Ale zacznę od kilku słów na temat uczynności Kiwi czyli Nowozelandczyków. Ledwo wpakowalismy sie do namiotu poprzedniego wieczora (bo strasznie zaczelo wiać) a tutaj podchodzi z campera pan i mowi zebysmy przeniesli sie dalej od jeziora i blizej krzaków bo bedzie mocno wiało tej nocy. Wlasciwie to mozemy sie rozbic kolo krzakow i jego campera to wowczas juz z dwoch stron bedziemy oslonieci. Potem przyszedl sprawdzic jak nam idzie przenoszenie namiotu i zaoferowal mlotek patrzac jak wbijamy szpilki. Na koniec zyczyl nam dobrej nocy i zaoferowal ze w razie czego mozemy do niego uderzac o pomoc. Co ciekawe jak sie dowiedział ze jestesmy z Polski to powiedzial ze to dobrze bo jestesmy przyzwyczajeni do zimna. A ja mu na to ze nie bardzo 😉 Rankiem przyszedl sie zapytac jak minela noc, pozegnal sie i pojechal sobie swoim truckiem 🙂 To budujące uczucie widziec taką bezinteresowna pomoc i troske o drugiego czlowieka. Fajny ten naród… choć odpowiadanie w kazdym sklepie jak sie mamy i czy wszystko w porzadku jest troche meczace:)
Droga do Christchurch wiedzie poczatkowo przez kraine Otago. Juz za Queentstwon krajobraz sie zmienil… i po raz pierwszy zamiast zieleni krolowała zółc. Poczatkowo wygladało to jak stepy, pozniej doszly setki łubinów w kolorze filetowym i na koncu zielono-niebieski kolor mijanych jezior w otoczeniu osniezonych szczytow niwozelandzkich Alp (niestety nie mozemy pokazac juz zadnych zdjęć bo zespulo sie wgrywanie zdjec na bloga ;( Na koncu kraina sie wyplaszczyla (a to rzadkosc w NZ) i zaczelismy widziec pola uprawne. To oznaczalo wjazd do krainy Canterbury i bliskosc naszego celu czyli Christchurch.
To jedno z ladniejszych (o ile nie najladniejsze) miasto w NZ. Pomimo dużych zniszczeń spowodowanych trzesieniem ziemi (tym sprzed kilku miesiecy, jak i jeszcze tym sprzed kilku lat) miasto ma swoj klimat. Niby jak w Wellington przeplataja sie stare i nowoczesne budynki ale poniewaz ma szerokie ulice i deptaki zupelnie inaczej odczuwalna jest tutaj przestrzen. Bardzo fajnie sie spaceruje po miescie pomimo dzwigow, zamknietych ulic i trwajacych remontow. Najsmutniej wyglada zniszczona katedra, ktora wsparta slupami czeka na odbudowe. Podobno rozwazana jest budowa nowej katedry gdyz zniszczenia sa poważne … co zreszta widac gołym okiem ;(
Po „starówce” kursuje stara linia tramwajowa wygladajaca jak wroclawski Jas i Malgosia. W starej zajezdni natomiast urzadzono centrum restauracyjne wiec mozna podjechac prosto pod drzwi restauracji lub do kawiarni.
Jednym z popularniejszych miejsc jest centrum ReStart Mall gdzie na miejscu zniszczonych sklepow postawiono tymczasowe kontenery i w nich prowadzony jest biznes. Pomalowane sa na rozne kolory i choc mialy byc tymczasowe to sa tak popularne ze pewnie juz zostana. I to jest niesamowite ze miasto pomimo tak duzych zniszczen jest bardzo optymistyczne: zniszone budynki sa ogradzane kolorowymi płotami,w miejsce zburzonych budowli sa tworzone parkingi dla turystow a na szczycie muzeum jest napis ” Everything is going to be alright” czyli wszystko będzie dobrze! I tak trzymać!
Ps1.Queenstown to miejsce gdzie znaleziono pierwsze siedliska Maorysów ale dzisiaj na wyspie poludniowej wlasciwie nie spotykamy Maorysów (w przeciwienstwie do wyspy północnej i jej czesci polnocnej)
Ps2. Skonczylo nam sie miejsce na serwerze wiec juz zdjec nie bedzie ;( Juz we wroclawiu wstawimy je wstecznie ku pamieci 😉