Abel Tasman National Park

To nasz drugi trekking z grona tzw. Great Walks (pierwszym był Tongariro). Tutejszy Departament Ochrony Przyrody (DOC) wybrał 9 najładniejszych szlaków w Nowej Zelandii, oznakował je ładnie, porobił ułatwienia (typu pamiętne schody na Tongariro, mostki, kratki antyposlizgowe) oraz limituje do nich dostęp poprzez rezerwacje chat lub pol kempingowych na szlakach. Kamping tutaj jest dwukrotnie droższy niz noc na innym szlaku lub parku narodowym. Ale cóż … i tak warto.

Abel Tasman to szlak idacy wybrzezem morza Tasmana, idzie sie na przemian albo ladem albo plaza. Planowanie przejscia szlaku uzaleznione jest harmonogramôw odplywów – jak jest przypływ czesc szlaku trzeba obejsc ladem (i tak zarobilismy dodatkowe 2 km pierwszego dnia) a czesc trasy moze byc w ogole nie „przejezdna”. Takim miejscem jest Zatoka Awaroa – po obu stronach czatują ludzie aby w trakcie 2 godzin przed i po najwiekszym odplywie moc przejsc zatoke i dalej kontynuowac trase.

 

Sam szlak podzielilabym na czesc komercyjna czyli taka do ktorej doplywaja taksowki wodne, ktore moga przywiesc lub odwiesc na konkrenty odcinek trasy. Ta czesc szlaku ma nazwe South Track i sporo na niej turystow przygotowanych na jednodniowe trekkingi. Od miejscowosci Tuturanga zaczyna sie bardziej dzika czesc szlaku zwana North. Sa stromsze podejścia, sciezki wezsze i podobnie piekne zatoczki z turkusowa woda i zółtym piaskiem.

Wszystkie kampingi na tym szlaku sa pieknie polozone i zawsze przy plazy (widok piekny ale kapac sie nie da bo za zimna woda;( My spalismy pierwsza noc w zatoce Torrent Bay, pozniej w Onetahuti a w ostatni dzien w Mutton Cove. I to ostatnie miejsce bylo chyba najpiekniejsze bo piekna, kameralna i dzika plaza otoczona skalistym wybrzeżem.

 

Na szlakach było bardzo duzo informacji o tym, ze staraja sie odbudowac stara faune .. i dlatego musza sie pozbyc wszystkich zwierzat ktory wyemigrowały nielegalnie do NZ z innych kontynentow. Stad co kilkaset metrow pojawiaja sie pulapki na gryzonie, pulapki na ptaki oraz trutki na szczury. Z tego tez względu ostrzegaja aby niczego z rezerwatu nie jesc .

Najfajniejszy sposób na przejscie szlaku wymyslili    nocujacy obok nasz Szwajcarzy (taka starsza para wygladajaca na 55-60 ale w bardzo dobrym stanie znaczy sie kondycji). Dwa dni płyneli kayakiem do polowy trasy i tak zwiedzali zatoczki, a trzeciego dnia szli pieszo aby doswiadczyc przejscia sucha noga przez zatoke Awaro. Warto wspomniec ze przed tym ostatnim trekkingiem zapakowali caly sprzet biwakowy do duzego wora, ktory firma wypozyczajaca kayaki zabrala za nich. To sie nazywa organizacja ! My za to mamy zamowiona taksówke wodna i tym sposobem wrocimy sobie morzem jutro do poczatku szlaku czyli tam gdzie zostawilismy samochód.