Archiwum kategorii: Argentyna

Villa Gesell

Villa Gesell to nieduża, turystyczna miejscowosc nad oceanem atlantyckim, połozona niedaleko wakacyjnej 'stolicy’ Argentyny – Mar de Plata. Została założona około 80 lat temu przez Niemca o nazwisku Gesell, ktory kupil 17 km² wydm wraz z 10 km pasem nabrzeznym. W jego pierwotnym zamierze bylo hodowanie sosen na tym terenie, ale poniewaz ruchomosc piaskow niweczyla jego plany musial wpierw zasadzic inne drzewa i roslinosc, aby z wydm przeistoczyc ten teren na bardziej przyjazny czlowiekowi.

image

Sam rozwoj miasta i turystki na tym terenie wydarzył sie dosyc przypadkowo gdyz z powodu braku pieniedzy Gesell wybudowal dom na wynajem… i tak zaczela sie tutaj rozwijac turystyka. Podobno przed dlugie lata Gesell decydowal jak ma wygladac miasto (np. tylko kilka ulic jest asfaltowa, reszta jest piaszczysta), kto w nim mieszka (potrafil zapakowac niechcianych mieszkancow i wywiezc) i co wolno w nim robic a czego nie ( np. zabronione było picie alkoholu i palenie papierosow).

image

image

Obecnie główna atrakcja Villa Gessel to 10 km-owa plaza (a jak dodac przelegle wioski to łącznie 21 km) strzezona przez 150 ratownikow. Po jednej i drugiej stronie graniczy z wydmami, na ktorych organizowane sa rajdy terenowymi jeepami lub quadami. Przy glownej ulicy mieszcza sie glownie restauracje i panaderie (piekarnie). Dosyc sporo jest rowniez sklepow z ciuchami, salonow gier oraz stoisk ze sprzetem plazowym.

image

Życie turystów kreci sie zatem głównie wokół plaży. Do poludnia plazowanie, rzezbienie w piasku i kapiele w oceanie. Jest tutaj duzo surfingowcow, gdyz calkiem spore fale na oceanie umozliwiaja nauke tego sportu. Przetrwanie calego dnia na plazy zapewniaja sprzedawcy kukurydzy (choclos), hot dogow (super pancho), churros oraz ciastek w kształcie baigli. Po poludniu plaza zamienia się w pole gier i zabaw. Do najpopolarniejszych nalezy cos podobnego do francuskiej petanque (boule) ale zamiast kul sa dyski, gra w paletki (ale w trybie tenisowym czyli z boiskiem i odbijana piłka po ziemi), no i oczywiscie piłka nożna.

image

Niebo widziane z drugiej półkuli …

Po porannej kapieli w oceanie zaczeło padac … i tak padało sobie z przelotnymi ulewami do końca dnia. Dzien byl zatem pod znakiem refleksji i kontemplacji jak to sie żyje na drugiej półkuli.

Zaczne od czegos, co zauwaza kazdy turysta wczesniej badz poźniej …. czyli nieba. Juz po kilku dniach czlowiek patrzac w niebo czuje podswiadomie ze coś jest nie tak. Po uwaznym zbadaniu tematu okazuje sie, ze slonce wschodzac przesuwa sie w lewo by mijajac północ zajsc na przeciwleglej stronie. Czyli patrząc na slonce w samo poludnie patrzymy sie na północ, a nie na poludnie jak u nas.  Zmiana nawykowego ustalania stron swiata wymaga zatem kilku tygodni praktyki.

W nocy z kolei księżyc, ktory jest w kształcie litery C, zamiast chudnąć dąży do pełni, a na niebie sa w wiekszosci widoczne inne gwiazdy niz te, do ktorych jestesmy przyzwyczajeni. Najbardziej znany i charakterystyczny na niebie jest gwiazdozbior krzyż południa lezacy na mlecznej drodze, którego nigdy nie zobaczymy z półkuli północnej. Odnajdujac krzyz poludnia na niebie mozemy latwo ustalic gdzie jest poludnie przedluzajac pieciokrotnie jego dluzsze ramie. Gwiazdy polarnej z tej półkuli akurat nie widać wiec jest to glówny punkt nawigacyjny, za pomoca ktorego mozemy w nocy ustalic strony swiata.

