Osaka to trzecie co do wielkości miasto w Japonii. Mało o nim czytałam wcześniej więc jestem bardzo zaskoczona jak mi się tutaj podoba. To takie mniejsze Tokio, ale właśnie ta ciut mniejsza skala miasta i ilości ludzi wokół powoduje że wszystko jest bliższe, bardziej swojskie i mniej przytłaczające. Osaka ma 9 linii metra (przypomnę że nasza Warszawa ma zaledwie dwie 😜), można się po mieście przemieszczać również pociągami (i właśnie z tego korzystamy bo nasz JRPass jeszcze jest ważny) ale bardzo dużo fajnych atrakcji jest skoncentrowanych w jednym obszarze. Tylko zamek jest oddalony ciut dalej od centrum więc od niego zaczęliśmy zwiedzanie.
Zamek Osaka to jeden z przykładów odbudowanego zamku. Ten oryginalny spalił się, a późniejsza rekonstrukcja została zbombardowana w trakcie wojny. Generalnie obecna wersja zamku jest kolejną i już betonową rekonstrukcją oryginalnego zamku ale tylko z zewnątrz. Wnętrze jest po prostu dostosowane do funkcji jaką dzisiaj pełni czyli muzeum. Zamek jest 8 kondygnacyjny, z tego zewnątrz widać tylko 5. Te 3 brakujące kondygnacje są poniżej wtopione w kamienny mur.
W muzeum są dwa piętra na których nie można robić zdjęć. Tam były stroje samurajów, obrazy i bardzo dużo dokumentów. Na pozostałych piętrach jest m.in opowiedziana historia Japonii – mamy listę wszystkich cesarzy i panujących szogunów, są też pojedyńcze wydarzenia przedstawione wykorzystując hologramy. Można sobie tam również zrobić zdjęcie w wybranym przez siebie stroju. Na samej górze jest platforma widokowa, z której można obejrzeć otoczenie zamku (miał dwie fosy – wewnętrzną i zewnętrzną) oraz panoramę Osaki.
Najbardziej znaną dzielnicą w Osace to Dotonbori. Znana bo najbardziej rozrywkowa. To tutaj jest najwięcej sklepików, knajpek i również najwięcej turystów. Sama ulica biegnie przy kanale dopływającym do rzeki Tosohori i to z jednego mostu na tym kanale jest najlepszy widok na… kultowe reklamy. Tak, tak… w tej dzielni najbardziej znanym zabytkiem jest reklama Glicomena. Wisi tam już ponad 80 lat i oczywiście z biegiem czasu była wymieniana z technologi neonowej na technologię ledową. A o co chodziło w tej oryginalnej reklamie z biegnącym mężczyzną?
Firma Glico była i nadal jest znanym producentem słodyczy w Japonii. W roku 1922 wymyślili by do tych słodyczy dodawać glikogen z ostryg. I ta reklama mówiła o tym, że każdy „kęs” tych słodyczy da ci energię do przebiegnięcia 300m 😀
Ale nie tylko Glicomen tutaj jest sławny. Podobną sławą cieszą się ruszające kraby nad restauracjami bądź bardzo brzydka postać Billikena, którą umieszcza się tutaj bo podobno przynosi szczęście. Tak jak te jenoty które spotykamy przy domach w całej Japonii (te dziwne miśki co się zastanawialiśmy o co tutaj chodzi okazały się jenotami 🤔)
Cała dzielnica jest naprawdę bardzo przyjemna. Te najdroższe sklepy umiejscowiły się w przy głównej alei ale również w pasażu z zadaszeniem. Spotykamy takie pasaże tutaj bardzo często i nawet obok miejsca w którym mieszkamy mamy takie lokalny pasaż. Tyle że tam byliśmy jedynym turystami 😀 Ten tutaj z racji ekskluzywności sklepów był klimatyzowany.
W tej dzielnicy na ulicy Ota Road znajduje się zagłębie sklepów związanych z elektroniką i anime. I to nie tylko z tą najnowszą ale można znaleźć tutaj old schoolowe konsole do gier i również stare gry do nich. Coś w rodzaju second handu dla geeków komputerowych. Najwięcej było jednak sklepów sprzedających karty – nowe jak i używane. Można było również od razu nimi zagrać bo sklep miał do tego wydzielona część sklepu. My weszliśmy do 6 piętrowego sklepu poświęconego w całości animie bo chcieliśmy kupić sobie jakiś poważny komiks 😀 Tych poważnych było tyle co kot napłakał. Głównie literatura dla nastolatków. Cała duża sekcja była dla boy romans a fantasy jak na lekarstwo 😢 Ale zakupiliśmy sobie na pamiątkę jedną książkę fantasy i jeden komiks o historii Japonii.
ps. Po raz pierwszy doświadczamy trzęsienia ziemi w Japonii. Trwało około 10 minut i momentami czuliśmy jakby duży pociąg przejeżdżał a momentami tylko czuło się lekkie bujanie pokoju. Jak na Japonię to takie małe trzęsienia są na porządku dziennym. Nikt z tubylców pewnie niczego nie przerywa, nawet pewnie windy jeżdżą dalej. Dla nas to było jednak interesujące doświadczenie.
ps2. Lody matcha tym razem na licencji włoskiej i nawet Włoch je podawał. Żartowniś z niego 😀
ps3. A na street foodzie testujemy dzisiaj pierożki Gyoza. Tutaj oczywiście w wersji Dotonbori.