Archiwum miesiąca: czerwiec 2018

Holy Moly czyli o tym jak Amerykanie sie męczą z moim nazwiskiem :)

Wstaliśmy dzisiaj dosyc wczesnie bo jakis zwierzak chciał zrobić włam do samochodu i włączył sie alarm. Na szczescie nie do naszego samochodu. Jako ze dzien wczesniej czytalismy o parze Polakow, ktora bez pozwolenia nieswiadomie zwiedzila słynną The Waive (piaskowe sciany pofalowane i wyrzezbione w waskie paseczki), to w toku porannej rozmowy wyszlo ze jestesmy o godzine drogi od tej slynnej atrakcji  i chociaz nie planowalismy to moze warto sprobowac ja zwiedzic. No i teraz sedno calej opowiesci. Tego miejsca nie mozna tak po prostu sobie zwiedzic. Zeby to zrobic trzeba uzyskać specjalne pozwolenie, ktorego nie mozna kupic. Dziennie wpuszczaja tam tylko 20 osob, z czego 10 moze wygrac wejsciowke za pomoca strony internetowej ( losowanie jest kilka miesiecy wczesniej). Pozostale 10 wejsciowek jest losowanych na miejscu na dzien wczesniej przed planowana wycieczka. Nie musze chyba dodawac ze szanse na wylosowanie nie sa duze bo od kilkudziesieciu lat ta atrakcja cieszy sie nieslabnaca popularnoscia. Nawet rodowici amerykanie ktorzy chcieli by zobaczyc ta „fale”  nigdy nie mieli szansy bo nie wygrali w tej loterii 🙂

Wracajac do nas. Jako ze blisko bylo postanowilismy wziasc udzial chociazby w samej loterii. Zaczal sie dla nas wyscig z czasem bo aplikacje na loterie sklada sie miedzy 8.30 a 8.55, o godz.9.00 nastepuje losowanie a przed nami bylo jeszcze okolo 65 mil do pokonania w godzine (a ograniczenie predkosci tutaj to 65 mil :). Ale zdazylismy. Wpadlismy do biura o 8.45  i spokojnie wypelnilismy aplikacje. Przed godz. 9.00 przyszla delegacja dwoch rangersow ktorzy obwiescili ze pan losujacy losy przechodzi jutro na emeryture i jest to jego ostatni dzien w pracy oraz ostatnie losowanie. Na pamiątkę dostal obrazek ze zdjeciem„the waive” który skomentowal ze musial tu tyle lat przepracowac zeby w końcu zobaczyc slynna falke.

Ale wracajac do naszej loterii. Bylo na sali 19 grup ktore zlozyly aplikacje tego dnia, przy czym grupa moze liczyc 10 albo i wiecej osob (powyzej 10 i tak nie ma sensu bo tylko 10 osobom moga wręczyc pozwolenie). Zeby formalnosci stalo sie zadosc pan ranger czytal nazwisko z kazdego wniosku by upewnic sie ze osoba jest na sali oraz czy wszyscy ktorzy zlozyli aplikacje dostali swoj numerek. My mielismy numer 17. Jako ze grup bylo 19 ranger sprawnie czytal po kolei grupy i nazwiska i zawiesil sie dopiero na numerze 17. Powiedział jedynie „Holy Moly” i sie nieco strapił. Jako ze byłam przygotowana na tą sytuacje szybko go wyreczylam mowiac swoje imie i  nazwisko oraz ze jestem obecna. Ranger  popatrzyl sie na mnie wdziecznym wzrokiem i powiedzial ze tak, to musze byc zapewne ja. Dopiero wowczas cała sala zrozumiala dlaczego ranger powiedział „Jasny gwint!”. No i stalam sie slawna – wszyscy probowali mnie zlokalizowac na sali by zobaczyc jak wygladam 🙂 Czyzby moje nazwisko bylo az tak skomplikowane do przeczytania ?:)

