Archiwum miesiąca: czerwiec 2018

56,7 stopni w cieniu czyli Dolina Śmierci

56,7 stopni celsjusza to rekordowa temperatura powietrza odnotowana na ziemi wlasnie w Dolinie Smierci. Pojechalismy sprawdzic czy faktycznie tam jest tak ciepło… i faktycznie było dośc ciepło. Znalezlismy  sie tam rano ale juz o godz. 10.00 temperatura osiagnela 43*C. Przy kazdej ciekawej rzeczy na tej pustyni znajdował sie znak ostrzegawczy mowiacy o ryzyku ekstremalnego ciepła jezeli jest sie w tym miejcu po godz. 10.00. Co ciekawe, napis byl jedynie w kilku jezykach w tym w polskim. Czyzby wsrod smiałkowow wchodzacych na te rozgrzane miejsca byli glownie Polacy? No bo kto jak nie my? 🙂

Rekordowy pomiar ciepła wykonano przy ujściu jeziora Badwater, ktore leży na „wysokosci” 85,5 metrow ponizej ziemi. Jest to zarazem najnizej polozone miejsce w ameryce. Chodziły słuchy ze turysci sprawdzali nagrzanie sie ziemi w tym miejscu smarzac jajka na kamieniach… my jednak nikogo takiego inteligentego nie spotkalismy.

Inne ciekawe miejsca w dolinie smierci to Zabriskie Point (widok na formacje skalne  – nazwisko brzmi znajomo bo punkt ten nazwano na czesc prezesa kompani ktora wydobywala tam borax a ktory to prezes mial polskie korzenie), Artist Drive (boczna droga z wulkanicznym krajobrazami i tzw. dip-ami czyli naglymi wzniesieniem  i opadaniem drogi) oraz widok Dantego na cała dolinę.

Zabriskie Point
Dante’s View

Właściwie trudno tutaj mówic o zwiedzaniu. Choć cała dolina jest piękna i nawet sa dostepne szlaki trekkingowe to o tej porze roku turysci jezdza z punktu widokowego do kolejnego punktu wychodzac na 10 min. z samochodu by zrobic zdjęcia. Inaczej niestety sie nie da…

Ps. Po poludniu dojechalismy do Las Vegas… i tu rowniez zastalismy 43 stopnie. Był  nawet gorzej bo wiał wiatr – uczucie jakby ktos goraca suszarka celował nam w twarz. Pomimo podjetej proby  nie dało sie wyjsc z klimatyzowanego pokoju 🙁 W nocy temperatura spadnie do 34 a o 6 rano nawet ponizej 30. Wowczas otworzy sie krotkie okienko na wyjscie na miasto.

Ps2. Stacje benzynowe. Przeczytalismy na blogach ze jak ma sie pól baku benzyny to juz nalezy tankowac bo ze stacjami jest kłopot. Jak na razie stacje są w miarę wszedzie ale roznice w cenie benzyny sa na nich szokujaco duze. Stacje w parkach narodowych potrafia miec benzyne drozsza prawie do 100%. Naszą ulubienica jest siec Chevron, bo niezaleznie gdzie sa jej stacje zawsze jest drozsza od swoich sasiadow. Jeszcze wiec na niej nie tankowalismy ale jak sie przydarzy zaobserwujemy co w niej takiego specjalnego ze ma takie ceny. Troche drozszy od bezyny jest natomiast diesel i nie zawsze jest dostepny na stacjach. No i karty bankowe. Te automaty na stacjach ich niestety nie przyjmuja wiec zawsze jest konieczna wizyta u „kasjera”.

Four Mile Trail (Glacier Point 2199m)

Dzisiejszym naszym celem był punkt widokowy Glacier Point (2199m), z ktorego roztacza sie najładniejsza panorama na dolinę Yosemite. Prowadzi do niej szlak nazwany „4 mile” bo dokladnie tyle wynosi trasa z doliny na Glacier Point.

Ogromną zaletą tej trasy okazało sie jej zacienie, gdyz prowadzila polnocnym zboczem i byla w duzej mierze zalesiona. Dzisiaj w cieniu bylo 37 stopni i gorskie trekkingi w takiej temperaturze nie naleza do najlatwiejszych. Sama trasa okazała sie mało wymagajaca. W dodatku byl na niej wylany asfalt, ktory wcale nie pomagal a wrecz powodował slizganie sie butow. Za to widoki z trasy byly super!

