Archiwum dnia: 2 lipca 2018

Zion National Park – Angels Landing Trail

O parku narodowym Zion wiedzielismy niewiele poza tym, ze znajduje sie tu spektakularna trasa hikingowa poprowadzona grania na szczyt skaly zwanej „podestem Aniołow” uznana za jedna z ladniejszych tras w calych Stanach Zjednoczonych. Czytajac o tej drodze doczytalam sie o innej bardzo popularnej trasie w parku Zion poprowadzonej rzeka Virgin do kanionu The Narrow, ale poniewaz nie bylo juz dostępnych pozwoleń na przejscie calej tej trasy (wymaga 2 dni i nocowania w kanionie) to nie interesoywalismy sie tym zbytnio. A okazalo sie ze mozna ja przejsc tylko w polowie w ciagu jednego dnia bez pozwolen. Ale o tym watku później.

Ku naszemu zdziwieniu to tutaj po raz pierwszy zobaczylismy tlum ludzi. Doslownie tlumy. Czytajac blogi rzadko napotykalismy na opis tego parku i podobno byl niedoceniany …ale jak sie okazalo tylko przez turystow z Polski. Amerykanie uwielbiaja ten park i w stosunku do jego nieduzego obszaru odwiedza go okolo 5 mln turystow rocznie. Pewnie wiekszosc w lecie, w weekend.. niestety tak jak wlasnie my. Dzien wczesniej przejezdzajac przez park chcielismy gdzies zaparkowac i zrobic krotki rekonesans po parku jak zawsze przed glowna trasą ale nie bylo miejsca by sie zatrzymac. Kolejny dzien postanowilismy zaczac wiec od gornego C czyli od razu od szlaku Angels Landing.

To wlasnie specjalnie na ten szlak „targalam” az z Polski  (ale w plecaku Tomka:) kije trekkingowe by wesprzec sie psychicznie na trudnym odcinku tego szlaku, ktory mial prowadzic wąską granią a z dwoch stron mialy byc przepascie. Ale zeby nie wyprzedzac faktów zaczne od samego początku.

Przewidując ze bedzie tlok zaplanowalismy jak zawsze dotrzec do parku bardzo wczesnie rano.  Aby dostac sie pod sam szlak trzeba skorzystac w parku z darmowego autobusu ktory rozwozi turystow w poszczegolne punkty parku. Bylismy w parku troche przed godzina 8 (musielismy dojechac z miejscowosci Huricane gdzie mamy baze noclegowa przez kolejne 2 dni) i jakiez bylo nasze zdziwienie widzac prawie kilometrowa kolejke do tych autobusow. Czekalismy prawie godzine na nasza kolej choc autobusiki podjezdzaly prawie non stop. Czas w kolejce wykorzystywalismy do obserwowania innych turystow i ku naszemu zdziwieniu co drugi z nich mial grubego kija.

To pewnie taka nowa moda na kije trekkingowe zeby byly bardzo ekologiczne, pomyslalam. Tomka pierwsza mysla bylo ze moze to do ochrony przed pumami i grzechotnikami na szlakach. I dopiero wowczas zauwazylismy ze maja bardzo charakterystyczne buty i skarpetki.I tu nas olsnilo. Pewnie ida do kanionu Narrows, w ktorym idzie sie przez wieksza czesc szlaku rzeka. Buty i skarpetki by utrzymac temperature stop w wodzie a kij do sprawdzania glebokosci rzeki. To mnie troche pocieszylo bo ciezko byloby isc w tym tlumie na naszym szlaku.

Dotarlismy na szlak juz sporo po 9. Za duzo turystow na szczescie nie wysiadlo z autobusu wiec nie bedzie tak zle. Widac juz stad skałe Angels Landing  i czuje sie do niej respekt.

