Dzisiajszy dzien przeznaczylismy na rejs do najblizszych wysepek kolo Kos. A do tego celu wybralismy sobie największy statek piracki Barca de Pirates. Jak sie pozniej okazało wysokie fale uniemozliwialy cumowanie do malutkich portów i ten nasz kolos mial najwieksze problemy z wszystkich tam płynących statkow zeby zacumowac do portu. A nasz statek wygladał tak 😁
Najpierw poplynelismy na wyspę Pserimos ale nie udało sie przycumowac do portu wiec poplynelismy dalej na wyspę Kalymnos. Tutaj w porcie Pothia zwiedzilismy pracownie poławiaczy gąbek. Gąbki jak sie okazuje to nie jest roślina ale prymitywne zwierzę ktore zyjac na dnie cieplego morza odzywia sie tym, co przepuszcza przez swoje gabczaste ciało. Wyławiane gąbki mają kolor czarny i dopiero deptane jak kapusta przez polawiaczy na dnie lódek zaczynaja byc koloru brązowego. I mowia na nie brunetki. Te jasne gabki, na ktore mowia blondyna, to juz ingerencja chemii. Wygladaja moze i ladniej ale przetrwaja w lazience maksymalnie do 1,5 roku. Brunetki z kolei maja zachowane wlasciwosci bakteriobojcze i przy zadbaniu o nie (co jakis czas trzeba je wyplukac w occie) moga sluzyc w lazience przez długie lata.
Cała wyspa Kalymnos słynie z tego ze zajmowali sie od wieków połowem gąbek. Kiedys to był zawód wysokiego ryzyka bo nie było sprzetu nurkowego a trzeba bylo zejsc na głebokosc od 30 do 70m aby te gąbki odciac od dna morz. W dodatku gabki lubia wode bardzo zasolona…a ludzie niekoniecznie. Obecnie wiekszosc gabek z pobliskiego morza zostala juz odłowiona lub zniszczona przez zanieczyszczenie morza. Zeby je łowic ruszaja zatem do wybrzezy Tajlandii i Libii. A miasteczko Portowe Pothia wygląda tak:
Po południu kolejna niespodzianka. Nie popłyniemy na wyspe Plati bo za duze fale. Wyspa jest bezludna i statek mial jedynie do niej podplynac ale glównym gwozdziem programu mialo byc zjedzanie na zjezdzalni. Na pocieszenie zaserwowali nam bardzo dobry obiad z grila – Tomek wzial szaszlyka a ja rybke. No i wrocilismy na drugie podejscie na wyspe Pserimos. Tym razem udało sie zacumować statek i mozna bylo sie wykapac na piaszczystej plazy. Podobno w miejscowosc mieszka tylko 24 osob … co jest dosyc dziwne bo domow bylo chyba ze sto wraz z ladnym kosciólkiem.
No i jeszcze tylko rejs powrotny. Troche bujalo ale na statku atmosfera jak w dobrym barze – przygrywal dj a w barze królowały kolorowe drinki z truskawkowym mohito na czele. Generalnie nam sie podobało i to bardzo 🙂