Wracamy na zachodnie wybrzeze ale po drodze chcemy zahaczyc o Los Angeles…. bo jest blisko, ma park Universal studio oraz ladne plaze. Tak wiec plan na dzisiejszy dzien to glownie jazda autostrada. W okolicach Salt Lake zasuwamy pasem HOV czyli dedykowanym pasem dla tych, ktorzy maja co najmniej jednego pasazera. I przy dluzszej jezdzie sie to docenia bo nikt znienacka sie nie wpakuje na nasz pas – mozna na niego wjechac lub go opuscic tylko w wyznaczonych odcinkach trasy.
Tak wiec jedziemy sobie długa prosta (tutaj moga miec nawet kilkadziesiat kilometrow), temperatura sobie spokojnie rosnie (bo jedziemy na poludnie) i nagle zaczyna lać deszcz. Juz od wczoraj jechalismy obok duzej chmury burzowej ale na szczescie przeszla obok naszego kampingu w Lagoon. Tym razem trafilismy w sam jej srodek i nagle zaczyna wyc alarm w samochodzie. … Lekko zgłupiałam bo nie widze zeby jakakolwiek kontrolka sie swiecila na desce rozdzielczej… a samochod nadal wyje. Zatrzymac sie tez za bardzo nie moge bo jedziemy rozpedzeni na autostradzie, deszcz ograniczyl widocznosc a pobocze nie wyglada obiecujaco. Nagle Tomek zaczyna cos mowic ze to jakis flash flood wiec patrze na deske rozdzielcza by moze z piktogramu wywnioskowac o co chodzi ale nadal nic nie widze! No i nagle samochod przestal wyć. Jak sie okazalo Tomek przeczytal smsa ktorego wlasnie dostal na telefon komorkowy z piorytetem wysokim ze duze opady w tej okolicy moga spowodowac blyskawiczne powodzie. Sa one tutaj jednym z bardziej niebezpiecznych zjawisk pogodowych gdyz nagrzana ziemia nie przyjmuje wody i caly opad splywa nagle wartkim nurtem do pobliskich kanionow. Na szlakach w stanie Utah caly czas o tym informuja. Pobliskie nadajniki stacji komorkowych wyslaly zatem alarmowe wiadomosci do wszystkich znajdujacych sie w tej okolicy o ryzyku takiej powodzi. Poniewaz moj telefon byl podlaczony do komputera samochodowego (by sie podladowal) zareagowal sygnalem alarmowym ze otrzymal wiadomosc o wysokim priorytecie. A poniewaz sygnal wybrzmial z glosnikow samochodowych troche nam zajelo rozszyfrowanie tej zagadki.
Tego dnia nic nie szlo zgodnie z planem. Szukajac atrakcyjnego miejsca na nocleg w okolicach Las Vegas wybralismy sobie narodowy park rekreacyjny “Leak Mead”. Na mapie bylo tam zielono (tak chyba w uproszczeniu zaznacza sie teren parkow na naszej mapie :), w dodatku przy jeziorze, wydawalo sie byc zacnym miejscem na spokojna noc. Okolo nastu kilometrow przed naszym kampingiem okolica zaczela byc coraz bardziej pustynna a termometr wskazal 112 stopni Fahrenheita w cieniu (czyli po ludzku mowiac 44,5 stopnia Celsjusza). Tyle nie bylo nawet w dolinie smierci! Po chwili przyszła refleksja ze Las Vegas zbudowano na pustyni ….wiec wszystkie kampingi w okolicy tez beda na pustyni. Taka temperatura pozwala na kilku minutowy spacer poza klima ale do spania sie raczej nie nadaje 🙁Nie bylo zatem wyjscia wiec otworzylismy booking.com i zarezerwowalismy najtanszy hotel w okolicy. Jak sie okazalo na miejscu to jeden z tych hoteli, ktore maja we wlasnym resorcie kasyno i inne atrakcje dla turysty.
A cena w tygodniu byla znacznie nizsza niz naszego najtanszego motelu ktory wynajmowalismy 3 tygodnie temu, ale wowczas trafilismy na weekend. Tak wiec jezeli do Vegas to tylko poza weekendem (najtaniej jest podobno z wtorku na srode).
Ps. Przegralismy 13 dolarow! Na poczatku wygralismy 17 ale pozniej byla juz rownia pochyla i skonczylimy z 19 centami 🙁
Ps.2 Wieczorem burza z piorunami nadciagnela do Las Vegas wiec nawet jak bysmy przezyli tutaj ponad 40 stopniowy zar w namiocie na polu kampingowym to czekala by nas walka o zycie z wiatrem, deszczem i piorunami. A tak spimy sobie dzisiaj wygodnie w eleganckim hotelu w resorcie ”miasteczko Sama”.
Ps3. Po tygodniu w dziczy wyszlismy z naszego ulubionego marketu Walmart z wozkiem jedzenia i slodyczy. Tomek obecnie testuje ciasta. A ponizej sernik w zestawie imprezowym czyli kazdego rodzaju po kawałeczku 🙂