Asado to inaczej zeberka od krowy ale rowniez nazwa uczty, spotkania towarzyskiego w Argentynie, w trakcie ktorego griluje sie przerozne cześci krowy. Na takie tez spotkanie zaprosili nas gospodarze wynajmowanego przez nas apartamentu Gala i Rysiek.
Sam poczatek parilli wyglada dosyc podobnie jak gril u nas. Gospodarz domu trzyma warte przy grilu w towarzystwie meskim, a kobiety w domu przygotowują sałatki i plotkują ze sobą.
Jako starter (bo jako pierwsze były gotowe) była surowa kiełbaska (oczywiscie po grilu juz nie była surowa) oraz znajoma nam juz skąd innad kaszanka czyli morcilla. Pozniej zapodano juz wlasciwy kawał krowki (niestety nie pamietam nazwy ale chyba bife de vacio ) a na samym koncu jako kulminacyjny punkt uczty bife de lomo czyli poledwica wołowa. I tutaj z reka na sercu moge powiedziec, ze byl to najsmaczniejszy kawałek mięsa jaki w życiu jadłam. Przebił nawet mieso z ekskluzywnej restauracji w Paryzu, ktore mialam okazje kiedys degustowac. Gospodarze rowniez byli zadowoleni z rezultatu grilowania wiec na koniec mistrz parilli otrzymal zasłużone oklaski (ktore sa rowniez w tradycji asado).
A teraz dwa zdania o roznicach asado od naszego grila. Z reguly zaczynaja sie one bardzo pozno. Jako ze my wszyscy bylismy Europejczykami to zaczelismy juz o 21 by sam posilek zakonczyc przed 24:) Z reguły po uczcie zostaje bardzo duzo niezjedzonego miesa… u nas tez to mialo miejsce, ale na grilach tez sie to czesto zdarza.
Jako ze mieso piecze sie w duzych kawałkach (na ktorych celowo pozostawia sie warstwe tluszczu dla jego ochrony przed wysuszeniem) gospodarz parilli odkraja mieso po kawałku i osobiscie rozdziela na talerze obecnych. Po zjedzenie danego kawałka przynosi sie z rusztu nastepny. I tutaj jestem naprawde w ciezkim szoku ze wolowina moze byc tak mieciuka i soczysta ale prawdopodnie jest to zasluga sposobu pieczenia, gdyz mieso piecze sie bardzo dlugo na kontrolowanej, małej ilosci zaru z drewna oraz przewraca tylko raz w trakcie całego pieczenia. Dodam tylko, ze miesa sie nie przygotowuje wczesniej a jedyna przyprawa jest sól.
Gospodarze postanowili przetestowac nasze żołądki i na koniec podali jeszcze deser. Sernik na zimno byl pyszny, ale wciśnięcie go do przepełnionych żołądków był nie lada wyzwaniem. Ale daliśmy rade!
Tego dnia zaliczylismy rowniez pierwszą kapiel w oceanie. I mimo poczatkowych obaw ze pewnie bedzie zimna woda milo sie rozczarowalismy. Woda była naprawde przyjemna.