Kos – Psalidi

Dzisiaj robimy rekonesans okolicy. Najpierw na wschód deptakiem do Psalidi. Juz czuc ze sezon sie tutaj powoli konczy. Strefa przeznaczona dla surferow i kitesurferow zionie pustką. W okolicy poza tym same kurorty.

Z ciekowostek mijamy po drodze maciupkie kapliczki – w kazdej zdjecie swietych, osoby dla ktorej ja postawiono (zazwyczaj zmarla ale zdazaja sie tez kapliczki dziekczynne) oraz palacy sie znicz. Podobno jesli sie nie pali kazdy przechodzien jest zobowiazany do dolania oliwy i zapalenia. Te co widzilismy sie paliły 🙂

I powrocilimy do Kos. Pomimo ze to stolica wyspy to nadal jest to małe urokliwe miasteczko. Tutaj zdecydowanie widac ze glownym srodkiem transportu sa rowery – to one maja wydzielone pasy i pomimo ze sa rowniez dla pieszych to wszyscy rowerzysci na nas dzwonia aby im ustąpić z drogi. Poza tym jak kazda nadmorska miejscowosc mamy tutaj port jachtowy i wzdluz niego szereg knajpek portowych, kilka stoisk bazarowych (o dziwo ich towar nie wyglada na chinszczyzne ale wyroby wyrabiane lokalnie), kilka statków pirackich oraz kolejke, ktora objezdzaja centrum rodziny z dziecmi i osoby starsze.




I tradycyjnie mijamy po drodze jakies ruiny.  Tym razem to pozostalosci dawnego antycznego rynku. Dwie kolumny, fundamenty domów  i wiele zdobień, ktore wykute w kamieniach leżą porozrzucane na całym placu. W Europie lądowej takie miejsce byloby ogrodzone, pilnie strzeżone i zapewne płatne. Tutaj sluzy jako kolejne miejsce do swobodnego spacerowania.