Archiwum miesiąca: czerwiec 2019

Zatrzymana przez australijską Policję!

Zostałam dzisiaj zatrzymana przez Policję. Drogową. Na szczęście tylko na chwilę….no bo przeciez wzorowy ze mnie kierowca. Nawet lewostronny ruch mi tutaj nie przeszkadza, wkurzające jest tylko to że w samochodzie przestawili wycieraczki z kierunkowskazem. Pamietam ze w Nowej Zelandii się do tego nie mogłam przyzwyczaić i tutaj mi sie to również nie uda. Czlowiek chce szybko skręcić… u tu wycieraczki się włączają. Nie da się tego nie zauważyć przez osobę postronną i Tomek ma ubaw. A o powodach zatrzymania przez policję na końcu wpisu 🙂

Dzisiejszy dzień zaczął się deszczem. Lało całą noc i nad ranem dalej padało. Planowaliśmy rano wstać aby zapolować z aparatem na dziobaka (bo to zwierzę nocne i szanse na zobaczenie go w naturze są zazwyczaj o świecie bądź o zachodzie słońca) ale w deszczu słabo się składa obozowisko. Dziobaka wiec będziemy szukali kiedy indziej a dzisiaj przemieszczamy sie w głąb lądu. I o dziwo im blizej srodka tym jest coraz bardziej zielono i chłodniej. A okolica typowo rolnicza. Rosnie tutaj pszenica, kukurydza, groszek zielony, słonecznik i sorgo. Podobno jest tu rowniez uprawiana bawełna ale na razie nie widzieliśmy. Naszą uwagę zwróciło przede wszystkim sorgo bo z daleka wygladalo jak niewyrosnieta kukurydza z bordowymi kwiatkami na gorze. Te kwiatki to okazaly sie byc juz dojrzałe ziarna sorgo, ktore jest bardzo starą rosliną uprawną i jak się okazało dosyc powszechnie uprawianą na swiecie. Co prawda glownie hodowana na pasze ale ze wzgledu na swoje wartosci zdrowotne rowniez zaczyna byc uzywana w przemysle spozywczym. Do wzrostu potrzebuje tropikalnego klimatu wiec jezeli nadal bedzie postepowalo globalne ocieplenie to byc moze w przyszlosci zadomowi sie rowniez w Polsce na piaszczystych terenach, gdzie nie wystepuje zbyt duzo wody.

Jako że dzisiaj jesteśmy cały dzień w drodze a krajobraz jest bardzo europejski to załaczam kilka zdjęć ze snorkelowania w trakcie rejsu. Generalnie rafa tam wyglądała trochę inaczej niż te widziane wcześniej. Jest dużo bardziej kolorowa i sam wygląd korali jest bardzo zróznicowany (od takich koralowców z parzydełkami, po takie wyglądające jak grzyby, badz takie ktore próbują coś wciągnąć do środka). Ryby też są znacznie wieksze niz na rafie kolo Lady Musgrave i nie specjalnie przejmuja sie pływającymi ludzmi wokół nich. Niestety woda nie jest tutaj już tak przejrzysta i sama rafa może i ładniejsza, ale doznania i rybki zdecydowanie lepsze na pani Musgrave. No ale za to tutaj mozna spotkac wielka rybe zwaną Big George… którą oczywiście przegapiłam. Tomek oczywiscie ją spotkał i nawet nagrał. Ja w tym czasie bylam w wodzie po drugiej stronie lódki jak deckhand pokazywał Tomkowi Big Georga i myslalam ze cos im wpadlo do wody. Cała sytuacje widac na filmie ktory być moze kiedys dogramy na bloga.