Niestety nie wylosowalismy pozwolen ale samo losowanie to byla w sumie tez atrakcja. Pan mial specjalna maszyne losującą, do ktorej wrzucil 19 kulek i krecil tym mlynkiem tak dlugo az jedna kulka wyskoczy. Finalnie losowal az 5 razy bo dwukrotnie w grupie byla tylko jedna osoba. Przy ostatnim losowaniu byly dwa miejsca wiec pan uprzedzil grupy 3 i 4 osobowe, ze albo pojda tylko 2 osoby z takiej grupy albo oddadza pozwolenie do dalszego losowania dla innych grup i dzieki  temu zapobiegna pogorszeniu relacji w swojej grupie. Dowcipniś nie ?:)

Dzisiaj nocujemy w Bryce Canyon – to drugi najpopularniejszy kanion po Wielkim Kanionie. Nie da sie go z niczym innym pomylic bo jego charakterystycznym znakiem sa czerwone, pokrecone turnie ktore wyrzezbila zamarzajaca i odmarzajaca woda, gdyz roznica temperatur w dzien i w nocy jest tu znaczaca. Czujemy juz lekki przesyt kanionowy wiec nawet sie nie zatrzymaliśmy po drodze w czerwonym kanionie, by sprawdzic co tam jest do zobaczenia. Ale przy wjezdzie mial dwa ladne tunele to pstryknelismy zdjecie 😉

A na campingu mamy nowe towarzystwo – oprocz tych wiewiorek ktore juz znamy pojawily sie nowe – uinta chipmunki – czyli wiewiorki ziemne (sa mniejsze i nie potrafia chodzic po drzewach). Poniewaz kolo naszego namiotu krecil sie jeden chipmunk w towarzystwie dwoch wiewiorek nazwalismy go Alvin.

Aaa… widzielismy rowniez pieska preriowego, ktory stal na strazy i szybko umknal do swoiej dziury. Pumę i grzechotnika niestety nie udalo nam sie zobaczyc bo podobno są wstydliwe i unikaja terenow na ktorych chodza ludzie.

Monument Valley, Podkowa i kanion Antylopy

Dzisiejszy dzien zdecydowanie pobil widokami Wielki Kanion choc właściwie nadal krecilismy sie wokół rzeki Colorado, ktora pozniej dumnie spływa sobiew  Grand Kanionie. O swicie zgodnie z planem wjechalismy do Monument Valley i  poczulismy sie w koncu jak na dzikim zachodzie. Wszedzie czerwona ziemia a na horyzoncie pojedyncze skałki z ociosanymi sciami lub zakonczone szpikulcami.

Pozniej pojechalismy zobaczyc finezyjny zakret rzeki Colorado czyli Horseshoe bend. Upał jak diabli, zar leje sie z nieba a na szlaku prowadzacym z parkingu tlumy azjatów. Musi to byc jakis wazny dla nich punkt wycieczkowy. Czesc  z nich niosla ze soba parasolki i ich uzycie było tutaj w pełni uzasadnione (zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem tego przedmiotu czyli ochronie przed sloncem czyli para -SOL).

Na pozne popoludnie mielismy rezerwacje by zobaczyc kanion Antylopy. Kanion ten znajduje sie rowniez na obszarze rezerwatu indian Navajo i  ze względu na ryzyko naglych powodzi moze byc zwiedzany tylko z przewodnikiem. To wlasnie dzieki tym naglym powodziom kanion zostal finezyjnie wyplukany tworzac spiralne wglebienia i łuki w srodku gdyz woda nie wsiaka w niego tylko z dużą predkoscia splywa przez kanion do rzeki Colorado. Przewodniczka pokazala ten caly proces w uproszczeniu tworzac kupke z piasku, polewajac ja woda i pozniej symulujac wiatr otrzepala boki tworzac zwarty kawalek skaly. Podobno tylko z tego piasku tutaj skaly wiaza sie tak szybko i daja taki efekt. Efekt tej erozji faktycznie byl imponujacy.