Znikające muszelki

Dzisiaj odwiedziliśmy dwie pobliskie wioski – Mar de las Pampas i Mar de Azuras. Są to typowo turystyczne miejscowości, ale dosyć uroczo położone w lesie i odgrodzone od oceanu niewielkimi wydmami. Nastawione są wyraźnie na zamożniejszych turystow bo w większości oferuja całe domy na wynajem.

image

Chociaż są to sąsiadujące miejscowości dosyć łatwo można rozpoznać kiedy kończy sie jedna a zaczyna druga. W Mar de las Pampas drzewa sa stare i wysokie podczas gdy w Mar de Azuraz sa małe i wyglądają na kilkuletnie sadzonki. To by się mniej więcej zgadzało z kierunkiem rozwoju turystki w tej okolicy – najpierw byla Villa Gesell, potem Mar de las Pampas, a Mar de Mazuras jest zdecydowanie najnowszym, zamieszkałym miejscem.

Idąc plażą do tych miejscowości zauważyliśmy dziwne zjawisko. Przychodząca fala wyrzucała na brzeg garść muszelek a po chwili te muszelki znikały z piasku?! Ku naszemu zaskoczeniu tymi muszelkami okazały sie małe małże, które po wyrzuceniu na brzeg wyciągały przeźroczyste ramię i wkopywały się w piasek. Robiły to naprawde błyskawicznie.

IMG_3981

Po południu przyszedł deszcze i wyczyścił nam plaże z tłumów. Powrót do Villa Gessel  dał nam zatem przedmsak tego, jak uroczo musi byc tutaj poza sezonem. Tylko woda, piasek, chrabaszcze, uciekajace małże i ptaki.

Ale najwiekszego odkrycia tego dnia dokonalismy w domu, gdyż mając patelnie grilową możemy przeciez sami przyrządzać steki na obiad. Dzieki anglojezycznemu sprzedawcy udało nam sie zakupić dwa steki bife de chorizo i obiad udał sie doskonale.  Szkoda ze zdjecia nie oddaja zapachu. Tajemnica stekow argentynskich tkwi z pewnością w jakości mięsa, ale technika wykrawania steków tak, by były otoczone słoninką, też pewnie odgrywa tu duże znaczenie. Pózniej ta słoninkę sie odkrawa na talerzu a pozostałe mięso jest pachnące, mięciutkie i soczyste. No i  jak w takich warunkach wykonać plan schudnięcia na wakacjach ?

Poniżej proces przyrzadzania steków w domowych warunkach;)

image

image

image

Playa

Po przejsciu ponad 20 kilometrów plażą nasuwa sie kilka wniosków. Po pierwsze plaza była bardzo szeroka i przede wszystkim bardzo czysta a nie zauwazylismy zeby ktos ja czyscil wieczorami (a bysmy zauwazyli bo mieszkamy przy plazy). Mozemy wiec domniemywac ze Argentynczycy sa nauczeni zabierac swoje smieci ze soba. Godne pozazdroszczenia.

Po drugie po oceanie nie pływa zaden sprzet plywajacy, żadne banany i inne tego typu atrakcje. Jedyne skutery ktore zauwazylismy tutaj nalezaly do strazy przybrzeznej i to w trakcie zabezpieczania 4 km maratonu pływackiego.

