Dzisiaj robimy ostatni trekking w Teksasie – idziemy szlakiem McKittrick Canyon Trail w parku Guadalupe Montains. To najwyzsze gory w Teksasie. Znajduje sie tam 8 z 10 najwyzszych szczytow w Teksasie wlacznie z tym najwyzszym. My jestesmy tu juz za pozno zeby isc na szlak gorski wiec idziemy ponownie szlakiem do kanionu.
Osobliwoscia tego szlaku jest to, ze mozna zobaczyc na nim kamienna rafe i skamienialosci pozostale po morzu, ktore kiedys bylo w tym miejscu np. kamienne muszelki. Szlak zaczyna sie przekroczeniem strumienia. Tym razem wyschniety. I dobrze bo bedziemy go przekraczac jeszcze z 10 razy. I tutaj spotyka nas najwieksza atrakcja tego dnia, widzimy przechodzaca tarantule po kamieniach. Wyglada na niespłoszoną naszymi próbami obfotografowania jej idac smialo do przodu i dopiero gdy napotyka skałki (ktore Tomek jej ustawil aby wyszla z cienia) to zatrzymuje się i chyba przestaje jej sie ta sytuacja podobać. Zostawiamy wiec ją w spokoju liczac ze jeszcze jakies tarantule po drodze spotkamy ale tylko ta widzielismy. Mysle ze bylo ich wiecej tylko nie potrafimy ich dostrzegac. Tak czy owak to duze przezycie spotkanie tarantuli na swojej drodze w dziczy 😀 Spotkany turysta mowił ze widzial na skałce grzechotnika… my grzechotnika nie zauwazylismy ☹️
Pozniej szlak zaczal biec w lesie i wowczas poczulismy sie jak w domu. Potem znowu krajobraz bardziej egzotyczny, palmy i kaktusy. My doszlismy tym szlakiem do grot skalnych, potem szlak zaczyna sie ostro piąc w gore i generalnie szli tam glownie ci, co mieli na koncu szlaku kamping.
ps. Dzisiaj na grilu samochodowym obok motyli pojawily sie zwloki pasikonika. A bestie sa tutaj dosyc znacznych rozmiarow. I skubance potrafią latać. Skonczyl jako pokarm dla ptakow, ktore na stacji benzynowej wyjadały sobie co lepsze kąski z naszego samochodu.
Ps2. Dzisiaj spimy na pustyni ale juz Nowym Meksyku. Za sasiadow mielismy tylko stadko koyotow ( co ciekawe wyly i szczekaly tylko raz w nocy i tylko raz nad ranem – moze mama z polowania wowczas wrocila ? ) oraz duze amerykanskie mrowki. To sasiedztwo nam bardzo odpowiada i chyba sie przekonalam do mrowek. Jak czlowiek sobie nie zyczy by po nim chodzily to mozna wystawic na żer jakies opakowanie po jedzeniu by mialy swoje zajecie …albo cos innego co je zajmie. Wczoraj w nocy byly zafascynowane nasza lampka namiotowa i na jej rzecz porzucily nawet wieczko od deseru Jelly starajac sie wejsc do lampki. Chyba wszystkie owady ciągną instynktowanie do swiatla po zmroku…