Po kilku dniach w samochodzie zatesknilismy za chodzeniem i pojechalismy do parku narodowego Lamington by zrobic jakiś trekking. Park ten znajduje sie w górach (takich do 1000 m ale zawsze to góry) i chodzi sie tam po lesie podzwrotnikowym.
Przeszliśmy sobie kilkanaście kilometrów szlaku Main Border Track, a potem weszlismy na Box trail by zejsc do kanionu i wodospadów, a na koniec drogi zostawilismy sobie 1km odcinek „szlaku w drzewach”. To specjalnie przygotowane podesty zawieszone w koronach drzew. Idzie sie po ruchomych mostkach i mozna podziwiac ptaki. Tutaj od dwoch dni bardzo mocno wieje wiec ptakow nie było, mozna bylo natomiast zobaczyc co widzą z tej wysokosci. Sa tez ustawione drabiny na jedno drzewo wiec mozna wejsc naprawde wysoko ale poniewaz ten odcinek jest blisko parkingu to i amatorow wejscia bylo kilku. Nam sie nie chcialo czekac w kolejce … w koncu przeciez jestesmy w dziczy!
A sam las naprawde piekny. Sciezki dzikie, szerokosci 3 stóp. Ogromne drzewa oplecione pnączami z mocno rozgalezionymi konarami. I te starsze drzewa byly puste w srodku stanowiac idealne schronienie dla tutejszych zwierzat. Same zwierzatka sie pochowały bo bylo dosyc zimno (w Polsce afrykanskie upały a tu przyszło nagle globalne ochłodzenie), po pająkach zostaly tylko pajeczyny a na szlaku spotkalismy tylko dzikiego indyka. Przyznam sie ze od czasu do czasu podskakiwałam na szlaku jak Tomek idac przodem naciagnal jakas liane… a ona odskakiwała dopiero gdy ja szłam w tym miejscu 🙂 Taki dowcipniś.
Ps. Dzisiaj rano z namaszczeniem wytrzepywalam buty i nic. Puste. Jest tu tak zimno obecnie, ze nawet pająkom nie chce sie wychodzić z domu. W końcu jak jest zima to musi być zimno:)
Ps2. A to papużki pilnujące ośrodka O,Reillys Rainforst Retreat, przy ktorym znajduje sie sciezka w drzewach.