Zanim wsiadziemy do samolotu mamy jeszcze prawie cały dzien na powłoczenie sie po Bangkoku. Wczoraj bylismy na Patpongu, miejscu znanym z nocnego marketu i klubów nocnych. Połaczenie tych dwoch rzeczy powoduje ze wszyscy udają ze przyszli na targ, a ukradkiem spoglądają na dziewczyny przed klubami lub dziewczyny w bieliznie tanczace w lokalach ktore widac przez uchylone drzwi klubow nocnych. Najwiekszy tlok byl na ulicy dla gejów, gdzie starsi mezczyzni popijajac piwo przygladali sie mlodym chlopcom przed lokalami. Tutaj tego typu uslugi sa akceptowane spolecznie. Ale chyba nie do konca sa powodem do dumy bo dziewczeta zaslanialy twarze gdy turysci robili im zdjecia. A turystow bylo tam chyba wiecej niz klientow. Co ciekawe niektorzy turysci spacerowali tam z kilkuletnimi dziećmi.
Dzisiaj juz nie chodzimy po swiatyniach. Widzielismy najwazniejszych Buddów ( szmaragdowego, złotego i leżącego) więc dzisiaj wtapiamy sie w tlum zwyklych mieszkancow Bangkoku. Odwiedzalismy nowoczesne centra handlowe bo maja dobra klimatyzacje ale ceny markowych rzeczy tutaj są jeszcze drozsze niz we Wroclawiu. Wybralismy sie do parku Lumphini gdzie mozna zobaczyc wychodzace z wody warany. W wodzie wygladaja jak małe krokodyle. Dosyc płochliwe, chyba nie maja dobrych doswiadczen z ludzmi.
Odwiedzilismy rowniez dom Jima Thompsona. To był szpieg amerykanski, ktory zakochal sie w Tajlandii a ze byl z zamilowania architektem i projektantem to zbudowal sobie dom tekkowy dosyc wiernie odwzorowujac stara tajlandzka architekture. Zreszta czesc budynku byla oryginalnym domem sprowadzonym ze srodka Tajlandii. Jako ze byl kolekcjonerem sztuki to pozostawił po sobie niezla kolekcję starej sztuki tajlandzkiej, ktora obecnie stanowi wlasnosc muzeum. Zniknal w niewyjasniowych okolicznosciach w trakcie wizyty u przyjaciela w Malezji. Zdjec nie ma bo niestety zabraniaja fotografowania wnetrza domu… a szkoda bo byloby co ogladac 🙂 Jim Thompson zasluzyl sie Tajlandii rowniez tym, ze wypromował produkcję jedwabiu. Najpierw kupował ja od farmerów mieszkajacych po drugiej stronie kanału rzeki i sprzedawal m.in. w Hollywood. Potem sam załozyl farme jedwabników i fabryke produkujaca jedwab, ktora do dzisiaj działa choc jest obecnie oddalona od Bangkoku o jakies 400 km.
Dzisiaj degustujemy owoc, ktory nazywaja królową owoców. Królem jest durian a królową ma byc owoc zwany mangostanem. Z zewnatrz skorka podobna do granata tyle ze fioletowa, wewnatrz miazsz wygladajacy jak zabki czosnki. W smaku lekko kwaskowe, calkiem dobre. Polaczenie liczi, ananasa i nawet truskawki. Jego wadą jest natomiast sok, ktory brudzi na brazowo i podobno sie już nie spiera.
Ps. Nie mamy internetu wiec idac po miescie pijemy kawę w kazdym starbucksie, zebym mogla cos wyslac na bloga 🙂 No ale to w koncu ostatni wpis tego wyjazdu więc mozemy sie troche poswiecic.