Tym samym konczymy wizyte w Yosemite bo zrealizowalismy plan minimum (czytaj:  zdjecia  kapitana i bochenka). Nie spotkalismy ani niedzwiedza czarnego, ani pumy. Dzisiaj nam tylko koyot przebiegl droge ale byl za szybki by mu zrobic zdjecie. Przejezdzajac caly park samochodem mozna zaobserwować jak zmienia sie jego krajobraz. Pojawiają sie łąki, jeziora i gory w tym samym kolorze, wszystkie bardzo obłe i jakies takie wyslizgane;)

A my jedziemy dalej w kierunku doliny śmierci no i nareszcie mamy to czego oczekiwalismy. Wielkie przestrzenie, gory na horyzoncie i niekonczace sie puste drogi samochodowe.

Ps. Dzisiaj nocujemy na kempingu przy jeziorze (jezioro tak samo brudne jak te na dolnym slasku 😉 i zauwazylismy nowe udogodnienie – amerykanie woza sobie dedykowany namiocik na wlasny prysznic na kempingu 😉

Yosemite – El Capitan i Half Dome

Yosemite to jeden z najpopularniejszych parków narodowych w USA. Zdecydowana sławę  i przy okazji miliony turystów przysparzają mu 2 wielkie, praktycznie płaskie granitowe sciany ktore są na gorach El Capitan i Half Dome, na ktorych drogi wspinaczkowe sa uznawane za jedne z najtrudniejszych na swiecie. Wlasciwie to droga uznana za najtrudniejsza na swiecie znajduje sie wlasnie na scianie El Capitana. Trzeba przyznac ze robi wrazenie – okolo kilometra plaskiej jak stół sciany a w scianie ludziki wygladajace jak czarne punkciki (wypatrzylismy jeden zespol wspinaczkowy i to glownie dlatego ze ich worki ze sprzetem  byly jaskrawo niebieskie 😉

To jest El Capitan z profilu 😉
A ta z tyłu wygieta góra to Half Dome 😉

My dzisiaj zrobilismy mały trekking do jeziora Mirror z widokiem na szczyt Half Dome. Trasa calkiem przyjemna bo w duzej czesci osloniona drzewami a mamy dzisiaj  mamy tu 35 stopni. Jeszcze wczoraj marzlismy w San Francisco, w ktorym bylo w porywach do 18 stopni a tu tak bez uprzedzenia 35 w cieniu. Dobrze ze kupilam sobie traperski kapelusz. Na trasie sledzily nas glownie wiewiorki ( takie jak nasze tylko te ogonki jakies takie bardziej szczurze maja 😉 i jeden niebieski ptak ktory wyczail moment i ukradl nasze dwa ogryzki z jablek 😉

A to El Capitan od frontu 😉

W drodze do parku natrafilismy na remont drogi i tym sposobem po raz pierwszy bylismy „pilotowani” na ziemi amerykanskiej. Mieszkamy  w Mariposa, bylym gorniczym miasteczku, w ktorym ponownie doswiadczylismy co to znaczy amerykanska porcji. Byly to lody.. i te moje  dwie galki byly wielkosci czterech. Ale dalam rade ! Obiadu dzisiaj znowu nie bedzie potrzeby jesc.

Ps. Tato wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Ojca! Przesyłam uściski i całusy!

W drodze do Yosemite

Stoimy w korkach na autostradzie… od dwoch godzin… Wlasciwie nie stoimy tylko jedziemy 5-10 km na godzine. I nie ma znaczenia czy są 3 czy 7 pasów i tak wszystkie sa zapchane.

Pojawila sie na moment hov line czy pas przeznaczony dla samochodow, w ktorych siedzi obok kierowcy co najmniej jeden pasazer. Tym pasem jezdzi sie zdecydowanie szybciej ale poniewaz zniklo oznakowanie (taki romb)  i informowali ze to pas dla posiadaczy fastrackow nie odwazylismy sie nim pojechac (kara dla nieupowaznionych kierowcow to 500 usd).

Dopiero w okolicach parku Yosemite krajobraz sie zmienił… i znikneły wszystkie samochody. Dzisiaj nocujemy u Mormonów … wlasciwie to nie wiemy czy to mormoni ale tak sie nazywa kemping. Po raz pierwszy robimy tzw. selfcheckin czyli wkladamy pieniadze do koperty, wpisujemy nasz numer tablicy rejestracyjne i voila. Juz mozemy nocowac. A ktos przewidywal ze roboty przejma wszystkie administracyjne funkcje za czlowieka a tutaj stare „obsluz sie sam” dziala i ma sie dobrze 😉

Przed wyjazdem zaopatrzylismy sie w kilka niezbednych rzeczy i tak np. musielismy kupic nowy telefon aby dzialal w sieci Verizon, ktora gwarantuje nam zasieg na zachodnim wybrzezu i w gluszy. Chociaz zaden z naszych telefonow nie mial simclocka to nie chcial wspolpracowac z ta amerykanska siecia.

