Archiwum kategorii: Europa

Korfu

Korfu wyszło nam zupełnie przez przypadek. Po Japonii został jeszcze ponad tydzień wakacji, w Polsce pogoda się popsuła i była to najtańsza destynacja last minute z biura podróży. Nie oczekiwaliśmy niczego więcej poza ciepłym morzem. Ale Korfu okazała się być bardzo fajną grecką wyspą. A co nam się najbardziej tutaj podobało:

Rajskie wybrzeże wysepki Antipaxos – Żeby je zobaczyć trzeba wykupić rejs, który opływa Paxos. Podczas tego rejsu wpływa się do błękitnych jaskiń i dopływa do rajskiej plaży na Antipaxos. To niezamieszkana wyspa na której można wynająć sobie dom na tydzień. Nie ukrywam że miałabym ochotę to zrobić. Plaże wokół wyspy mają krystalicznie czystą i ciepłą wodę, białe dno z białym piaskiem i małą kamienistą plażę. Statki nie dobijają do plaży tylko wypuszczają turystów żeby pływali wokół statku. Odległość od plaży jest jednak na tyle mała, że można do niej dopłynąć. Na początku byliśmy na tej plaży sami, potem dopłynęły jeszcze dwie pary. Ale i tak było super. Szkoda że nie mieliśmy czym pstryknąć zdjęć. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Gaios i zamawiamy naszego ulubionego kalmara z grilla.



Kaliopsi – To z kolei nasza ulubiona miejscowość i plaża. To tutaj wróciliśmy na całodzienne plażowanie. Sama miejscowość nie jest duża ale bardzo kameralna, wybrukowana marmurowymi kostkami, z widokiem na pozostałości fortecy na wzgórzu, przyjemnym porcie i tawernami. Plaże tutaj są kamieniste ale wszystkie śliczne. Ulokowane w mniejszych lub większych zatoczkach ale zawsze z ciepłą i przeźroczystą wodą. Nawet w wietrzne dni można tutaj wybrać dogodną plażę na całodzienne plażowanie.

Sidari – jest najbardziej znane z kanału miłości. To naturalnie ukształtowane wybrzeże z gliny tworzące przysłowiowy kanał. A wewnątrz tego kanału znajduje się jaskinia którą można przepłynąć. I tutaj wieść niesie że jak się przepłynie go z ukochaną osobą to zostanie się razem na wieki. A jeżeli przepłynie go osobą szukającą miłości to znajdzie ją w ciągu roku. Ot taka legenda… ale na wszelki wypadek wszyscy przepływają Canal d’Amour.

Korfu – to stolica wyspy i największe miasto całej wyspy. No niestety nie umywa się do np. miasta Rodos ale poza ulicą Latoni ( wzorowaną na francuską aleję) jest taka bardzo swojska. W znaczeniu szybko można się poczuć tam jak w domu. Ten klimat tworzą kamienice, które nie są odnawiane i dzięki temu tworzą ten specyficzny klimat. Charakterystycznym elementem budynków jest tutaj kanalizacja poprowadzona po elewacji budynku.


Porto Timoni – to plaża a wlasiciwie dwie małe plaże i dwie zatoki połączone jednym wybrzeżem. Co ciekawe różnią się temperaturą wody i dla zmylenia to ta plaża bardziej wietrzna po prawej (patrząc z góry) miała cieplejsza wodę. Żeby dojść do tej plaży z miejscowości Agios Georgios trzeba się najpierw wspiąć na wysoki klif na którym ulokowała się ładna wioseczka Afionas a potem ponownie zejść z tego klifu już do Porto Timoni. Nie muszę dodawać że żeby się wydostać z plaży podobnie trzeba się wspiąć na klify. Ale że widoki w trakcie wspinaczki są przednie to dużo turystów na tą niedostępna plażę dochodzi.