I na koniec ciekawostka. To ze strefa czasowa w USA moze sie zmieniac wraz ze zmianą stanu to wiedzielismy. Ale ze w ramach jednego stanu (tu pisze na przykładzie Arizony) moga  byc rozne strefy czasow (np. pacyficzna i  gorska) zaczelo byc niepokojace. Telefon co rusz przestawial sie co godzine raz do przodu raz do tyłu az zaczęliśmy sie stresowac czy zdazymy do kanionu Antylopy i jaka tutaj w koncu obowiazuje strefa czasowa! A w stres wpedzil nas rachunek za camping w parku narodowym Glenn Canyon gdzie dzisiaj nocujemy, ktory wskazywal jeszcze inne godzine. Tak nawiasiem mowiac tyle tutaj parkow narodowych ze nawet jak nie planowalismy to zawsze w jakims z nich jestesmy 🙂 Na tym dzisiejszym campingu jest piekne jezioro Powell wiec po raz pierwszy sie wykapalismy na amerykanskiej ziemi.

Ps. Maka tutaj jest sprzedawana w workach a nie torebkach papierowych. Fajne nie ?:)

Ps2. Ale ze Niemcy nie wyszli z grupy na Mistrzostwach Swiata ?:)

Na dzikim zachodzie czyli na ziemi indian Navajo

Dzisiejszy cel to dotrzec do Monument Valley – czerwonoziemistej wyżyny z charakterystycznymi skałami znanymi z westernów. Zanim jednak tam wyruszylismy postanowilismy zrobic jeszcze jeden mały trekking krawędzią Wielkiego Kanionu aby całego dnia nie spędzić w samochodzie. Nie pokusiliśmy sie o zejście na dno kanionu bo na to potrzebne byłyby pełne dwa dni, kondycja i troche nizsza temperatura otoczenia. W kazdym badz razie nasz niedługi trekking nieoczekiwanie sie wydluzyl bo autobus ktorym chcielismy wrocic na parking nie zatrzymywal sie na naszym przystanku z powodu remontu drogi. Ale sama trasa była bardzo przyjemna bo w częsciowo ocienionym lesie sosnowym i w towarzystwie przechadzających sie obok młodych łosi.

Po wyjezdzie z Wielkiego Kanionu wkraczamy na tereny indian z plemiona Navajo. Są to rdzenni mieszkańcy tego rejenu i po roznych perypetiach losu znowu sa włascicielami tych ziem. Z tego co czytalismy sa bardzo mili i przyjaznie nastawieni do turystow (potwierdzamy) ale nie lubia jak sie z nimiludzue staraja spoufalic ( nie probowalismy i nie zamierzamy próbować :). Kiedy krajobraz wokol zrobil sie krwistoczerwony a na horyzoncie ukazaly sie wyczekiwane ostańce to byl znak ze juz dotarlismy na miejsce.

Przystanek Foresta Gumpa – punkt w ktorym postanowil przestac biec

Nocujemy sobie zatem pod skałkami Monument Valley w kultowym campingu Goldings. Gouldingowie to białe małzenstwo ktore w latach 1920 kupiło tutaj duzy kawalek ziemi  zaraz po tym jak postanowiono przeniesc rezerwat z indianami Navajo w inne miejsce. Navajo w innym miejscu sie „nie przyjeli” i powrocili na swoje stare ziemie. Gouldingowie co prawda im swojej ziemi nie oddali ale dosyc dobrze sie z nim zasymilowali kupujac od nich rekodziela w zamian za pieniadze i inne towary „bialych”. W latach 30- tych gdy w Stanach był Wielki Kryzys i byl on dosyc mocno odczuwalny w całym rezerwacie Gouldingowie wpadli na pomysl aby wypromowac Monument Valley w filmie. Z ostatnimi 60 dolarami w kieszeni wyruszyli do Holywood gdzie spotkali Johna Forda, ktory po obejrzeniu zdjec postanowil tam nakrecic film Stagecoach z Johnem Waynem w roli glownej. I odtad Monument Valley stal sie klasycznym krajobrazem dla westernow.

Jak dotad jest to nasz najbardziej klimatyczny camping. Piekne okolicznosci przyrody na wyciagniecie reki, zadnych zwierzat (nawet komarow nie ma po zmroku), spokojni sasiedzi. Jest nawet prysznic …. na ktory sie spoznilam sie bo pisalam ten wpis. Ale jutro mamy w planach wczesna pobudke i skorzystanie z tego luksusu przed wlasciwym zwiedzaniem doliny.