Wargacz garbogłowy (Humphead Maori Wrasse) inaczej zwany napoleonem… a przez miejscowych Big Georgem
Z bliska to nawet w kadrze sie nie mieści… a moze miec do 2,3 metra
Plaża Whiteheaven beach (by Bronek)

A policja zatrzymała mnie na rutynowa kontrolę alkoholową… i narkotykową. Okazalo sie ze biwak na ktorym wczoraj spalismy jest w okolicy, w ktorej dzisiaj rozpoczyna sie festiwal muzyczny. I zaraz jak wyjechalismy z kampingu to po dwoch stronach jezdni stali przygotowani policjanci ze sprzetem do testowania kierowców. Pani policjant kazala mi najpierw podmuchac a potem trzy razy oblizac jezykiem srodek policzkow i pozniej poskrobac jezyk patyczkiem. Zniknela na kilka minut i pojawiła sie z powrotem mowiac „all good” czyli wszystko w porzadku. To zwrot ktory najczesciej mozna uslyszec w Australii. Mowia tak wszyscy na zakonczenie czegokolwiek np. placenia za cos lub jako pytanie czy wszystko w porzadku. Moja kontrola byla zatem „ALL GOOD”.

Tutaj sie chwalę że mam międzynarodowe prawo jazdy 🙂

Ps. Jestesmy w miasteczku Esmerald, wokół ktorego jest bardzo dużo kopalń wszelkiego rodzaju . Sa tutaj kopalnie węgla kamiennego i jest tu m.in najwieksza kopalnia szafiru i spory obszar, na ktorym mozna szukac kamieni szlachetnych. Za oplatą oczywiscie bo ziemie te naleza do osób prywatnych. Po drodze mijamy zatem ponadwymiarowe pojazdy, ktore wiozą czesci jakis wielkich koparek.

Ps.2. A w Emerald jest również najwieksza na swiecie kopia obrazu slonecznikow Van Gogha, ktora stoi w parku naprzeciwko naszego motelu. Zatesknilismy za luksusem i dlatego dzisiaj spimy w motelu 🙂 Poza tym zrobilo sie jakos zimno. Jest 17 stopni a jutro bedzie jeszcze zimniej bo około 12. A w Polsce w tym czasie afykanskie upały jak czytamy na necie 🙂

Ps3. A tak wyglądała wioska pionierów australijskich. Szczerze mówiąc dzisiejsze domu tutaj wyglądaja bardzo podobnie…

Powyżej wioska pionierów… a tak wygląda współczesny dom 🙂 Przypominam ze jestesmy juz w głębi lądu na terenach rolniczych.

Gdzieś pomiędzy Stonehenge i Jundah

Trochę nam zajęło aby dojechać w końcu na prawdziwą czerwona australijską ziemię. Dzisiaj mamy więc pierwszy kamping na outbacku. Bardzo mało tu zwierząt. Po drodze mijalismy tylko martwe kangury na drodze (multum) i próbujące je zjesc jakies drapieżne ptaki podobne do jastrzębi. Droga sie zweza w większości drogi do jednego pasu co nie jest problemem bo samochodów tu jezdzi bardzo mało. Tylko czasami trzeba ustapic drogę pociagowi drogowemu czyli tirowi który ciągnie za soba trzy naczepy.

Pociąg drogowy

Po drodze niedaleko miasteczka Jeryho mijalismy kilkukilometrowy odcinek lasu, w ktorym doslownie co parę kroków była termitiera. Nie byly specjalnie wysokie ale ich duza ilosc sprawiala ze wygladaly jak grzyby po deszczu. I co powien czas te blizej drogi mialy na sobie ludzkie ubrania, czapki, czasami jakies patyki udajace ręce. Zrobilismy szybki przeglad w internecie i okazalo sie ze australijczycy je ubieraja i charakteryzuja na ludzi… bo to jest zabawne. Ciekawe czy termity tez tak uważają 🙂

W Barcaldine natomiast stało drzewo wiedzy. To stary, uschnięty eukaliptus ktory wiaze sie z historia tego miasteczka (niestety nie doczytalam historii). Otoczony jest drewnianym schronem, ktory podobno bardzo ladnie podswietla to drzewo w nocy.

Drzewo wiedzy

Z tym drzewem byla zwiazana jedna z zagadek, ktore sa ustawiane przy drodze aby zajac czymsc kierowce. Najpierw jest pytanir, za kilometr podpowiedz. I za nastepny kilometr odpowiedz. Taki rodzaj quizow ktore maja zapobiec znuzeniu kierowcy bo sa tutaj duże odległości miedzy miejscowosciami, dlugie proste i ten sam krajobraz.

