Tokio – teamLab★Planet i Koto

No to wróciliśmy już do Tokio bo stąd mamy lot powrotny. W planach jeszcze do odwiedzenia Nikko (ale to jutro) więc dzisiaj jest czas żeby odwiedzić jakieś muzeum. Ale nie byle jakie muzeum – muzeum sztuki cyfrowej teamLab😀 To takie wystawy które łączą w sobie elementy natury , światła i dźwięku a czasami również doznań dotykowych przy wykorzystaniu głównie technologii cyfrowych. Celem takich wystaw jest oddziaływanie na wszystkie zmysły człowieka. W Tokio są dwie takie wystawy : Borderless (głównie skupia się na doznaniach wzrokowych ) i Planet ( dodaje doznania fizyczne). Ponieważ do tej Borderless trzeba kupić bilety z kilkudniowym wyprzedzeniem a Planet była dostępna więc decyzja była w miarę prosta 😀

Na samym wejściu widzę sporo ludzi zdziwionych, że trzeba będzie zdjąć buty. Dodatkowo film instruuje że wody będzie po łydki i jak ktoś ma długie spodnie to musi sobie je podwinąć. Ale największe zdziwienie jest przy tym komunikacie 😀

Po wejściu wchodzi się do ciemnego korytarza w którym płynie dosyć płytka rzeka. Na końcu jest co prawda nieduży wodospad ale moja teoria jest taka, że chcą żeby ludzie umyli stopy bo później wszyscy chodzą na boso po całej wystawie 😀

Pierwsza duża instalacja dotyczy światła. Wchodzi się do pomieszczenia w którym są setki zwisających nitek ledowych od sufitu do ziemi które generują światło sprawiające różne wrażenia wzrokowe. Pomiędzy tymi nitkami jest droga jak w labiryncie tyle że w pierwszym momencie człowiek jej nie widzi i wpada na te iluminacje. Po paru minutach wzrok się przyzwyczaja …lub pojawiają się ludzie i też wiadomo gdzie iść. W tym pomieszczeniu można sterować co jest wyświetlane za pomocą aplikacji w telefonie ale na wszystkie moje życzenia dostawałam informację żeby czekać lub że jest za duży tłum 😤

Drugą instalację praktycznie nie zauważyłam bo było to pomieszczenie w których szło się po takich dużych gąbkach. Tyle że przy zmierzchowym oświetleniu. No może jakby zupełnie zgasili światło to było by to ekscytujące a tak to myślałam że to jakieś przejście między wystawami.

Trzecia instalacja zrobiła na mnie największe wrażenie. Brodząc po łydki w białej wodzie wchodzimy do dużej sali, w której pływają różnokolorowe karpie Koi. Jeżeli zdeza się z człowiekiem to zamieniają się w kwiaty wiśni więc starają się przepływać pomiędzy ludźmi. Dzieci je próbują łapać 😁

I kolejną instalacja dotyczyła 3 wymiarowych kul, które zmieniały kolor jak się je dotykało i przesuwało. I również najbliższe sąsiednie kule zmieniały kolor. Podobno wydawały również dźwięki w zależności od koloru ale ja nie słyszałam nic oprócz muzyki 🤷‍♀️ Sprawdziłam za to jak to z tymi lustrami tutaj jest – no i na upartego faktycznie można coś zobaczyć. Ja miałam szorty 😀

I ostatnia instalacja (bo jedną chyba przegapiłam po labirycie swiatła 🤦‍♀️) to wizualizacja kwiatów, które się zmieniają w zależności od pory roku. Tę wizualizację generuje na bieżąco komputer więc nigdy nie są takie same. Aby je chwilę pooglądać wszyscy kładą się na ziemi bo jak się dłużej stoi to zaczyna się kręcić w głowie. Ostrzegam bo nie wiem czy się nadaje dla wszystkich do oglądania.

To muzeum znajduje się w bardzo ładnej okolicy na sztucznej wyspie w zatoce tokijskiej. To tutaj się przeniósł największy targ rybny z okolic Tsuiji bo tamten stał się po prostu atrakcją turystyczną. Wpadnę tam jeszcze dzisiaj tuż przed jego zamknięciem. Cały obszar Koto w którym jest kilka sztucznych wysp sprawia wrażenie nowoczesnej dzielnicy jakiegoś europejskiego miasta. Duże aleje, skwerki z placami zabaw, dużo zieleni i nowoczesnej architektury. Generalnie pachnie nowością. A dla mnie to totalnie inne Tokio – z dużą ilością przestrzeni w której można by nawet zamieszkać. No i generalnie dużo mostów bo to wyspy a my lubimy mosty 😌. Dużo ich znajdziecie na tym blogu 🙂

ps. Targ rybny w Tsujii już zamykali więc został tylko chrzan wasabi do pooglądania. Poza targiem który mieści się w środku budynku (aby ryby przetrwały te parę godzin) na zewnątrz zainstalowały się knapki z jedzeniem i inne małe nierybne stoiska. Podobno to tutaj jest najświeższa ryba i najlepsze sushi ale my sobie kupujemy sushi w pobliskich combini i też smakuje super. Żeby je kupić trzeba iść rano bo po południu już nie ma więc co do ich świeżości też nie mamy wątpliwości 😀 Na targu można również kupić na patyku wołowinę wagju czy nawet Kobe ( Kobe to po prostu jedna z odmian wagju), która podobno jest jedną z najlepszych wołowin na świecie. Wygląd ma dosyć charakterystyczny bo wygląda jak marmurek poprzerastany tłuszczem. My standardowo sobie kupiliśmy ją w markecie i usmażyliśmy własnym sumptem. Dobra była. W taki upał nikt by mnie nie namówił do jedzenia smażonego mięsa na patyku. Ja tam wolę lody. A od dzisiaj uwielbiam lody Mango 😀

Swieze wasabi

ps. W dzielnicy Tsuji znajduje się dziwna świątynia buddyjska. Zrobiona z kamienia i ze zdobieniami hinduskimi. I jeszcze jakiś mnich wyglądający jak chińczyk stoi przed jej wejściem 😏 W środku była jakaś prelekcja wiec nie było okazji do zdjęć.

ps2. Zapomniałam się pochwalić ze jechaliśmy tym najszybszym shinkansem Nozomi z Osaki do Tokio (ponad 300 km\h). Większość drogi przespałam wiec mogę powiedzieć tylko tyle ze mniej trzęsie niż w tych ciut wolniejszych 😁 Ale może to kwestia tego ze siedzieliśmy w pierwszym wagonie z szesnastu 🙂 No i miał być z niego widok na wulkan Fuji ale niestety Fuji się schowało za duże chmury burzowe 😕