I na koniec jeszcze jeden widoczek z trasy do Monument Valley.

Wielki Kanion i słynna Route 66

Wczoraj zmierzaliśmy do Wielkiego Kanionu. Po drodze przystajemy przy Tamie Hoovera. O dziwo tlumy ludzi przechadzaja sie nią w tę i nazad. To zwykla tama ale poniewaz jest najblizsza atrakcja w okolicy Las Vegas traktowana jest jak coś wyjątkowego. Aby móc do nie podjechac samochodem przechodzimy kontrole bezpieczenstwa. Normalnie wyglada to jak kiedys u nas na granicach – budki, straznik zagladajacy do kazdego samochodu i czasami kierujacy do blizszej kontroli. Czyzby sie obawiali terrorystow?  Nam pozyczyl na szczescie jedynie dobrego dnia 🙂

Jedziemy sobie dalej słynną drogą 66. Wlasciwe gdyby nie dwa ciekawe miejsca na tej trasie to mozna by było zasnac za kierownicą. Teraz zaczynam rozumiec co to znaczy dluga prosta. Ograniczenie predkosci do 65 mil wiec jade na tempomacie, samochodow nie ma ani z przodu ani z tyłu, krajobraz sie specjalnie nie zmienia, kierownica sie nie kreci nic tylko zasnac. Na szczescie mamy ze soba zgrzewke napoji energetyzujacych (dostalismy za darmo na jakiejs promocji  w San Francisco).

Dojezdzamy do słynnego kanionu juz cos przed wieczorem. To nawet sie dobrze składa bo wowczas widok na kanion jest znacznie lepszy. No i jest ! Faktycznie całkiem spory. Na calym horyzoncie widzimy powycinane skaly poprzekladane roznymi  kolorami, ktore obrazuja rozny wiek danej warstwy. Podobno na dnie kanionu jest skała szacowana na 4550 milionow lat (?!).

Na wybranym przez nas szlaku wzdluz krawedzi kanionu nie ma zbyt duzo ludzi,  momentami jestesmy całkiem sami. Wybralismy sobie poludniowa krawedz bo nie lubimy ogladac atrakcji przez szybe (a takowa ma najpopularniejszy tutaj punkt widokowy ze szklanym pomostem). Czesc osob przychodzi tutaj jedynie wieczorem by pokontemplowac samotnie zachod slonca lub wypic wino w intymnym towarzystwie. Wielki kanion uwaza sie za jeden z cudow swiata… i faktycznie trudno temu zaprzeczyć.

Kazdy kemping w dziczy  ma swoich zloczyncow, ktorzy probuja cos zabrac z dobytku turystow. W Yosemite byly to misie i kazde miejscr na namiot mialo przynalezna skrzynke misioodporna, do ktorej wkladalo sie cala zywnosc i kosmetyki. Na campingu pod wielkim kanionem grasowaly wiewiorki. Bez oporu wskakiwaly na stol by cos porwac do jedzenia ale u nas byla na stole tylko elektryka 😉

Ps. Kochana mamo! Z okazji urodzin zyczymy Ci wszystkiego najlepszego! Duzo zdrowia, radości i spełnienia wszystkiego o czym tylko marzysz!

Ps2. Warunki bytowe nie pozwalaja nam zrzucać zdjec z aparatu wiec na blogu znajduja sie jedynie zdjecia pogladowe z telefonu. Po powrocie wrzucimy zdjecia z wlasciwego aparatu do galerii 🙂

Las Vegas czyli rozrywka po amerykańsku

Na pierwszy rzut oka miasto Las Vegas jest troche przytłaczajace. Moze to wina upału (znowu mamy 43 stopnie i wieczorem po zachodzie slonca spadnie do raptem 39) a moze jest to spowodowane lekkim oczopląsem bo wszystkie cuda architektury ktore widzielismy przez ostatnia dekade sa tutaj poustawiane pare metrow od siebie. W miniaturze oczywiscie.

