Wyspy Whitsundays to archipelag niewielkich, zalesionych ale za to dosyć blisko siebie położonych wysepek, których najwieksza atrakcja jest plaza Whiteheaven. Podobno najczesciej fotografowana i obecna na pocztówkach plaża w Australii. Głównym elementem krajobrazu jest tutaj bielutki, drobny piasek który zawiera 98% kwarcu. Z tego tez powodu jest zabierany do wyrobu… Poza tym plaża jest w lagunie, w której po odpływie widac białe hałdy piachu między lazurową wodą. My byliśmy akurat po przypływie ale i tak było ładnie.
W lagunie woda jest po kostki, prawie z kilometer można by tak iść w takiej głębokości wiec pływać się raczej nie da za to jest tłum ludzi brodzących po wodzie. No i myślałam ze tak brodzą sobie bez celu … az tu nagle przypłynęła mi koło nogi płaszczka. A za nią następna i następna. Generalnie pływały w grupach liczących nawet 10 osobników różnej wielkości. Z góry wyglądały jak kamień (taki żółtawo-rdzawy miały kolor) ale zdradzał je długi ogon. No i woda jest tutaj przezroczysta, dno bielutkie wiec nawet z daleka można było je zauważyć. Niestety nie maja parcia na szkło bo jak tylko widziały GoPro w wodzie to wykonywały w tył zwrot i odpływały.
Ale największy hit pobytu na tej wyspie to pająk wielkości dłoni, którego sama wypatrzyłam idąc na plaże. Moją uwagę zwróciła najpierw duża pajęczyna… a na niej duży czarny pająk z podłużnym odwłokiem i kolorowym podbrzuszem (nie był to taki z gatunku z włochatymi nogami ale i tak robił wrażenie). Był na tyle uprzejmy ze jego pajęczyna nie przecinała ścieżki i można było go bezkolizyjnie ominąć. Zaczynam wierzyć w to co wszyscy mówią, że żadne dzikie zwierze świadomie nie chce wchodzić w drogę człowiekowi i ze to ludzie są jedynymi zwierzętami które mogą być agresywne bądź bez powodu atakować inne zwierze. To znaczy jakiś powód zawsze się u ludzi znajdzie…
No i dwa słowa o samym rejsie bo jak się okazało to była nawet większa atrakcja niz wyspy Whitsundays. Jacht którym płynęliśmy nazywał sie Matador i była to swego czasu jedna z lepszych łódek regatowych swoich czasów. Z 52 regat w których startowała wygrała 35, a w pozostałych była na 2 lub 3 miejscu. Podobno jak na tamte czasy była zbudowana z jakiś kosmicznych materiałów wiec była lekka i szybka. Ja tam się na jachtach nie znam ale wydaje się być nadal bardzo zaawansowana technologicznie.
W rejs popłynęliśmy z 19 innymi osobami oraz 3 osobami obsługującymi rejs (kapitan, deckhand który nas również asekurował przy snorkelowaniu i chief czyli kucharz). Do rozłożenia żagla angażowali wiec turystów m.in Tomek był grinderem. Tym razem zawyżaliśmy zdecydowanie średnią wieku bo oprócz szkockiego detektywa, który zrobił sobie 1,5 roczna przerwę od pracy (i od partnerki przy okazji) to pozostali to dwudziestoparolatkowie. I rozkład narodowości typowy jak przy innych atrakcjach w Australii- najwiecej Niemcow, troche Anglikow, Holenderki, Szwajcar, Hiszpan no i dwójka Polaków czyli my 😉 Generalnie sama Europa. Podobno Polacy są rzadkością, ale tak samo Amerykanów się tutaj na wakacjach nie widuje zbyt często. Za daleko mają czy jak ?:) Nasz kapitan byl bardzo doświadczonym marynarzem i opowiadał ze kiedyś spędził kilka dni w wodzie gdy wypadł z lodki, stracił na tym kilka kilogramów ale przeżył. Mówił tez ze rekiny nie jedzą ludzi – zazwyczaj ugryzą jedynie i odpłyną 🙂 Wolałabym nie sprawdzać…
No i gdyby ktoś przez przypadek czytal ten wpis i zastanawiał sie czy warto płynąc z Matadorem w rejs to odpowiadam – zdecydowanie tak. Poza super organizacją (2 snorkelowania, dobre posiłki, przekąski no i rejs w końcu na znanej łódce regatowej) to dają dużo luzu i swobody zakładając ze grupa się sama zintegruje, zorganizuje i ze będzie sama o siebie dbała. I tak faktycznie było. Można było spać na głównym decku i oglądać cala noc gwiazdy – i niektórzy z tego skorzystali. Generalnie trzeba było przestrzegać restrykcyjnie tylko 2 zasad: szanować wodę pitna (bo jak się skończy to wracamy) i nie zatkać toalety a spływ był naprawdę malutki (bo jak się zapcha to tez wracamy). No i pogoda nam się trafiła super. Było ciepło, mały wiatr i nawet słońce się przebijało za chmur. Tutaj najlepsza pogoda na te rejsy jest właśnie w zimie kiedy jest pora sucha a najwięcej chętnych mają w lecie kiedy pada lub zbyt mocno wieje żeby wypłynąć 😉 Takie życie. No ale nasza lodka mimo ze poza sezonem była pełna – pewnie pomógł tutaj fakt ze np my ten rejs kupiliśmy dwa dni przed z 50% rabatem (na bookme.com.au).
No i jeszcze jedna rzecz która się wydarzyła w trakcie rejsu. Pojawił się nad masztem jakiś duży drapieżny ptak i zaczął nad nami kołować. Potem nagle wystrzelił i zanurkował w dół obok jachtu, coś złapał i odleciał. Okazało się ze to jakiś stary znajomy naszej załogi i to co złapał w locie to był kawałek mięsa, który mieli dla niego przygotowany. Każdy tu w tej Australii ma swoje zaprzyjaźnione dzikie zwierzę 😉
Aaa… no i zapomniałabym o bardzo bliskim przelocie 4 myśliwców nisko nad wyspami i to, ze jak do nich machaliśmy z jachtu to nam zamachali skrzydłami! Ta atrakcja była juz chyba poza planowaną agendą.