Po trzecie nie znalezlismy ani jednego parawanu na plazy. Nie ma tutaj rowniez typowych farm parasolek z lezakami do wynajecia. Sa za to zadaszone kwadraty ze stolikami i krzeslami/lezakami ale poniewaz znajduja sie one daleko od morza to wcale nie przeszkadzaja. Rowniez malo osob z nich korzysta (byc moze wlasnie dlatego ze sa tak daleko od morza 😉 Rodzinki maja za soba zwykle parasol, dwa lezaki i reczniki dla dzieci.

image

Nikt nie slucha glosno muzyki choc czasami ktos ma sluchawki na uszach. Jedyna muzyka slyszalna na plazy pochodzi z restauracji ktore sie znajduja na wybrzezu.

Dziewczyny nie chodza na plaze w sukienkach ani spodniczkach. Typowy stroj kobiecy to krotkie szorty i bluza z kapturem. Wiatru bylo malo w Patagonii ale po jej opuszczeniu zawsze juz jest z nami obecny. Ten sam stroj obowiazuje rowniez na miescie 😉 Mi tam to nie przeszkadzało ale Rysiek skarzyl sie ze mu dziewczyn w sukienkach brakuje 😉

Ratownikow jest bardzo duzo wiec nie wzbudzaja takiego zainteresowania płci przeciwnej jak na polskich plazach. Nawet dosyc sporo jest ratowniczek. W dodatku chyba sa malo oplacani bo w piątek, sobotę i niedzielę strajkowali i nie pracowali po 16.00. Troche słabo trafili z tym strajkiem bo od dwoch dni populudniami padalo 😉

DSC_0191

Plaze sa zatloczone ale tylko przy miastach. Wystarczy odejść kilka kilometrow dalej i mozemy miec plaze prawie tylko dla siebie.

W drodze do miasta dobrych wiatrów

Najpopularniejszym środkiem transportu w Argentynie są autobusy. Firm swiadczacych takie usługi jest bardzo wiele ale oferuja podobny poziom usług wg klas opisanych ponizej choc w roznych cenach i z roznym serwisem (napoje, przekaski). I tak najtansza klasą sa autobusy z fotelami semi cama (podobno takie fotele jak w polskich autobusach), wyzsza klasa to coche cama czyli lozko i najdrosza klasa pierwsza. My podrozowalismy autobusem z siedzeniami coche cama, ktore zapewniały dosyc komfortowa podroz. Autobusy te sa podobnych rozmiarow jak u nas, pietrowe i maja tylko 3 fotele w rzedzie. Fotele sa wiec duzo szersze, rozkladaja sie prawie do lezenia i maja specjalny podstawek na nogi. Jezeli dodamy do tego klimatyzacje to komfort podrozy jest zdecydowanie wiekszy niz w samolocie

image

…no ale nam sie tak przydarzyło w drodze do Buenos Aires, ze klimatycja w autobusie nie działała. Po zgłoszeniu tego faktu kierowcom (zazwyczaj jest ich conajmniej dwoch) przez pasazerow autobus wrocil do miejscowosci z ktorej wystarowal i lokalny mechanik cos tam ponaprawiał. Wazne, ze po tej interwencji klima zaczela chlodzic duzo lepiej i po 30 minutach temperatura byla juz jak nalezy.

Autobus mial jeszcze jeden przystanek by zabrac pasazerow z innej miejscowosci i w trakcie tej przerwy niezadowoleni pasezerowie z naszego autobusu wszczeli awanture z kierowca o ta poczatkowa wpadkę z klimą. Wezwali kierownika firmy, potem policje peronowa (a moze sama przyszla widzac gwaltowna wymiane zdan). Trudno powiedziec o co sie awanturowali bo robili to po hiszpansku. Koniec koncow te 2 pary zabrały swoje bagaze i autobus pojechal dalej bez nich.  Co wiecej autobus nadrobil na trasie zgubiona godzine i juz bez przeszkod dojechalismy do Buenos.

A ponizej coś, z czego slynie Argentyna zaraz po wolowinie …. czyli jagniecina z grila. Kto wie moze to bedzie nasz jutrzejszy obiad 😉

image