Las vegas to przede wszystkim hotele. Ogromne, wystylizowane pod daną tematykę i oczywiscie mieszczace w srodku przestronne kasyna. Co może być zadziwiajace wejscie do hotelu najczesciej zaczyna sie od kasyna przez ktore trzeba przejsc aby znalezc sie w holu glownym hotelu. Dzięki temu kazdy turysta moze swobodnie wejsc do dowolnego kasyna ale rowniez zwiedzic sobie wnetrze hotelu, ktore czesto zawiera calą siec restauracji czy tez galerie handlowe. Przy wejsciu do kasyna nie obowiazuje zaden dress code wiec wlasciwie wchodzi sie tam jak do zwykłego centrum handlowego.

Trasa turystyczna to przede wszystkim zobaczenie wnetrz znanych hoteli. Poniewaz LV to miasto posrodku pustyni i upal jest tu wiecej niz pewny mozna sie przemieszczac miedzy hotelami specjalnie wybudowanymi pomostami badz kolejka naziemna, ktora staje bezposrednio przy wejsciach do hoteli. Dodajmy ze trasa piesza prowadzi tak, zeby przejsc przez kasyno danego hotelu wiec juz przy kolejnym wejsciu czlowiek przestaje zwracac uwage na to co sie dzieje w kasynie tylko koncentruje sie na znakach, ktore maja go wyprowadzic z tego labiryntu. Zaleta natomiast jest to, ze sa one bardzo mocno klimatyzowane wiec wejscie chociazby dla ochlody jest nawet dosyc pozadane.

Do najbardziej popularnych miejsc należy hotel the Venetian, w ktorym  skopiowane sa glowne atrakcje Wenecji czyli m.in jest most Rialto, plac sw. Marka wraz z dzwonnica, pałac Dożów oraz kanały i gondole weneckie. Co ciekawe przepłyniecie gondola zaczyna sie w basenie przed hotelem i później kontynuuje się  podroz dalej wewnatrz budynku, w ktorym zamontowane sa kanaly i mostki oraz zaimitowana jest inna czesc placu sw. marka. Poniewaz  zainstalowano nawet niebo na suficie ma sie wrazenie ze jest sie faktycznie w innym miejscu. W dzien jest pochmurna pogoda w „Wenecji” ale podobno w nocy niebo jest granatowe i swieca sie gwiazdy na niebie. A to poprostu jest galeria handlowa …. W sumie robi to niezłe wrażenie na zwiedzajacych.

Przystan gondoli na zewnątrz
Przystanek godndolo wewnątrz budynku

Inny przyklad tematycznego hotelu to Luxor inspirowany Egiptem. Caly hotel jest wiec w ksztalcie piramidy egipskiej, przed hotelem stoja sfinksy a mi najbardziej podobaly sie plytki na scianach  z plaskorzebionymi starozytnymi hieroglifami. W samym srodku hotel jest pusty ( tzn. na dole sa oczywiscie kasyna 🙂 a patrząc w gore piramidy widzi sie balkony, z ktorych prowadza wejscia do hotelowych pokoi.

No i nie wypada nie wspomnieć o hotelu MGM. To drugi najwiekszy hotel na swiecie. Oprocz tego ze trudnio z niego wyjsc (przypadek?) to podobno w jego kompleksie oferowane sa najlepsze artystyczne widowska. Zapomnialam wspomniec ze kazdy duzy hotel zawiera w sobie duze sale widowiskowe na wydarzenia artystyczne typu Cyrk de Solei, wystepy gwiazd (bedzie np. Gwen Stefani ale dopiero za kilka dni), wystepy komikow i tym podobne. Lista wydarzen ktore sie dzieja jednego dnia przekracza ponad 100 pozycji wiec jest w czym wybierac.

Bedac w Las Vegas trzeba dac szanse szczesciu wiec poszlismy pograc na automatach. Wybralismy kasyno Cezare’s Palace (to w tym hotelu mieszkali bohaterowie Kac Vegas). Milionerami nie zostalismy ale moge powiedziec ze wyszlismy z tej rozgrywki obronna ręką. Wygraliśmy parę dolarów ktore mniej więcej pokryły zainwestowane pieniadze 🙂 Tomek mnie przypilnował aby po wygranej zabrac pieniadze i w nogi … bo pewnie  bym dalej grała i wszystko przegrała 🙂