Po przejsciu ponad 20 kilometrów plażą nasuwa sie kilka wniosków. Po pierwsze plaza była bardzo szeroka i przede wszystkim bardzo czysta a nie zauwazylismy zeby ktos ja czyscil wieczorami (a bysmy zauwazyli bo mieszkamy przy plazy). Mozemy wiec domniemywac ze Argentynczycy sa nauczeni zabierac swoje smieci ze soba. Godne pozazdroszczenia.
Po drugie po oceanie nie pływa zaden sprzet plywajacy, żadne banany i inne tego typu atrakcje. Jedyne skutery ktore zauwazylismy tutaj nalezaly do strazy przybrzeznej i to w trakcie zabezpieczania 4 km maratonu pływackiego.
Po trzecie nie znalezlismy ani jednego parawanu na plazy. Nie ma tutaj rowniez typowych farm parasolek z lezakami do wynajecia. Sa za to zadaszone kwadraty ze stolikami i krzeslami/lezakami ale poniewaz znajduja sie one daleko od morza to wcale nie przeszkadzaja. Rowniez malo osob z nich korzysta (byc moze wlasnie dlatego ze sa tak daleko od morza 😉 Rodzinki maja za soba zwykle parasol, dwa lezaki i reczniki dla dzieci.
Nikt nie slucha glosno muzyki choc czasami ktos ma sluchawki na uszach. Jedyna muzyka slyszalna na plazy pochodzi z restauracji ktore sie znajduja na wybrzezu.
Dziewczyny nie chodza na plaze w sukienkach ani spodniczkach. Typowy stroj kobiecy to krotkie szorty i bluza z kapturem. Wiatru bylo malo w Patagonii ale po jej opuszczeniu zawsze juz jest z nami obecny. Ten sam stroj obowiazuje rowniez na miescie 😉 Mi tam to nie przeszkadzało ale Rysiek skarzyl sie ze mu dziewczyn w sukienkach brakuje 😉
Ratownikow jest bardzo duzo wiec nie wzbudzaja takiego zainteresowania płci przeciwnej jak na polskich plazach. Nawet dosyc sporo jest ratowniczek. W dodatku chyba sa malo oplacani bo w piątek, sobotę i niedzielę strajkowali i nie pracowali po 16.00. Troche słabo trafili z tym strajkiem bo od dwoch dni populudniami padalo 😉
Plaze sa zatloczone ale tylko przy miastach. Wystarczy odejść kilka kilometrow dalej i mozemy miec plaze prawie tylko dla siebie.