Nowa Zelandia – The best of …

Co nam sie szczególnie podobało w  NZ:
1. Tubylcy – zawsze usmiechnieci i wyluzowani,skłonni do pomocy i do nawiazywania kontaktów. Co ciekawe do pracy moga sie ubierac jak chca. Im dziwniejszy wyglad tym jest wieksza szansa na ciekawsza osobowosc. Tym sposobem naszym kierowca na Milford Sound byl kowboj z kolorowa broda i dzwieczacymi koralikami na ich koncach:)


2.Krajobrazy – właściwie wszędzie dookoła jest pieknie. Zieleni tak bijacej w oczy nigdy wczesniej nie widzielismy. Niesamowita ilosc jezior w wiekszosci o szmaragdowym kolorze. W przewazajacej czesci wyspy poludniowej zawsze widac gory, czesciowo osniezone (oprocz Mnt Cook-a – ten nie raczyl sie pokazac ani razu). Tak wiec gdziekolwiek sie nie jedzie jest pieknie i mozna non stop stawac i robic zdjecia.
3. Campingi – zawsze pieknie polozone, czyste i porownywalnie tanie jezeli chodzi o inne formy noclegu. Najczesciej położone w parkach narodowych przy oceanie, jeziorze lub z widokiem na góry. Te zarzadzane przez Doc maja tylko toalete, wode i trawe na namiot. Te prywatne typu Holiday Park sa zazwyczaj wyposazone dodatkowo w prysznice, living room,  kuchnie i pralnie. Czasami rowniez maja wifi.


4. Toalety – zawsze bezplatne, czyste i z papierem toaletowym (nawet na bezplatnych campingach).     Wlasciwie to mistrzostwo swiata jak oni je utrzymuja w takiej czystosci. Nawet czasami swiezo ciete kwiaty w nich sa. Ta sama tajemncia dotyczy szlakow w parkach narodowych – ani jednego kosza a zadnego papierka na szlaku. Wszystko co sie wnioslo ze soba do parku narodowego trzeba zabrac z powrotem. U nas kosze w parkach są i sa tez gory smieci. Dziwna ta zaleznosc.

Toaleta w gorach Mount Aspiring na szlaku Routernburn

5. Parki i rezerwaty narodowe. Wlasciwie poza miastami wszedzie jest albo jakis park albo rezerwat. Zarzadza nimi DOC czyli Departament Ochrony Przyrody i jest to podobno jedna z wiekszych organizacji w NZ. Warto dodac ze wstęp do parkowów i rezerwatow jest bezplatny za wyjatkiem Rotorua i jaskin Waitimoto (i tam jest baaaardzo drogo).

Pociągów nie ma tu zbyt dużo… wiec most jest zarówno drogowy jak i kolejowy 😉

6.  Drogi – nawet ruch lewostronny nie przeszkadzal, tak fajnie sie tutaj jezdzi. O dziwo wiekszosc kierowców stosuje do przepisow i jezdzi w granicach 100km/h. Drogi niby sa wezsze ale do wyprzedzania stosuje sie passing line wiec to zadne utrudnienie. No i nie ma tloku na drogach … ani dziur, ani zbyt duzo tirów. Ludzi w NZ jest okolo 4,2 mln, owiec okolo 80mln (ale one nie jezdza samochodami) i do tego dochodza turysci. Ciekawe ilu jest ich rocznie na drogach ??

Co byśmy jednak tu zmienili?:
1. Osobne krany na zimna i ciepła wode. Rozumiemy ze w UK tak lubia ale po co sie na drugim koncu swiata meczyc? Królowa i tak nie zauwazy;)
2. Pogode. Straaaasznie zmienna. Niby było ciepło bo słonce grzało ale z softshelem raczej sie nie rozstawałam. W przeciagu kilkunastu kilometrow temperatura potrafila spasc o dziesiec stopni.
3. Temperatura wody w jeziorach i oceanie. Jest juz lato a widzielismy raptem 5 osob (wlaczajac Tomka) ktorzy osmielili sie wejsc do wody (wiekszosc z krzykiem) i wyjsc po minucie;)
4. Sandflies. To takie cos w rodzaju meszek co przegryzaja skore i pija krew jak komary. Tylko ze po ukaszeniu swedzi przez 3 tygodne. Mamy specyfik z zawartoscia 50% det i  daje on rade chyba ze te skurczybyki znajda centymetr nie posmarowanej skory. Sa głównie na plażach wiec stad ich nazwa sand-flies.