No i największe niespodzianki tych wakacji. Pierwszy to stand up draq queen na który przypadkowo się załapaliśmy. Lady Jane była anglikiem i na szczęście w trakcie swojego performance’u skupiła się na brytyjczykach. Może wyczuwała że nie wszystkie żarty rozumiemy do końca. Ale dwie rzeczy miała bardzo dobre: głos i nogi😀



Drugą niespodziewaną atrakcją to wypożyczenie sobie łodzi motorowej aby opłynąć północno-zachodni brzeg wyspy. Wypożyczenie łódki nie wymagało żadnych licencji więc postanowiliśmy skorzystać. To idealny środek lokomocji żeby zobaczyć wybrzeże ze strony morza i wykąpać się na niedostępnych plażach lub bezpośrednio z łódki. Tomkowi się bardzo spodobało prowadzenie motorówki. Ja początkowo dosyć nieufnie podchodziłam do tematu i chwilę mi zajęło osiągnięcie pełnej prędkości😀

I na koniec rzecz która jest zawsze super na większości wysp morza śródziemnego. To przepyszne grilowane owoce morza. Tomka faworytem jest od jakiegoś czasu kalmar a ja jestem wierna ośmiornicy😀

Amsterdam

Z czym kojarzy sie Amsterdam ? 🤔 Nie trzeba dlugo zgadywac, wystarczy wysiasc z dworca glownego i juz w powietrzu czuc ze coffeshopy sa otwarte. A tak na powaznie to mielismy kiedys obraz ktory przedstawiał zamglone portowe miasto. Byl malo reprezentacyjny i w koncu wyladowal w przedsionku przedpokoju. Kto byl na Lotniczej ten wie 😁 I dzisiaj to wspomnienie wrocilo. Stare zabytkowe ceglaste domy, opadająca mgla, zapach portowy i generalnie lekko mroczny klimat. Po zmroku musi tu byc naprawde super.

No i z czego jeszcze jest znany Amsterdam. Oczywiscie z ulicy czerwonych latarni. W dzien to raczej czerwone zaslony sie rzucaja w oczy i puste krzesełka ale znowu….w nocy to musi wygladac eskcytujaco jak wszystkie latarnie tutaj swiecą sie na czerwono. Mamy zatem nasz pierwszy wniosek – trzeba spedzic tu co najmniej jedna noc aby poczuc klimat tego miasta.


No to idzmy dalej. Z czego jest znana generalnie Holandia? Tak, chodzi o rowery. Tutaj w centrum Amsterdamu jezdzi ich zdecydowanie wiecej niz samochodow ale to nic dziwnego, bo uliczki sa dosyc waskie. Rowery maja swoje parkingi podziemne i widac ze to jeden z podstawowych srodkow lokomocji. No i sa jeszcze tulipany, w centrum jest specjalny targ gdzie mozna kupic cebulki tulipanow ale zbyt wielu amatorow tych kwiatow tutaj nie bylo.

Ale to wszystko wiedzielismy wczesniej. Natomiast jedna rzecz nas zaskoczyla. Popatrzcie na to zdjecie.

Czy nie macie wrazenia ze domy tutaj budowano jak pod wplywem marihuany 😀. Wiekszosc z nich odchyla sie od pionu do przodu, czasami dodatkowo w bok jezeli to kamienica narozna i to wszystko po to, aby zyskac kilka centymetrow wiecej na gornych pietrach domu. Bardzo nas to smieszylo 😀 Kryzys mieszkaniowy musi byc tutaj odczuwalny nie od dzisiaj bo znajduje sie tutaj rowniez najwezszy budynek (ma szerokosc dzwi wejsciowych) oraz najmniejszy. A na prawie kazdej kamienicy wisi w suficie hak ktory prawdopodobnie pomaga wciagnac na wyzsze pietra duze gabaryty bo schody na wyzsze pietra sa naprawde waskie.

I ostatnia rzecz charakterystyczna tutaj. Duzo ceglastych kamienic jest pomalowanych czarną, olejną farbą. Wyglada to w sumie bardzo elegancko.

ps1.A to popularna kawa tutaj. Wlasciwie to nie kawa – ta matcha (rozdrobniona japonska herbata) na mleku migdalowym. Wczuwamy sie juz w klimat Japonii 😀

ps2. No i proszę jaki mamy wybór ciasteczek. Niestety nie nadają się na drogę 😏

Dolomity i południe Europy

Taki właśnie mamy plan na tegoroczone wakacje. A wlasciwie to mamy brak planu 🙂 Jedziemy najpierw w Dolomity…a pozniej to się zobaczy gdzie pojedziemy dalej. W myśl ostatnio bardzo modnej maksymy – nic nie musimy za to wszystko możemy 😁

Dzisiejszy dzien jako tzw. transferowy nie obfitował w zbyt duzo emocji (może to i lepiej? 🧐) Przejechalismy spokojnie Czechy, posmialismy się z tego jak czytają w reklamach strony www (we, we, we). Poza tym w ramach walki z nudą przyglądaliśmy się cenom bezyny na kolejnych stacjach i zastanawialiśmy sie czy drozej będzie w Austrii czy we Wloszech. Dojechalismy w miarę szybko i bez przygód do Salzburga i uczcilismy pierwszy dzien wakacji sznyclem wiedenskim …z patelni naszego tymczasowego domu wystylizowanego na minimalistyczny, gorski hotel (The keep eco rooms)

Kto znajdzie na tym zdjeciu wtyczki do kontaktu ? 🙂

Nawet klima była….

