El Chalten – Mirador de Los Condores – Loma del Pilegue Tumbado (23 km, 1000m przewyższenia)

To miał być dzień kondycyjny wiec wybraliśmy droge na punt widokowy pod dumna nazwa Kondor. Jak sie pozniej okazało sama nazwa nie jest przypadkowa bo często w tym miejscu mozna zobaczyc kondory. I faktycznie znowu sie udało zobaczyc tego pieknego ptaka – co prawda odczekal chwilke jak juz spakujemy aparat i bedziemy schodzic ale sam fakt zobaczenia go z takiego bliska robi wrazenie. Po nerwowej kotlowaninie w plecaku w poszukiwaniu aparatu udało sie i mamy go na zdjeciu!

_20160113_183004

Po tak mile rozpoczetym dniu i nadal trwajacej przepieknej pogodzie ( anomalia trwa nadal i oby jak najdluzej 😉 postanowilismy zrobic krotki rekonesans na szlaku prowadzacym pod szczyt Pilegua Tombado. Skonczylo sie jak zawsze czyli przeszlismy prawie cala droge choc w planach mielismy regeneracje ( prawie bo z rozmyslem odpuscilismy atak szczytowy na rzecz spedzenia czasu w podszczytowym punkcie widokowym). I tutaj mała refleksja dotyczaca szlakow w Patagonii. Jak dotad sa to najpiekniejsze drogi jakimi miałam okazje wedrowac bo krajobrazy zmieniaja sie wielokrotnie od kanionów, poprzez łaki, lasy z drzewami, które wygladaja jak troszke wieksze drzewka bonzaii bo tak powykrecane przez wiatr.  Najdziwniejszy byl jednak widok drzew w połowie zaschniętych, a w połowie zielonych.

image

Wlasciwe tylko najwyzsze odcinki szlakow nie zachwycaja bo wygladaja jak szlaki zywcem wyjete z okolic Materhornu – kamien na kamieniu kamieniem pogania. Finalny widok na szczescie wynagradza poniesione trudy – dzisiaj była to kontemplacja Corre Torre z mozliwoscia podziwiana jego najbardziej znanej sciany, ktòra sni sie po nocach nie jednego wspinaczowi.

Pogode na szlaku trudno było nazwać dzisiaj zmienną … zmieniala sie ale bardzo regularnie co pare minut 😉 Swieciło slonce i wowczas bylo tak ok. 30 stopni, po czym jeden wiekszy podmuch wiatru powodował ze temperatura odczuwalna spadała do poziomu 10 stopni. I tak połowa racjonalnych turystow (czytaj : takich jak ja) chodzila w kurtkach (no bo w koncu wialo) a druga udawala ze nic sie nie dzieje i chodzila w krotkich rekawkach ( i do tej grupy zaliczal sie Tomek). Generalnie najwiekszy problem sprawiało słonce bo po jednym dniu opalilo nas na tyle mocno, ze w kolejne dni mimo ze bylo coraz cieplej trzeba było sie coraz bardziej zaslaniac.

Poniewaz dzien kondycyjny zakonczyl sie dosyć długą trasa postanowiliśmy nagrodzic sie sami i udac sie na kolacje jedzac slynne steki argentynskie.

image

Ps. Stek jak stek ( dobry i ogromniasty) ale najsmaczniejsza byla ichnia kaszanka z dodatkiem cynamonu 🙂