Po drodze mijamy rowniez Longreach, w ktorym jest muzeum zalozycieli lini Quantas. To najwieksza linia lotnicza w Australii i jedna z najlepiej ocenianych linii lotniczych na swiecie. Mamy z nia bardzo dobre wspomnienia z podrozy do Nowej Zelandii.

Boeing 747 – za zwiedzenie samolotu chcieli po 65 dolarów wiec sobie darowalismy. Moze kiedys bedziemy pasazerami Jambojeta.

Ps. Poranki tutaj są dosc zimne, okolo 7 stopni. Po raz pierwszy spalam w szczelnie zamknietym spiworze. Ale za to poranna pusta droga z kangurami skaczacymi obok bezcenna!

Tutaj jesteśmy 🙂

Australijski outback

No to pojezdzilimy sobie dzisiaj po australijskim outbacku. Przejechalismy przez Eromanga, ktore jest najdalej położoną miejscowoscia od jakiegokolwiek wybrzeża w Australii. Tu tez przeżylismy mały stresik bo stacja benzynowa na ktora liczylismy była w przebudowie. Na outbacku australijskim podobnie jak na road tripie w zachodnich stanach pilnuje sie przede wszystkim 2 rzeczy: zapasów wody i stanu paliwa w baku. Brak ktorejkolwiek z tych rzeczy moze byc klopotliwe na trasie bo zdarzaja sie drogi, na ktorych nie spotkalismy ani jednego samochodu 🙂

Na szczęście wlascicielka sklepiku (moze tez tej stacji) miała zorganizowane dwie beczki, jedna z benzyna, druga z dieslem jako tymczasowe rozwiazanie dla podrozujacych. A czekało oprócz nas jeszcze kilka samochodów, których właściciele tez mieli panikę w oczach bo najbliższa stacja była za dziesiątki kilometrów, a dla nas dodatkowo zupełnie nie po drodze.

Stacja paliw. Z tyłu diesel, a czerwona beczka benzyna.

No i jak wyglada ten outback ? Troche jak sawanna tylko ze ziemia była czerwona. Najdziwniejsze było natomiast to, ze co pare kilometrow krajobraz potrafił sie zmienic z czerwonego na zielona kraine z trawa i drzewami, aby za chwile znowu bić po oczach czerwonym piaskiem i kepkami szarych krzaczków. Poniewaz na całym tym obszarze co chwile widujemy znak „floodway” czyli droga ktora moze byc zalana wodą to wysnułam teorię, ze tam gdzie woda zalega dłuzszy czas po zalaniu jest zielono, a tam gdzie od razu spływa w dół jest czerwono. Ot taka moja teoria 😉

Dzisiaj oprocz kangurów towarzyszyly nam krowy. Z tego co zauwazylismy pasly sie tam co najmniej 2 rozne rasy: jedne brazowe i czarne, a drugie takie jasnobezowe z garbami na grzbiecie i wystajacymi kosciami. Generalnie jak nas widziały to zawsze uciekaly od drogi i jak w bezpiecznej odleglosci sie zatrzymały to wowczas nam sie przypatrywały. One patrzyły na nas a my na nie. Takie porozumienie wizualne miedzy gatunkami 😉

No i w końcu to było miejsce, gdzie Bronek sie mógł wyszaleć. Osiągnął nawet 68km/h ale jak latal tak szybko to szybko przekraczał dozwolona odleglosc od punktu startowego, ktore domyslnie bylo jego punktem lądowania. Co prawda nie było tu spektakularnych krajobrazów wiec kręcił sobie nasze autko szosujące po czerwonych drogach 🙂

Ps. A na campingach na outbacku spotykamy samych australijskich emerytów! Jezdza zarowno karawanami, jak i pod namiot !! Podobno gdy przechodza na emeryture to często wynajmują swój dom i za te pieniadze zaczynaja podrozowac i zwiedzać Australie.