Poza tym dużo innych, cennych wskazówek jak korzystać z obiektu. Poniżej instrukcja jak poprawnie korzystać ze szczotki klozetowej 😀

No to tyle na dziś. Jutro zwiedzamy Salzburg 😀

Dotad doszlismy dzisiaj tylko bo Spar (sieć austrackich marketów) był zaraz za rzeką 😀

Ps. A najładniejsze widoki na trasie były jeszcze w Polsce przed granicą z Czechami ale przecież nie bedziemy sie zatrzymywac i robic zdjecia juz w pierwszej godzinie naszych wakacji🙂

Salzburg – stare miasto i klasztor Nonnberg

No wiec wracamy do klasztoru Benedyktynek czyli opactwa Nonnberg. To podobno najstarszy zenski klasztor niemieckojezyczny. Stal sie ostatnio dosyc popularny za sprawa oscarowego fimu „Sound of music” ktory jest inspirowany zyciem siostry zakonnej pochodzacej z tego klasztoru. Schodzac z zamku trudno powiedziec gdzie sie zaczyna klasztor bo zaslania go wysoki mur ale w koncu pojawia sie brama, za nią wejscie do przyklasztornego kosciola, ktorego okrągła kopuła zwodzi ze będzie to klasztor barokowy. W srodku mroczno i ciemno, w oczy rzucaja sie jedyne znane juz gotyckie żlebienia na suficie. Jeszcze w tak ponurym kosciele nigdy nie byłam. Dodatkowo okazało sie ze nie zobaczylam jednej w glownych atrakcji tego kosciola czyli rzymskich freskow na scianie bo byly za ciemna szyba i trzeba bylo wrzucic 0,5 Euro zeby mozna je było zobaczyc. No tak, tylko trzeba wczesniej wiedziec ze tam są ☹️

Po zejsciu z góry zamkowej od razu znajdujemy sie na starym miescie. Zeby nie zanudzac was historią pozostalych 20 kosciolow ktore tam sie znajduja tylko rzut okiem na wnetrza najciekawszych z nich.

Obowiązkowo do przejscia na starym miescie jest uliczka Getreidegasse znana z tego, ze wisza tam stare oryginalne szyldy sklepowe. No i dzisiaj polowa z nich to raczej nie jest oryginal (np szyld McDonalda 😀) ale i tak warto je zobaczyc. Na tej uliczce znajduje sie rowniez dom, w ktorym urodzil sie Amadeusz Mozart – taki zołty dom, nic ciekawego. Ogladac mebli z domu rodzinnego Mozarta rowniez nie zamierzalismy. Wystarczajaco opatrzyl mi sie jego wizerunek ze slodyczy, ktore tutaj sa do kupienia w wiekszosci sklepikow. No moze tylko jedna kukielka zwrocila moja uwagę 😀

To co było natomiast zastanawiające, to wiekszosc ubran na wystawach była stylizowana na stare czasy. Tak sie własnie zastanawialismy kto te rzeczy kupuje. Odpowiedz przyszła następnego dnia…ale o tym juz jutro. A dla zainteresowanych starodawny stylem ubierania kilka gotowych zestawow do kupienia – wybrałam tylko te, w ktorych naprawde da sie chodzic bez wbudzania zainteresowania przechodniów 😁

Uliczka Getreidegasse była celem rowniez wieczornego spaceru po Salzburgu ale niestety szyldy nie były podswietlane. Bardziej nam sie podobal wieczorny spacer na gore Mönchsbergviertel z ktorej rozciaga sie ładna panorama na zamek i stare miasto, a przede wszystkim nocne zejscie z tej sciany, do ktorej dosłownie przyklejone jest miasto.