Wchodzimy na szlak….i pierwsze rozczarowanie. Znowu wybetonowana sciezka!  No jak to? Przeciez to ma byc gorski szlak uznany za trudny a tu mozna wozkami jezdzic? Zobaczymy jak udalo im sie wybetonować podejscie sama granią…

…bo tu dopiero zaczely sie schody a wlasciwie zator na samym poczatku podejscia. Byly lancuchy, porowata skala… i kilka osob ktore blokowaly szlak schodzac juz z gory bo mialy generalny problem ze schodzeniem lub nieodpowiednie buty, ktore sie slizgaly. Stalismy tam, stalismy tam, a oni wciaz probowali zejsc. Nie rokowalo to najlepiej jako ze byl to dopiero początek podejscia. Tomek nie wytrzymal i obszedl szlak bokim ( bez lancuchow!). Ja cierpliwie wyczekalam pierwszy rzut schodzacych i wcisnelam sie do gory (troche po polskiemu, inni nadal stali bo najwidoczniej nie maja zlych skojarzen z kolejkami). Pozniej juz bylo tylko lepiej. Nikt juz nie schodzil, gran okazala sie dosyc szeroka i kijki wyladowaly w plecaku. Troche wspinania bylo i podciagania sie na lancuchach ale ta skala taka jakas porowata byla, czasami wyrzezbiona w poprzeczne paseczki i porzadne buty gorskie bardzo dobrze sie jej trzymaly. A na samej gorze wszyscy urzadzili sobie piknik. No i widoki byly naprawde super! Aaa… i po wejsciu na szczyt ludzie przybijali sobie piatke gratulujac wejscia. Ten rytual nam sie nawet spodobał choc wyczyn to nie byl az taki duzy 😉

Przy zejsciu trafilismy jeszcze na dwa korki ale w porownaniu z Orla Percia w lecie chyba nie bylo tak najgorzej (chociaz mnie na Orlej jeszcze nie było:). W porownaniu z trasami w Szwajcarii byla w sumie srednio wymagająca ale widokowo naprawde warta polecenia!

Jako ze szybko poszlo poszlismy zobaczyc co u ludków z kijami. Samo wejscie do kanionu nie robilo wrazenia  – plynie rzeczka, sciany kanionu nie sa blisko , nawet zadnego zdjecia z nie zrobilam z poczatku kanionu. Wiekszosc ludzi wchodzi tam na chwile by pochodzic po rzece i glowna atrakcja sa chyba te buty i kije. Podobno po przejsciu 1-2 km kanion sie zmienia i jest co ogladac ale nas jakos ten szlak malo pociagal. Umylismy w rzece buty i pojechalismy do domku na zasluzony obiad, lody, nachosy, popcorn i inne deserki. Chyba tutaj raczej nie schudniemy 🙂

I na koniec kilka ciekawostek o Parku Zion:

1. Zaraz po wjezdzie asfalt z czarnego staje sie brązowy! Poczatkowo dosyc dziwnie sie z tym czuliśmy ale po chwili przyznalismy, ze nawet niezle wtapia sie w otoczenie 🙂

2. W parku jest ponad milowy tunel. Jako ze zbudowano go jakis czas temu jest dosyc waski (i nieoswietlony) i gdy chce przejechac jakis szerszy samochod zatrzymuja ruch i ruch na nim jest wowczas tylko jednostronny. Podobno taki szczesliwiec musi zaplacic za ta przysluge zatrzymania ruchu 🙂

3.Standardowo w duzych parkach sa udostepnione darmowe busiki na terenie parku, by turysci mogli sie przemieszczac w rozne punkty parku bez wlasnego samochodu. Tutaj z powodu natloku turystow sa przygotowane parkingi poza parkiem ( Springsdale) z ktorych jedzie darmowa linia do samego parku, a pozniej w parku trzeba sie przesiasc juz na linię parkową.

4. Aby uniknac kilometrowej kolejki do busika nalezy do niego wsiac z kolejnej stacji po Visitor Center. Oszczedzilibysmy sobie okolo 1godziny stania w kolejce 🙂

5. Na szczycie Angels landing spotkalismy rodzine Alvina. Byly bardziej natarczywe i zupelnie sie nie baly ludzi. Jedna dam glowe nawet stanela na tylnych lapkach w pozycji proszacej! A wiewiorki na tym szlaku sa tak otyle, ze podobno przechodza na diete ( tak pisali w busiku:). Kara za karmienie dzikich zwierzat (100 usd) jak widac nie odstrasza wystarczajaco 🙂