Archiwum dnia: 14 czerwca 2018

MET czyli Metropolitan Museum of Art

The MET. Jedno z najbardziej znanych muzeów na swiecie … i najbardziej skomplikowanym układzie do zwiedzania. Po wejsciu do głównej hali (gdzie zakupuje sie bilety) wchodzi się dalej do muzeum jednym z trzech głównych wejść, z ktorych każde prowadzi do innej części muzeum. Jednakże wchodząc kazdym z nich mozna obejsc cale muzeum bo każda z sal ma minimum dwa wejscia a sa i takie co maja ich okolo osmiu ( nazywane sa galeriami) wiec wszystkie one łączą sie ze soba tworzac taki maly labirynt. Ale dzięki temu masa turystów nie idzie jednym slusznym kierunkiem zwiedzania, ale kazdy moze się poruszać po muzeum swoją własną trasą.

Muzeum MET to takie muzeum muzeów. To znaczy znajduja sie tu eksponaty z praktycznie kazdego zakątka świata i każdego okresu naszych dziejów. My zaczeliśmy zwiedzanie od części starożytnej.  Większosc eksponatow była w bardzo dobrej formie i tylko naprawde mała częsc miała odpadniete nosy lub inne mniejsze czesci ciała (z tego co pamietam w Luwrze było dużo więcej starozytnych zabytków niż tutaj ale też duza czesc miała spore uszkodzenia… moze amerykanie cos tu podoklejali? ).Moja uwage zwrocila rowniez bizuteria ktora jak na tamte czasy była bardzo kolorowa. No i moim zdaniem hit na to lato – sandały oraz osobno do nich ozdobniki na palce 😉

To co zwraca uwagę w tym muzeum to przede wszystkim bardzo dobrze dopasowane i dostosowane wnętrza, które eskponują daną wystawę tematyczna. Tak było w czesci starozytnej, ale rowniez w kazdej innej czesci muzeum. Drugi fakt, ktory mocno nas zadziwił to wkomponowanie w bryłę muzeów całych fasad budynków, sal pałacowych czy też patio z kolumnami zabranymi z jakiego francuskiego pałacu!?

Poza przeglądem tego co mozna zobaczyc w Europie (czasy greckie, rzymskie, sredniowiecze, barok …) jedno skrzydło poświęcone jest kulturze afrykanskiej, azjatyckiej, oraz australli i oceanii.

Po zwiedzeniu parteru i kilku godzinach spaceru człowiek ma już dość …a tu jeszcze drugie do zobaczenia piętro. Musieliśmy się więc zdecydowac jeszcze na tylko jedna wystawe  i wybralismy malarstwo 1250-1800. Widzieliśmy sporo prac  Rubensa, troche van Dayka  i Bruegela. Były tam podobno rowniez obrazy van Gogha, Moneta i Picasso ale jakos nie rzuciły nam sie w oczy. Jakaś jedna praca Rafaela sie trafiła ale niestety nic od Leonardo 🙁

Za to po raz pierwszy w muzeum zobaczylismy wystawe sukien znanych projektantów mody. Ta najbardziej oblegana suknia wyglada raczej jak strój dla papieża ale cóż… może sie nie znamy na dzisiejszej modzie.

Ciekawa była również wystawa strojów znanych projektantów inspirowana habitami zakonnic. Można się było dowiedzieć m.in. ze w kościele rzymsko-katolickim stosuje sie kolory habitów by odróżnić poszczególne zakony żeńskie. I tak brązowy to siostry Franciszkanki i Karmelitanki, biały to Cysterianki i Augustynianki a najbardziej popularny kolor czyli czarny ( lub czarny z białymi elementami) to z reguły Dominikanki.

Znalezlismy tez akcent polski – szabla i tarcza wykonana przez kowala pochodzacego z Wroclawia (wczesny XVII w.)

Podobała mi sie rowniez zbroja grubego rycerza. Generalnie było bardzo duzo zbroji. Te najladniejsze byly wloskie, a te najbrzydsze niemieckie lub austrackie 😉

No i  czas na pierwszy fast food w NY czyli hot dog regular (to mój) i Jambo (czyli taki trochę większy dla Tomka). Jak dodatek wybraliśmy kapustę kiszoną… co ciekawe, była podana na ciepło!

ps. Mama poznajesz koszulkę ?:) Jest super!