Piz de Boé

W nocy była burza. Rano zastanawiamy sie gdzie by tu isc zeby w przypadku zmiany pogody bezpiecznie sie schronic lub móc szybko zejsc ze szlaku. W koncu decydujemy ze jedziemy na Piz de Boe, odwiedzamy chatke Kostners i schodzimy ze szczytu do kolejki Boe. Co ciekawe prognoza pogody sprawdza sie co do godziny. Ulewę przeczekujemy planowo w chatce Kostner i pozniej juz w chmurach, ale bez deszczu przechodzimy zalozony szlak. Jak dotad jest to najbardziej gorski szlak jaki zrobilismy w Dolomitach, z odcinkami po skale i momentami ubezpieczonym stalowymi linami. W dodatku idziemy w bardzo mrocznej atmosferze mgly czy też chmur, ktore nam towarzyszyły już do konca szlaku. Po raz pierwszy rowniez cieszę sie, ze zabrałam kije trekkingowe.

Oprocz nas na szlaku nie ma praktycznie nikogo. Mijamy jedynie cztery czarne salamandry, ktore na cos czekaly wyczekujac na kamieniach. Gdy docieramy nad jezioro Lago Boe to jesteśmy w takiej chmurze że widac jedynie jego brzeg. Wiemy jak wyglada bo widzielismy go jadac wyciagiem Valon na szczyt.

Jezioro Lago Boe przy zejsciu…
…a tutaj kilka godzin wczesniej przy wjezdzie kolejką

Poniewaz to nasz ostatni wieczor w San Cassiano idziemy wieczorem zwiedzic miejscowosc. Nie jest duza, ale jest naprawdę urocza. Wszystkie hotele sa zrobione w starych domach. Obok nas jest np. hotel 5 gwiazdkowy który rowniez wykonany jest w oryginalnych zabudowaniach. Mają saunę (patrz zdjęcie 😀) – my w sumie też mamy ale nasza prawdopodobnie jest wyłączona. Mają rowniez lądowisko helikopterów. Jemy sobie spokojnie kolacje a tu nagle hałas łopat helikoptera jakby miał nam zaraz wylądować na tarasie. No to wychodzimy i patrzymy ze to u naszych sasiadow i wysiada z niego para młoda. Podejrzewamy ze polecieli na jakiś pobliski szczyt żeby zrobić sesje fotograficzną. Spacer konczymy w jedynym ale bardzo klimatycznym barze. Maja nalepki ze od 6 lat sa najlepszym barem. Tylko nie wiemy gdzie. Jezeli w San Cassiano to na pewno 😀 Jutro opuszczamy Dolomity i jedziemy do Werony przeczekac najblizsze deszczowe dni. W miescie jakos razniej chodzi się po deszczu.

Sauna u naszych sąsaidów w hotelu 5 gwiazdkowym 😀
Tomek nie chcial usiasc w powozie… wiec siedzimy przy zwykłej lawce 🤷‍♀️
Dojście do naszego domku…
… i juz przed naszym domkiem. Dodam nieskromnie ze nasz apartament zajmował połowe pierwszego piętra. W wysokim sezonie kosztowałby fortunę. No i wjazd i wyjazd z garazu wymagał duzego skupienia oraz bardzo dobrych hamulców 😀
Imponujace jak helikopter ustawil sie pionowo zanim odleciał…