Archiwum miesiąca: wrzesień 2021

Rejs na 3 wyspy czyli Kalymnos, Pserimos i Plati

Dzisiajszy dzien przeznaczylismy na rejs do najblizszych wysepek kolo Kos. A do tego celu wybralismy sobie największy statek piracki Barca de Pirates. Jak sie pozniej okazało wysokie fale uniemozliwialy cumowanie do malutkich portów i ten nasz kolos mial najwieksze problemy z wszystkich tam płynących statkow zeby zacumowac do portu. A nasz statek wygladał tak 😁

Najpierw poplynelismy na wyspę Pserimos ale nie udało sie przycumowac do portu wiec poplynelismy dalej na wyspę Kalymnos. Tutaj w porcie Pothia zwiedzilismy pracownie poławiaczy gąbek. Gąbki jak sie okazuje to nie jest roślina ale prymitywne zwierzę ktore zyjac na dnie cieplego morza odzywia sie tym, co przepuszcza przez swoje gabczaste ciało. Wyławiane gąbki mają kolor czarny i dopiero deptane jak kapusta przez polawiaczy na dnie lódek zaczynaja byc koloru brązowego. I mowia na nie brunetki. Te jasne gabki, na ktore mowia blondyna, to juz ingerencja chemii. Wygladaja moze i ladniej ale przetrwaja w lazience maksymalnie do 1,5 roku. Brunetki z kolei maja zachowane wlasciwosci bakteriobojcze i przy zadbaniu o nie (co jakis czas trzeba je wyplukac w occie) moga sluzyc w lazience przez długie lata.

Brunetki…
…i blondynki

Cała wyspa Kalymnos słynie z tego ze zajmowali sie od wieków połowem gąbek. Kiedys to był zawód wysokiego ryzyka bo nie było sprzetu nurkowego a trzeba bylo zejsc na głebokosc od 30 do 70m aby te gąbki odciac od dna morz. W dodatku gabki lubia wode bardzo zasolona…a ludzie niekoniecznie. Obecnie wiekszosc gabek z pobliskiego morza zostala juz odłowiona lub zniszczona przez zanieczyszczenie morza. Zeby je łowic ruszaja zatem do wybrzezy Tajlandii i Libii. A miasteczko Portowe Pothia wygląda tak:


Po południu kolejna niespodzianka. Nie popłyniemy na wyspe Plati bo za duze fale. Wyspa jest bezludna i statek mial jedynie do niej podplynac ale glównym gwozdziem programu mialo byc zjedzanie na zjezdzalni. Na pocieszenie zaserwowali nam bardzo dobry obiad z grila – Tomek wzial szaszlyka a ja rybke. No i wrocilismy na drugie podejscie na wyspe Pserimos. Tym razem udało sie zacumować statek i mozna bylo sie wykapac na piaszczystej plazy. Podobno w miejscowosc mieszka tylko 24 osob … co jest dosyc dziwne bo domow bylo chyba ze sto wraz z ladnym kosciólkiem.

No i jeszcze tylko rejs powrotny. Troche bujalo ale na statku atmosfera jak w dobrym barze – przygrywal dj a w barze królowały kolorowe drinki z truskawkowym mohito na czele. Generalnie nam sie podobało i to bardzo 🙂

Marmari – Tigaki

No to okolice zwiedzone wiec ruszamy dalej. Na pierwszy ogień tutejszych środków transportu bierzemy autobus publiczny i jedziemy nim do najpopularniejszych plaz w okolicach Kosu czyli Marmari i Tigaki. To dwie najblizsze piaszczyste plaze bo wokół Kos niestety same kamieniste gdzie bez wodnych butów lepiej nie wchodzić. Te dwie plaze sasiaduja ze sobą a pomiedzy nimi znajduje sie jezioro słone, na ktore przylatuja flamingi. O tej porze nie miało ani wody, ani flamingów 🙁 Po zlustrowaniu go w oddali zdecydowalismy ze nie warto do niego nawet bliżej podchodzić.

No i ciekawostka. Wszyscy turysci z Kos jechali na plaże w Tigaki. My jechalismy jako jedyni w autobusie do Marmari. W czasach covidowych nawet nas to ucieszyło że jedziemy sami. Nasz niecny plan zakladał dojechanie do jednej z tych plaż i dojscie brzegiem morza do tej drugiej. Losowo wypadła jako pierwsza Marmari… ktora okazała sie ładniejsza, dziksza i mniej turystyczna. Tigaki wypadła bardzo blado przy Marmari… no może jedynie miała mniejszy wiatr i fale. Ale była węższa, bardziej żwirkowata i z masą leżaków i turystów. Ale ogólnie obydwie plaże były spoko i przypominały te nasze bałtyckie plaże. Pominę również milczeniem odcinek dla naturystów bo nic ciekawego tam nie zarejestrowaliśmy 🙃

Jako ze dość ciepło było to po zażyciu kąpieli powróciliśmy do Kos z nadzieją zaliczenia juz ostatnich obowiązkowych ruin domu Casa Romana czyli domu prawdziwego rzymianina. Niestety we wtorki wiekszosc muzeow jest tutaj zamknieta wiec rzymska willa musi na nas poczekac.

