Archiwum dnia: 22 maja 2019

Brisbane – miasto dla ludzi

Kto by pomyślał że za mniej więcej 2,5 roku znowu nas zawieje do Australii. Tym razem jestesmy tutaj w ichniejszej zimie ale poniewaz bedziemy jechac na północ w bardziej tropikalny klimat to pogoda zakladamy ze bedzie jak u nas w lecie. Jedynie dnie będą bardzo krótkie bo zachód słońca juz o 17.00.

No wiec wyladowalismy w Brisbane. Wiedzielismy jedynie, ze to trzecie co do wielkosci miasto w Australii i wlasciwie tylko tyle. Nie zakladalismy specjalnie zwiedzania bo nikt nie reklamuje Brisbane jako must-have na liscie atrakcji australijskich tylko raczej traktowalismy jako baze przygotowujaca do dalszej podrozy. Ale miasto nas bardzo zaskoczylo… i to bardzo pozytywnie.

Brisbane to nowoczesne i zadbane miasto ktore w widoczny sposób dba o potrzeby ich mieszkańców. Jest tutaj zatem bezplatny prom CityHopper kursujacy miedzy przystaniami na rzece. Sa tez platne promy CityCat (czesciej kursuja) ale z tego co zauwazylismy nie maja takiego wziecia jak te darmowe. Są równiez bezpłatne autobusy, ktore kursuja po centrum. W ratuszu chcielismy wjechac na zabytkowa wieze zegarową i wstęp z przewodnikiem takze byl bezplatny. Dodatkowo muzea i biblioteka tez sa bezplatne.

Oczekujacy na City Hoppera
A tak wygląda sam City Hopper

I najwiekszy hit to wybudowany przy rzece aquapark z basenami, fontannami, nawiezionym bialym piaseczkiem…. ktory tez jest bezplatny. Brzmi swietnie nieprawdaz ? (my niestety bylismy poza sezonem i najwiekszy basen byl zamkniety). Obok basenow jest ogrod z zasadzonymi roznymi drzewa, i krzewami owocowymi i przyprawami. Przyprawy mozna sobie samemu zerwac a owoce z tych drzew zrywane sa przez straznikow i udostepnianie zwiedzajacym! Nie wolno jedynie wykopywac roslin… co wydaje sie byc dosyc oczywiste ale jak widac nie dla wszystkich 🙂

No a po miescie chodza sobie czarnopióre ibisy. Nie boja sie ludzi. Jest zakaz ich karmienia bo sie przyzwyczajają i terroryzuja pozniej restauracje.

Ibis australijski – pełnią tutaj rolę gołębi 🙂

No a teraz kilka faktow historycznych o samym Brisbane ( w koncu bylo sie w muzeum… bezplatnym oczywiscie :). Podobnie jak w Sydney pierwszymi kolonizatorami przybylymi tutaj z Europy byli mieszkancy kolonii karnej w ok.1800 roku. Jako ze ten teren okazal sie bardzo atrakcyjny z punktu widzenia klimatu i zasobow zlikwidowano kolonie (zeslancow wyslano do Sydney) i otworzono brame dla prawdziwych kolonizatorow zachecajac do nabycia tam ziemi „niczyjej” (choc ta ziemia byla zamieszkiwana przez dwa plemienia Aborygenow). Kolejny rozwoj miasta byl zwiazany z fala emigracji. Najwieksza grupe w pierwszej fali stanowili Niemcy po I i II wojnie swiatowej. Druga fala byla emigracja z Azji po wojnie wietnamskiej i obecnie jest trzecia fala z Azji, Afryki i Ameryki srodkowej. Mieszkancy Brisbane sa dumni z tego ze ich spoleczenstwo powstało na bazie tylu kultur i temu byla m.in poswiecona wystawa w muzeum.

I tak akurat przypomniala mi sie informacja, ktora widniala u operatora telefonicznego, u ktorego kupowalismy dzisiaj karte SIM. Napis brzmial w tlumaczeniu na polski – ZERO TOLERANCJI Nie akceptujemy tutaj agresywnego ani obraźliwego zachowania. I chyba mieli tutaj na mysli turystow bo Australiczycy sa przeciez super uprzejmi i pozytywnie nastawieni do innych.

Ratusz z zabytkowa wieżą zegarową
Spojrzenie na oryginalny mechanizm zegara z wieży

No i wracajac do Brisbane – miasto przezylo 5 duzych powodzi. Sprawcą jest rzeka Brisbane, wokol ktorej zbudowane jest miasto. Ostatnia duza powodz byla w 1994 roku, z kolei pierwsza powodz przyspieszyla wycofanie sie Aborygenow z tych ziemi w gląb lądu.

Miejsca pierwszych osadników w Brisbane

Obecnie muzea sa bardzo interaktywne. Mozna bylo namalowac jak widzimy dzisiaj Brisbane. Albo wytworzyc jakies dzielo z kartonu i tam wkleic (ja zrobilam ale nie ma sie czym chwalic). I najbardziej podobala nam sie budka fotograficzna, w ktorej wybieralo sie zdjecie jakiegos tubylca i w trakcie w ktorym on opowiadal swoja historie komputer miksowal rysy naszej twarzy z tą mówiąca osobą. No i tak wyglada zmiksowany Tomek z aborygenem a ja z japonką 🙂

Ps. Byc moze nie testujemy tutaj wyszukanej kuchni ale mozemy powiedziec z reka na sercu ze przetestowalismy wszystkie rodzaje chipsow. Tomek ze szczegolna troska testuje wszystkie pringelsy (ostatnio byly o smaku pizzy, tutaj sa dostepne australijskie wynalazki), ja z reguly testuje te z batatów i taro. I wniosek jest jeden – wszystkie chipsy u nas w Polsce sa przesolone.


I sushi na obiad 🙂

Ps2. Mysle ze jest to idealne miejsce dla Kuby. Jezeli znudza mu sie studia moze zaczac tu grac na ulicy

A jak znudzi mu sie zupelnie granie to moze ze swojej perkusji zrobic jaką „sztukę” i wstawic do tutejszego muzem. Tylko musi najpierw miec kolege od siłki i oskalpowac jakas dziewczynę.