczywe i pojawil sie jakis monolog po niemiecku uzgodniłam z Tomkiem ze otwieram drzwi. Po uchyleniu drzwi moim oczom ukazal sie niewysoki, ubrany jedynie w slipy starszy pan ( no w sumie nie taki stary, mial na oko ponad 50 lat 🙂 ktory widzac moja twarza lekko sie przerazil i nerwowo przepraszajac uciekl na nizsze pietro. I o ile dla nas sytuacja byla w miare oczywista spiesze wyjasnic co sie wydarzylo. W tym hostelu w ktorym spalismy lazienki znajdowały sie pół pietra nizej. Pan wiec mało rozbudzony o tej godzinie zamiast pojsc w dol poszedl na gore i trafil po nasze drzwi. Jako ze drzwi nie posiadaly klamek tylko zamki na kody pewnie nie pamietal kodu do drzwi stad tak uporczywie pukał. Mysle ze tego dnia na pewno nauczyl sie kodu na pamiec 😀

Vigo de Cadore – widok z naszego tarasu 😀

Wokół Tre Cime di Lavaredo

Na pierwszy trekking wybralismy kultowe 3 turnie czyli Tre Cima. To ponoć jedna z najładniejszych tras widokowych w Dolomitach, niezbyt długa i bez większych przewyższeń. No jedno było ale faktycznie to trasa dla każdego.

Zaczęło sie naprawdę ładnie. Juz jadąc do Mesuriny, przepieknie połozonej miejscowosci nad jeziorem, która znajduje się tuż przed samym parkiem Tre Cima, jechaliśmy z widokiem na południowe sciany Tre Cimy. Ale to dla tych północnych ścian Tre Cimy wszyscy tu przejazdzaja by przygladac sie pionowej scianie Cima Grande (to srodkowa wieża), na ktorej znajduja sie jedne z trudniejszych przejsc wspinaczkowych w Alpach.

Tutaj turysci poprosili Tomka o zdjęcie i pies sie nim zainteresował 😀

To ujecie powyzej nie oddaje skali ich wielkosci. Wiec moze sprobujmy ze zdjeciem panoramicznym ? Nadal nie to. Trzeba tu samemu przyjechac i to obejrzec 😁

W rejonie Tre Cima widzielismy co najmniej 5 schronisk. Poszlismy szlakiem, ktory mijał 4 z nich a wstąpiliśmy do 3 w różnych potrzebach😀Tutaj podobnie jak w Szwajcarii nie ma jednego konkretnego wytyczonego szlaku, sa sciezki ktore sie krzyzuja i mozna isc kazdą z nich. Co wiecej pomimo ze to park narodowy nawet nie trzeba chodzic po tych sciezkach tylko isc tam, gdzie sie komu zywnie podoba. Dzięki temu ta cała masa turystów ktora rownoczesnie z nami przyjechała tutaj czasami rozbijała sie na kilka dróg. Większosc zmierzała jednak do schroniska Dreizinnenhütte, z ktorej był najlepszy widok na 3 turnie.

Tutaj jakis ptaszek przyleciał do nas na „sępa” a jesteśmy tutaj na wysokości 2400m

Nie da sie ukryc ze Tre Cima jest na szlaku główną gwiazdą ale pozostałe okolice sa rowniez piękne. Pod koniec szlaku za schroniskiem Lavaredo jest z kolei punkt odciecia, w którym po lewej mamy Tre Cime i kamienisty krajobraz a po prawej zielone urwiska porosniete kosodrzewina.

Z innych ciekawostek to można spotkać sporo psów na szlakach. Bardzo dużo turystów z nimi tutaj wędruje albo na smyczy albo niosąc je na plecach w specjalnych plecakach. To rozwiazanie sie sprawdza w przypadku mniejszych psów. Widzieliśmy rowniez jak pod koniec trasy wlasciciele niesli je na rekach. Trasa co prawda nie jest zbyt długa (miedzy 9 a 11 km w zaleznosci od wyboru sciezek) ale momentami taka zwirkowo-kamienista, co przy jej nachyleniu w górę lub w dól moze sprawiać lekki kłopot. Sama zjechałam na tych kamyczkach dwukrotnie wiec wiekszosc turystow chodzi z kijami trekkingowym. Ja rowniez postanowilam odkurzyć swoje przy tej okazji.I na pozegnanie juz ostatni rzut okiem na Tre Cime tym razem od strony wschodnio- północnej

Te male sciezynki na zwirze to dojscia dla wspinaczy pod skałe


Ps. Mamy ze soba drona ale w parkach narodowych nie mozna ich puszczac. Turysci sie do tego nie stosuja i nawet przy nas lecialy dwa, czy nawet trzy drony. W ostatnim schronisku jest zrobiony straszak ze znalezionych dronow (szesc dronow wbitych na pal a dokładniej widły😀) z przypomnieniem o tym zakazie.

Ps2. Na obejrzenie pozostałego tysiaca zdjec turni Tri Cimy zapraszam w przyszlosci do galerii 😀

Ps3. Tanszym sposobem dotarcia do parku jest dojazd na parking przy schronisku Auronzo autobusem publicznym. To moze byc rowniez jedyna opcja dla tych, ktorzy odpowiednio wczesnie tutaj nie przyjadą. Parking zapelnia sie dosyc szybko i przed wjazdem na platny odcinek drogi widzimy na bieżąco ile miejsc zostalo jeszcze na parkingu. Jak my wjezdzalismy bylo jeszcze 146 miejsc na samochody osobowe i 0 na kampery 🙂