Na Kos jak i w wiekszosci wysp greckich królują dzikie koty. Co rusz jest tutaj zawieszona skarbonka z datkami na ich wyżywienie a w dużej czesci sklepów i restauracji sa powystawiane miski z kocią karmą. Tutejsze koty nie wygladaja jakby czegokolwiek im brakowało i czują sie na całej wyspie jak u siebie w domu. Jakież było nasze zdziwienie gdy na naszym ulubionym depatku koło portu( wracamy nim codziennie z centrum Kos do hotelu ) taki wlasnie kotek nas delikatnie ofuknał ( wlasciwie to miałknął) że siedzimy na jego ławce ale po namyśle uznał za nieszkodliwych i umościł sie wygodnie jakby nigdy nic obok Tomka.

Ps. Ania, tradycyjnie kupiłam Ci kolczyki (tym razem na urodziny), ktore okazały sie kolczykami do pępka. W ostatniej chwili sie zorientowałam ze cos z nimi jest nie tak bo sprzedawali je po jednej sztuce. Krzyknełam wiec do Tomka który stał w oddali „ one sa chyba do pępka” na co sprzedawczyni idealną polszczyzną „ no pewnie ze do pępka” 😁 Jak sie okazało jedno z rodziców mojej sprzedawczyni pochodziło z Polski.



Kos – Psalidi

Dzisiaj robimy rekonesans okolicy. Najpierw na wschód deptakiem do Psalidi. Juz czuc ze sezon sie tutaj powoli konczy. Strefa przeznaczona dla surferow i kitesurferow zionie pustką. W okolicy poza tym same kurorty.

Z ciekowostek mijamy po drodze maciupkie kapliczki – w kazdej zdjecie swietych, osoby dla ktorej ja postawiono (zazwyczaj zmarla ale zdazaja sie tez kapliczki dziekczynne) oraz palacy sie znicz. Podobno jesli sie nie pali kazdy przechodzien jest zobowiazany do dolania oliwy i zapalenia. Te co widzilismy sie paliły 🙂

I powrocilimy do Kos. Pomimo ze to stolica wyspy to nadal jest to małe urokliwe miasteczko. Tutaj zdecydowanie widac ze glownym srodkiem transportu sa rowery – to one maja wydzielone pasy i pomimo ze sa rowniez dla pieszych to wszyscy rowerzysci na nas dzwonia aby im ustąpić z drogi. Poza tym jak kazda nadmorska miejscowosc mamy tutaj port jachtowy i wzdluz niego szereg knajpek portowych, kilka stoisk bazarowych (o dziwo ich towar nie wyglada na chinszczyzne ale wyroby wyrabiane lokalnie), kilka statków pirackich oraz kolejke, ktora objezdzaja centrum rodziny z dziecmi i osoby starsze.




I tradycyjnie mijamy po drodze jakies ruiny.  Tym razem to pozostalosci dawnego antycznego rynku. Dwie kolumny, fundamenty domów  i wiele zdobień, ktore wykute w kamieniach leżą porozrzucane na całym placu. W Europie lądowej takie miejsce byloby ogrodzone, pilnie strzeżone i zapewne płatne. Tutaj sluzy jako kolejne miejsce do swobodnego spacerowania.

Miasto Kos na wyspie Kos

To jest nasz pierwszy lot od czasu pandemii. Wyspa Kos wyszła dość przypadkowo, gdyż pogoda w Europie się popsuła, ale ta destynacja spełniała wakacyjne kryteria : jest tu słońce, woda w morzu jest ciepła i nie jest to rejon mocno skazony turystycznie. I jak kazda grecka wyspa ma swój urokliwy klimat… oraz tony ruin i pozostalosci z czasow pierwszych wieków.

Od ruin zatem postanowilismy zacząć zwiedzanie wyspy. Jako ze mieszkamy na przedmieściach miasta Kos to w ramach spaceru wybralismy się do ruin antycznego rzymskiego teatru z II wieku. Jest to jedna z nielicznych w miare dobrze zachowanych budowli rzymskich na wyspie. Teatr nie jest duży ale schody i kolumny ma wykonane z marmuru. Mozna rowniez zwiedzic podziemia z pozostalosciami mozaik podłogowych ( takie mozaiki sa rowniez w innych miejscach na Kosie).

Generalnie w Kosie co rusz natykamy sie na jakies ruiny. Skręcajac w boczne uliczki wlasciwie mamy pewnosc, ze zaraz pojawi sie jakis plac z pozostaloscia domow, ulic czy tez swiatyni. Te miejsca nie sa nawet specjalnie oznaczane ani odgradzane. Zazwyczaj robia za sciezki spacerowe w miescie.

Kolejną atrakcją w stolicy Kos jest zamek zakonu sw. Jana z Jerozolimy, z ktorego oprocz kamieni i rzezbionych resztek kolumien pozostal kamienny most, ktory byl wejsciem do zamku.

No i pierwsza ciekawa roslinka na wyspie – tryskawiec sprężysty a inaczej ośli ogórek. Tak wlasnie przypominało mi to jakas rosline z ogródków działkowych 🙂


Tryskawiec sprężysty