No to jestesmy juz w Yellowstone, najstarszym i najbardziej znanym parku narodowym w Stanach (to ten park od misia Yogi). Podobno to stąd rangerzy maja taki stroj podobny do harcerskich bo w pierwszych latach dzialalnosci parku musialo go strzec wojsko aby ludzie zaczeli przestrzegac zasad chroniacych przyrode.
Park to przede wszyskim najwiekszy na swiecie obszar geotermalny z niezliczona iloscia gejzerow, goracych zrodel, błotnych kaluz i fumaroli (to wtedy jak goraca woda wylewa sie po skalach). Miedzy tymi goracymi obszarami sa piekne łąki z soczysta zielenia poprzecinane wartkimi rzekami, polany (to tutaj sie wypasaja bizony) i lasy po ktorych spaceruja niedzwiedzie.
Najpierw zobaczyliśmy bizona, który wypasal sie niedaleko gorących stawów błotnych. Pozniej kolejnego, ktory jawnie wygrzewal kosci przy goracych zrodlach. I jeszcze jeden – ten wyraznie pozowal przezuwaja trawe i zupelnie olewajac ludzi. A za zakretem juz cale stado sie wypasalo i wygladalo prawie jak wypas krow- tyle ze one moga sobie chodzic gdzie im sie zywnie podoba.
Zeby zobaczyc niedzwiedzie pojechalismy nad rzeke Yellowstone w miejscu, gdzie rzeka ma wysokie progi przez ktore przeskakuja lososie Clarke płynące w gore rzeki na tarło. Niestety poziom rzeki byl bardzo wysoki i łososie nie skakały… a te pojedyncze egzemplarze które widzieliśmy plynely sobie boczkiem od zatoczki do zatoczki. Misiów też tam nie było…
No nic. Jedziemy dalej. Zeby zobaczyc glowne atrakcje Yellowstone (i to sa glownie atrakcje geotermalne) trzeba sie przemieszczac samochodem bo sa oddalone do siebie od kilku do kilkudziesieciu kilometrow. Nagle samochod jadacy na przeciwleglym pasie sie zatrzymuje na srodku jezdni i kierowca wyciaga aparat. Automatycznie wszystkie samochody w dwoch kierunkach staja (choc jest to zabronione) bo wszyscy przeczuwaja ze to musi byc jakies „ wazne zwierze”, moze nawet niedzwiedz. Najpierw widze brazowy tyłek, a że slabo z daleka widze to sie upewniam ze to nie jest jelen. Ale jest glowa … misia!!! Tez zatrzymuje samochod i pytam Tomka czy moze nie chcialby wyjsc i pstryknac misiowi jakas fotke. Ja bezpiecznie oglądam misia dalej z samochodu. Chodzi sobie po lesie wiec widocznosc jest dosyc ograniczona drzewami ale przeciez nie bede ryzykowac i wychodzic z samochodu …
Sprawdzam kontrolnie co robi Tomek ale grzecznie trzyma sie krawedzi lasu (co jest raczej mało podobne do niego) wraz z kilkoma japonczykami tez z aparatami. Nagle widze malego niedzwiadka ktory podaza za mama. To by wyjasnialo asekuracyjne zachowanie Tomka ( ktory widzial az dwoje malych niedzwiadkow). Oceniam spokojnie kompanów Tomka i jestem pewna, ze jakby co to zdazy przybiec przed nimi do samochodu 😉
Spotkanie z misiami nie bylo pierwszego stopnia ale postanowilismy wynajac spray na misia, ktory tutaj zalecaja zeby miec przy sobie. Poniewaz o nim czytalismy wczesniej to chcielismy go kupic w San Francisco … ale w stanie California jest on podobno nielegalny. Sprzedawca powiedzial ze mi go sprzeda ale jak bede go miala ze soba w Californii to moge zaplacic wysoka kare. Tutaj w Yellowstone go wrecz wymieniaja jako rzecz podstawowa do posiadania przy sobie w parku ale jak widac co stan to obyczaj 😉 Widocznie w Californi jest za duzo ludzi a za malo misiow 😉
Ps. Wynajem spray-u na misia (to jest gaz pieprzowy tylko taki duzy ) jak sie okazalo jest bardziej oplacalny niz jego zakup. W dodatku dostajemy darmowe szkolenie jak go uzywac i co robic przy spotkaniu z misiem. Opisze moze w nastepnym wpisie 🙂