Gold Coast

Jesteśmy już na złotym wybrzeżu a dokladniej mieszkamy w syrenkowej plazy (Mermaids Beach). Zanim tu dotarliśmy zrobilismy jeszcze jeden trekking w parku Lamington bo było tam naprawdę uroczo. Tym razem szlak biegł do jaskiń Kweebani, gdzie mieszkało kiedyś pierwotne plemie aborygeńskie Yugambeh. Trasa byla rownie dzika jak ta wczorajsza ale już nie taka mroczna (wczorajszy las był tak gęsty że po zejsciu do kanionu nie docieralo tam w ogole slonce i wygladało jakbyśmy chodzili w lesie po zmroku).

A Gold Coast to wczasowy raj dla mieszkancow Brisbane i calego Queensland. Zajrzelismy na plaze Surfers Paradise ale nie bylo na niej zbyt wielu surferow. Moze to nie sezon a moze to dlatego że ta plaża ciagnie sie kilometrami. Z tego powodu miejsca przystosowane do kąpieli (czyli z budką ratownika i opisem aktualnej sytuacji na plaży) są dosyć krótkie ale pojawiajace sie co kilkaset metrów. Za to piasek super. Bałtycki w najlepszym wydaniu czyli ten z zachodniej plaży w Ustce 🤓

Po parku Lamington przypomniało nam się, ze tradycyjne australijskie ciastka nazywaja się Lamingtons (biszkopt oblany czekolada mleczna i posypany wiórkami kokosowymi)

I na tym się kończy nasza australijska przygoda. Jutro rano pakowanie, sprzątanie samochodu i lecimy do domu. Aaa…. staniemy jeszcze na kilka dni w Bangkoku bo było po drodze. W Azji nas jeszcze nie było wiec zdecydowalismy ze zrobimy stop over tam, gdzie beda najtansze bilety. I tak wypadło na Bangkok.