London calling

I znowu jesteśmy w podroży! Naszym celem jest Nowa Zelandia, ale startujemy w tym samym miejscu co ostatnio czyli w mieście Londyn. Tym razem było nam dane zobaczyć nie tylko lotnisko (choc Heathrow nadal robi na nas wrażenie) ale również pospacerować po mieście.

img_4792

Jako punkt honoru postanowiliśmy odnaleźć w pierwszej kolejności to, z czego znany jest Londyn wsród naszych znajomych … czyli słynne fish&chips ( w tłumaczeniu prawie dosłownym smażona ryba w cieście piwnym z frytami zawinięta w gustowna gazete). I jak się później okazało zadanie to wcale nie było łatwe …

Nie było tego specjału w okolicach katedry Westminster, ani dzwonu Big Ben i parlamentu, ani London Big Eye ( to ta wielka karuzela), ani tym bardziej w okolicach pałacu Buckingham … wiec obalamy mit, że ten specjał można kupić na każdym rogu. Znaleźliśmy go w końcu na dworcu Victoria, ale słynna gazeta została zastapiona gustowna serwetka 😉 Było ok choć pewnie więcej nie kupię 🙂

img_4796

I na koniec pierwsze wrażenia dotyczace samego miasta. Bez dwóch zdań ma swój klimat. W dużej mierze tworza go budynki, widać  że stare i wiekowe,ale  same centrum jest potwornie mocno zabudowane. Pomiedzy perełkami architektury pojawiaja sie szklane biurowce, place wokół znanych zabytków to ulice z samochodami oraz zdarzaja sie masywne budowle w stylu „brutalistycznym”, ktore przypominaja „sedesowce”  z Wrocławia. Nam troche przypominało Zurych, a że Zurych nam sie podobał to i Londyn zostanie(bo zawsze tam był) na liscie miast do dokładniejszego zobaczenia. Ten budynek poniżej to mój faworyt – w okolicy same nowoczesne budowle, a i tak wzrok każdego skupia sie właśnie na nim.

img_4752