Ps2. Dzisiaj bylam na mszy w małym kosciołku ewangelickim. Mialam duzo szczescia bo pastor przyjezdza tu odprawic msze tylko raz w miesiącu. Przyznam sie ze nie zrozumialam calego kazania ale bylo o tym ze wiara to nie jest cel ktory mozna osiagnac od razu ale podróz w trakcie ktorej sie wiarę poglebia. Chciał prawdopodobnie nawiązać do tego ze zdecydowal sie opuscic Australie i wyjechać do Europy. Była to jego ostatnia msza bo w czwartek juz wylatuja. Msza byla bardzo kameralna bo oprócz pastora i jego zony uczestniczyła w niej tylko jedna rodzina (z pieciorgiem dzieci choc podobno maja dziesiecioro) jeden mezczyzna i ja 😉 Po mszy dostalam nawet zaproszenie na kolacje do tej rodziny ale poniewaz to byla kolacja pozegnalna dla pastora a wygladali na bardzo zaprzyjaznionych to nie chcielismy im zaklócac tego ostatniego spotkania.

Ps3. To prawda ze na outbacku jest duzo much, ktore probuja za wszelka cene wejsc do oka, uszu lub ust. Zeby zjesc obiad musialam nalozyc siatke na glowe 🙂

Outback 4×4 (i grupka emu)

Tak dobrze nam sie jechało wczoraj po outbacku ze postanowilismy sprobowac tutejszych dróg na 4WD. Pogoda byla odpowiednia (zimno, wiało ale tutaj najwazniejsze jest zeby nie padało) wiec wybraliśmy sie droga The Dowling Track. Podobno to droga pierwszych osadników, ktorzy szukali odpowiedniej ziemi by się osiedlić. No już tacy pierwsi nie mogli być bo najlepszy klimat jest na wybrzeżu a oni szukali tej ziemi wgłąb lądu.

Jeden z typów campingu – na wyposazeniu głownie ziemia zazwyczaj obok glownej drogi 😉 Za to darmowe 🙂
Taka nawierzchnia byla najlepsza… utwardzona ziemia 🙂
Bronkowi tak tu się podobało że sobie samowolnie odleciał. Przemyslał jednak sprawę i zaraz wyladował ze złożonymi śmiglami.

No i co moge powiedziec o drodze… Juz dawno mnie tak nie wytrzęsło! Ponad 400 km drogi bez asfaltu daje sie odczuc. Momentami byla dosyc niezła – utwardzona ziemia albo drobny piasek. Czasami jednak zwir, kamienie i koleiny. Czerwony piasek mamy nawet w zębach. Generalnie bylo fajnie ale juz dziekujemy, wracamy na asfalt 😀

System stacji paliwowych typu mam beczke paliwa za domem nie jest tutaj nowością. Tym razem zatrzymalismy sie na tankowanie w Hungerford. Pan obslugujacy stacje byl kiedys w Europie. Niestety mial tak dziwny akcent ze zrozumieliśmy tylko w jakich był krajach. Byl na przyklad w Warszawie, ale rowniez w Czechosłowacji czy na Węgrzech.

Hungerford – hotel i zarazem stacja benzynowa. Beczka paliwa stoi z tyłu za domem 😉

… i zarazem jedyny bar w okolicy.

W Hungerford znajduje się rowniez granica miedzystanowa miedzy Queensland i Nową Południową Walią (NSW). Granica dosłownie bo trzeba sobie otworzyć bramę do nowego stanu. Za nie zamknięcie tej bramy grozi kara 1000 aud. A bramka jest umocowana w płocie, który ma zapobiec migracji dingo z Queensland do NSW. Swego czasu byl to najdłuższy płot na świecie wybudowany w roku 1885r.

Granica stanów Queensland- New South Walia

Wczoraj natomiast nocowalismy w Thargomindah, w ktorej byla wybudowana jedna z pierwszych elektrowni na świecie. To miasteczko bylo trzecie na swiecie (a tylko jeden dzien po Paryżu!), ktore miało oswietlone ulice pradem elektrycznym. A dzisiaj jest tu raptem kilka domów na krzyż.