To nie chmura… to skała do której przyklejony jest budynek 😀

I na koniec musze wspomniec o ogrodach Mirabelli. Dla nas to zawsze byl poczatek i koniec drogi bo własnie obok nich mieszkalismy. I na tyle z Salzburga. Nie zobaczylismy tutaj nawet połowy atrakcji. Zapamietamy go jako niezły skansen sredniowiecznego miasta z barokowymi akcentami. Juz kilka takich miasteczek znamy (moje ulubione to Erice na Sycylii) ale nigdy to nie bylo takie duze i znane miasto jak Salzburg. Moim zdaniem jest zdecydowanie nie doreklamowane jezeli mozna tak napisac. Powinno byc top liscie tzw. City breakow ale… moze wowczas juz nie byłoby takie fajne. Na pewno warto tu wrócic chocby zobaczyc katedrę, do ktorej nie dane nam bylo wejsc bo trwal koncert. No coż… jakby nie patrzeć to przecież miasto Mozarta 😀

Salzburg – opactwo św. Piotra i twierdza Hohensalzburg

Dotychczas z miastem kosciołow kojarzyła mi sie Wenecja. Dzisiaj oddaję palmę pierwszeństwa Salzburgowi, ktory ma ich na starych mieście kilkanaście, kazdy w innym stylu i większość na tyle starych, ze w innych miastach byłyby punktem obowiazkowym do zwiedzenia. W dodatku wszystkie te nawazniejsze zabytki sa na tyle blisko ze mozna je obejsc pieszo dwukrotnie wiec dzisiaj zdjęcia z sesji dzienne a jutro część z wieczornego spaceru.

Najbardziej klimatyczne miejsce w Salzburgu to cmentarz przy kosciele sw. Piotra wraz z katakumbami. Nieczęsto się zdarza aby cmentarz był w centrum starego miasta. To część opactwa Benedyktynów, ktore powstało tutaj w VII wieku i nieprzerwanie istnieje do dzis. Mało brakowało aby cmentarz nie przetrwał w XIX w gdy miasto potrzebowało miejsca na budowę kolejki, ktora wjezdza do twierdzy Hohensalzburg …ale do twierdzy zaraz tez dojdziemy. W kazdym badz razie opactwo sie sprzeciwilo ze nie odda terenu pod kolejkę i od tego momentu zaczeli znowu dbac o ten cmentarz na tyle, ze ponownie zaczeto tutaj chowac ludzi.

No i katakumby. Wmurowane w skały, wchodzi sie do nich na górę (zazwyczaj szło sie w dół 😲) i oprocz miejsc wykutych w skalach na trumne jest tam jedynie ołtarz. Roztacza sie natomiast stamtąd piękny widok na całe opactwo i wieże najblizszych kosciołów.

Sam kosciol sw. Piotra to juz wersja z XII przerobiona na styl barokowo-renansowy. Nie spotkamy tutaj zlobien gotyckich na sufitach, ktore sa widoczne w wiekszosci kosciolow na starym miescie. Za to pieknie zdobione ornamentami sciany, piekne krysztalowe zyrandole w nawach bocznych i bogato zdobione organy.

Z pod kosciola sw.Piotra juz rzut betem do kolejki, ktora zawiezie nas na górę Festungberg. To tutaj znajduje sie sredniowieczna twierdza Hohensalzburg uznawana za nawiekszy zachowany zamek warowny w Europie srodkowej. Ta obecna kolejka wyglada dosc nowoczesnie choc jej pierwsze uruchomienie bylo w 1892. Z kolei duzo ciekawsza jest historia drugiej kolejki torowej, ktorej pozostale do dzisiaj tory znajdują z drugiej strony warowni i są wykorzystywane do dziś w zaopatrywanie twierdzy.To podobno najstarsza, zachowana do dzis kolej linowa z 1461 roku, ktorej pierwsza wersja za pomocą poziomych, drewnianych wciagarek zaciskowych była napędzana siłami miesni koni.

Kolejka Reißzug widziana z zamku …
… oraz z klasztoru Bernardynek, do ktorej prowadziła ta kolejka

A sama twierdza w srodku przystostowana jest jako muzeum. Oprocz bogatych sredniowieczny ch przeznaczonych dla arcybiskupow, ktorzy zbudowali i od wiekow rozbudowywali tą twierdze, jest tez historia pułku piechoty arcyksiecia Rainera, zbrojownia oraz m.in muzeum marionetek. Nam najbardziej podobal sie zamek z zewnatrz wiec po wjechaniu kolejka postanowilismy zejsc z zamku juz na wlasnych nogach zeby moc go obejrzec z innej perspektywy.

Innym powodem odpuszczenia zjazdu kolejka z zamku byl klasztor Benedyktynek…ale o tym juz w kolejnym odcinku 😀