Glowworms & Rotorua

To był ambitny dzień. Z założenia mieliśmy zobaczyć jaskinie ze swiecacymi robakami, obejrzec gejzery i znalezc nocleg pod wulkanem Tongariro. I plan wykonalismy az z nawiązką.

Dzień rozpoczęliśmy o godz.6.00 spacerem po plaży Karekare. To ta plaża gdzie kręcono sceny na plaży w filmie Fortepian. O 6 ranem nad ranem plaża byla całkowicie pusta (ciekawe dlaczego?;) a w dodatku po pol godzinie rozpoczal sie wschod slonca. Był odplyw wiec mozna bylo podziwiac piasek, ktory na poczatku plazy byl czarny, a w miare zblizania sie do oceanu stawał sie coraz bielszy. W dodatku mienil sie srebrnymi odblaskami. Niestety zdjecia tego nie oddaja.. ;(

img_5043 img_5045 img_5046

Od momentu przylotu budze sie codziennie o godzinie 4.30 i jest to pierwszy powód tak porannego spaceru. Po drugie na tych „darmowych” campingach rano pojawiaja sie pracownicy parkow krajobrazowych i pobieraja oplaty (zazwyczaj 8 NZD za osobe). Kto jednak rano wstaje faktycznie może nocować za darmo tak jak wskazuje na to opis w aplikacji, której używamy do szukania campingow.

Ale wracajac do wczorajszego dnia po sniadaniu pojechalismy zobaczyc jaskinie Waitomo z robakami, ktore oblepiaja sciany tej jaskini i swieca fluroescencyjnie w ciemnosciach. Tak zwabiają owady, ktore nastepnie łapią i zjadają. Ogladajac je z łódki jednak tego nie widać, ale sam widok świecącej świecidełkami jaskini i tak wyglada niesamowicie.

Po poludniu zwiedzalismy rejon Rotorua, ktory obfituje w miejsca z ktorych wydobywa sie para i goraca woda. To pekniecia w skorupie ziemskiej ktorych w najblizszej okolicy jest co najmniej kilkanascie.  Najwiecej uwagi przyciaga gejzer Pohutu, ktory wyrzuca goraca wode i pare na wysokosc kilku metrow. Nam sie podobaly rowniez blotne jeziorka z bulgoczacymi oczkami. Wszystkie te miejsca łaczy jedna wspolna cecha- smierdza zgniłymi jajkami;)

Tego dnia zobaczyliśmy równiez ptaka kiwi na żywo. Był w takim specjalnie wybudowanym domku dla niego, w srodku zaciemnionym aby ptak myslal ze to noc. I faktycznie byl na nogach wiec fortel sie sprawdzal. Slabo go bylo widac w ciemnosciach ale na wolnosci zobaczenie go graniczy z cudem..Tak wiec co najmniej jeden żywy egzemplarz kiwi chodzi po Nowej Zelandii. Jeszcze…

I na koniec dnia niespodziewany widok- wodospad Huka. W ciagu 1 sekundy wyrzuca porównywalną ilość  wody potrzebnej do napelnienia wszystkich basenow olimpijskich.

 

Z powodu natłoku  atrakcji w tym dniu przegapilismy gorace kałuże blotne, w ktorych mozna na dziko wygrzac stare kosci. No trudno. Trzeba bedzie w koncu znalezc jakis kamping z ciepła woda zeby sie wygrzac … no i porzadnie umyc;)

Ps. A na obiad byl dzisiaj rosol z makaronem z puszki firmy Cambells. Nawet byly tam kawałki kurczaka i smakowala naprawde bardzo dobrze. Ocenilismy ja na 4 punkty czyli jak ja spotkamy w sklepie to na pewno jeszcze raz kupimy 😉