No ale wracajac do samej drogi to po stronie NSW zrobilo sie bardziej zielono a na pastwiskach pojawily sie owce. Kiedy juz zaczelismy narzekac ze nie widzielismy tu jeszcze zadnego kangura to przez droge przebiegła nam grupa dzikich emu. Dosyc szybko biegają skubańce. W dodatku od razu schowały sie w krzakach cwaniaki. No a kangurek tez sie w końcu pojawił wiec dzień był udany.

Ps. Na samej drodze natomiast zobaczylismy krzaczki, ktore na westernach przetaczaja sie swobodnie po drogach z wiatrem. Cale Stany ich poszukiwalismy i nie moglismy znaleźc a tutaj było ich multum i to w każdym rozmiarze. Od małego do ogromnego 😉 Rosna sobie do dojrzalosci a potem celowo usychaja by sie urwac z korzenia i poprzez przetaczanie sie po drogach rozsiewać swoje nasiona.

Biegacz stepowy lub pustynny (tumbleweed). Ten był największy 🙂

Ps2. Nawet na australiskim pustkowiu mozna kupic polska kiszona kapuste i ogórki (tym razem korniszony). Aby były tu raptem dwa sklepy.

Wracamy na wybrzeże


Dosyć szybko zakończyliśmy wizyte w Nowej Południowej Walii. Bylismy tam raptem jedną dobę ale dobry gość to krótko goszczący gość. Zdecydowanie więcej tam emu, ktore jeszcze kilka razy spotkalismy w trakcie dzisiejszego dnia. Krajobraz natomiast stawał sie coraz bardziej żółty i drzewiasty. Natknelismy się również na plantacje bawełny. Prawie ją przegapiliśmy. Nie wiedzialam ze jest taka niska. Zbieranie bawełny nie wygląda zatem na przyjemne zajęcie.

Jadac w dolinie rzek widzielismy sporo ładnych ptaków ale niestety sa zbyt płochliwe by zrobić im zdjecie.Jedynie papugi kakadu raczyły chwile zapozować. Sa dosyc charakterystyczne i strasznie chałaśliwe. Wlasnie skrzecza nam nad glowa na naszym kampingu przy rzece. A rzeki tutaj mają kolor naszej Odry.

Po drodze jeszcze po stronie NSW minęliśmy dwa miasteczka z informacja ze to obszar bez alkoholu (Walgett, Collarenebri). Wygladaly na dosyc biedne. Wiekszosc miasteczek na dalekim outbacku ma podobny uklad jak miasteczka w zachodnim stanach. Szerokie ulice, domy tylko przy ulicach i miejscowosc konczy sie juz po 3 skrzyzowaniach. Musze sprawdzic pozniej dlaczego to strefy bez alkoholu. Mam dwa tropy- mieszkaja tam Aborygenii lub jest wysoka przestepczosc. 

Ps. Nocujemy dzisiaj niedaleko miasta Moore i kierujemy sie na Gold Cost. Jutro zatem kolejny dzien transferowy i nie spodziewamy sie zadnych wrazen chyba ze jakis koala zdecyduje sie przejsc przed nami ulicą. Tu gdzie jesteśmy obecnie ich nie ma ale juz powoli pojawiaja sie eukaliptusy wiec może jest szansa na  jakiegoś zabłąkanego koale…

Ps2. Teraz moge powiedziec ze doswiadczylismy wszystkiego tego, o czym pisza turysci. Przebiegajace jezdnie o swicie grupy kangurów i pająk w bucie. Normalnie chodzilismy zawsze w sandalach ale od trzech dni jest bardzo zimno i chodze w pelnych butach. Trzepanie butow przed nalozeniem traktowalam jako taki australijski rutyuał a tu dzisiaj wytrzepalam pajaka. Wygladał bardzo europejsko ( jak takie wieksze czarne,ogrodowe) i na dosc zaspanego. Pozniej cala droge sie zastanawiałam czy zabral sie z nami samochodem przy skladaniu namiotu 🙂