Poza lodowka, karimatami (kupilismy przypadkowo tej samej firmy co nasz namiot, nawet kolorystyka jest ta sama 😉 butlą z gazem i jedzeniem dokupilismy do naszego sprzetu kempingowego dwa wypasione kubki trzymajace cieplo. Musze szczerze przyznac ze z kazdym naszym wyjazdem kempingowym rosna nasze wymagania. Na pierwszym wyjezdzie stwierdzilismy ze bedziemy pic z menazek ale z biegiem czasu pojawil sie pierwszy kubek, potem drugi, a po kupnie kubkow termosikow mamy ich obecnie cztery 😉 No ale trudno im sie było oprzec w sklepie;)

Ps. Wlasciwie to mamy 5 kubkow bo ja mam jeszcze jeden duzy kubek termiczny ( prezent od Sebastiana – jeszcze raz dziekujemy !). Jest rewelacyjny! Woze go ze soba wszedzie – do pracy, do sklepu, na wakacje … ;).

Ps2. Noz czarny tez mamy ze sobą. Nawet bez naostrzenia daje sobie swietnie rade. Tomek odstawil nawet scyzoryk szwajcarski 😉

Golden Gate Bridge

Golden Gate to najbardziej znany most w USA. Swojego czasu był to najdłuzszy most wiszacy na swiecie (ok. 3 km), ale pomimo tego ze juz dawno nie jest to jego sława pozostała. Oprocz charakterystycznych dwoch przęseł jego znakiem firmowym jest czerwony kolor. Oficjalna nazwa tego koloru to miedzynarodowy pomaranczowy ale jak dla mnie to wygladal raczej na burgundowy. Moze zalezy to od pogody, nasza byla lekko pochmurna.

Przejechanie mostem w strone SF jest płatne 7 USD a poniewaz jest to istotna droga komunikacyjna most podobno juz zarobil na swoja konserwacje ponad 1mld dolarów. Oprocz 6 pasów jezdni sa tu rowniez chodniki dla pieszych wspoldzielone ze sciezkami rowerowymi. Golden Gate nazywany jest rowniez mostem samobojcow i znajduje sie w pierwszej trojce mostow na swiecie, z ktorych ludzie skacza by pozegnac sie z tym swiatem. Dlatego na moscie znajduje sie kilka telefonow zaufania i podobno patrole wyłapuja ludzi, ktorzy przez dluzszy czas sie nie ruszaja na moscie lub płacza. Wracajac mostem do SF mijalismy tzw. Zipper Truck. To taki specjalny pojazd ktory przesuwa betonowa, skladana barierke ktora oddziela pasy dwoch kierunkow ruchu. To fajny patent na sterowanie przejezdnoscia mostu gdyz rano podzial pasow to 4 wjezdzajace i 2 wyjezdzajace, w poludnie jest 3 na 3, by wieczorem gdy ludzie wracaja z SF do domu mieli juz 4 pasy do dyspozycji.

I na koniec wizyty w San Francisco znajoma panorama z serialu “Pełna chata”. Te charakterystystyczne domki znajduja sie w całym SF. Czasami tylko w zaleznosci od dzielnicy sa inaczej pomalowane. W dzielnicy latynoskiej byly np. fioletowe.

San Francisco nie jest typowym miastem z wiezowcami bo lezy na aktywnym sejsmologicznie terenie (czytaj: zagrazaja mu trzesienia ziemi). Moze dlatego tak mi sie podoba. W samym centrum jest doslownie kilka wiezowcow a ten najwyzszy jest z betonu i chyba malo zdobi cale miasto. Za to postanowili zbudowac sobie swoja High Line bo mijalismy kawalek ozdobnej estakady z bujna roslinnoscia. No i to na tyle z San Francisco!

Aaa… i jeszcze jedna ciekawostka. Kolejka jezdzaca miedzy terminalami na lotnisku jest autonomiczna tzn. bez kierowcy. Teoretycznie zadna nowosc bo po ulicach jezdza juz takie samochody ale to bylo pierwsze lotnisko na ktorym widzielismy szybka kolej bez kierowcow.