Powitalny napis przy wjeździe do El Chalten mówi o tym, ze jest to narodowa stolica trekkingu, ale równie dobrze byłaby w Polsce również stolicą wspinaczki. Miasteczko jest otoczone z trzech stron pionowymi ścianami, na których co pewien czas wiszą zespoły wspinaczkowe. Pomiędzy ścianami wija się z kolei dwie rzeki ( Fitz Roy i Rios de las voultas) stad oprócz wspinaczki i koni jest to bardzo atrakcyjne miejsce również dla wędkarzy.
Bezpośrednio z miasta wchodzi się do parku narodowego, gdzie ma swój początek kilka szlaków wokół Fitz Roya lub Cerro Torre. Niedaleko miasta w drodze do El Pilar znajduje się wodospad Chorillo de Salto. Niestety dostęp do niego jest bardzo łatwy co jest jego najwieksza wada gdyż miejsce jest odwiedzane licznie przez turystów dowożonych na miejsce autobusami. Jeżeli zdarzy się moment ze jest ich mało miejsce jest naprawdę urocze i w dodatku w odległości spaceru od miasta El Chalten.
A propo rozwoju turystki w tym miejscu ciekawe jak długo El Chalten zachowa swój westernowy klimat, gdyż każdy nowobudowany dom nie jest juz parterowy i przypomina coraz bardziej typowe domki lotniskowe. Obecnie przechadzając się ulicami nie sposób przechodzić obojętnie obok fikuśnych, malutkich domków, dopieszczonych ozdobami i bibelotami, dzięki którym każdy z nich jest niepowtarzalny.
Ale wracając do życia w miasteczku jeżeli chodzi o przyrządzanie jedzenia są tu 4 sklepy spożywcze. Aby skompletować niezbyt wyszukana kolacje musieliśmy odwiedzic wszystkie 4, bo każdy z nich zawierał bardzo ograniczona liczbę artykułów spożywczych (wyglada to trochę jak z czasów PRLu, gdzie w sklepach były puste polki lub pojedyncze artykuły). Dostawa towaru w sklepach jest mniej więcej raz w tygodniu wiec po pierwszej rezygnacji z zakupów bo owoce wyglądały na stare (u nas nikt by takich nie kupił w sklepie) teraz juz wiemy ze innych nie będzie i staramy się wyselekcjonować takie nadające się do zjedzenia. Warzywa sa również b.ograniczone: ziemniaki, cebula, papryka, dynia, pomidory … i czasami sałata, buraki i bakłażany. Z tego co zauważyliśmy 3 pierwsze artykuły sa najczęściej kupowane przez klientów … ale co oni z tego gotują tego jeszcze nie wiemy. Pewnie są dodatkiem do mięsa, których wielkie kawały i całkiem spory wybór( w porównaniu do innych działów w sklepie) są dostępne o dziwo we wszystkich 4 sklepach.
Kolejna potrawa typowo argentyńska, która mieliśmy okazje spróbować to Locro – rodzaj gulaszu z mięsem wolowym, fasola, pszenica (w innych miejscach Argentyny jest to kukurydza) i warzywami. Pycha ! A jako starter otrzymaliśmy malutkie kubeczki z zupa warzywna. Ze tez nikt na to w Europie nie wpadł żeby zamiast chleba jako starter podawać mala zupkę. Nam się ten pomysł baaardzo podoba!