Archiwum dnia: 11 stycznia 2016

Nadal w podróży …

Lot ponad 13 godzinny to juz nie przelewki a czas koncentruje sie głównie wokół jedzenia, picia oraz rozrywki w malym telewizorku. A zawsze w domu wydawało mi się że mogłabym to robić godzinami. Po zrewidowaniu jak smakuje ciepły posilek (głównie czuć chemię którą celowo dodają w dużych ilościach bo podobno człowiek słabo odczuwa smak na 10 tysiacach wysokości) jedzenie zostało wyeliminowane jako zabijacz czasu. I tak w ciagu lotu obejrzalam dwa odcinki big bang theory, wystep amy schumacher, most szpiegow, minionki, epoke lodowcowa i jurasic word. Chyba nie tylko smak zmienia sie na 10 tys. wysokosci bo zadnego z tych filmow nie obejrzalam do koncu. Najwieksze szanse mial jurasic park … ale samolot zaczal ladowac i wylaczyli telewizorki ;(

No ale w koncu wyladowalismy i pierwsze wrazenia z Argentyny sa takie … ze wyglada dokladnie tak jak Polska ! Juz bardziej egzotyczny klimat mozna poczuc gdzies w poludniowo zachodniej Europie. Kolejna refleksja to przyznanie racji tym, ktorzy mowili 'a znacie hiszpanski ? no nie …. uuu to bedzie cieżko’. Co prawda autobusem z lotniska do Buenos Aires dojechalismy za darmo bo kierowca po dwukrotnej probie wytlumaczenia ze trzeba kupic specjalna kartę elektroniczną zrezygnowal i wzial nas gratis ale juz proba kupienia najtanszego loda w mcdonaldsie skonczyla sie interwencja kierownika, ktory znal angielski. Po prostu nie mogli uwierzyc ze nie chce zadnych udziwnien tylko najprostszego loda za 10 pesos. I tutaj moj pierwszy zwrot do zapamietania po hiszpansku 'cono solo’ i po sprawie 😉

image

I na koniec historia o próbie wymiany dolarow na peso na czarnym rynku. Standardowo postępują tak turyści z uwagi na bardzo dużą inflacje i wynikające z niej znaczne różnice miedzy kursem bankowym (ok. 8-9 pesos za dolara) a kursem czarnorynkowym (13-14 pesos za usd). Handlarza znalezlismy w internecie bo alternatywa wymiany pieniędzy na ulicy wydawała nam sie większym ryzykiem otrzymania falszywych pieniedzy. Umowilismy sie z Patricio dzien wczesniej ze przyjedzie na lotnisko … ale niestety w ostatniej chwili nas wystawił piszac przepraszajacego maila. Zasugerował zebysmy wymienili pieniadze na lotnisku lub umowili sie pozniej. I tutaj ważna informacja dla tych ktorzy wybieraja sie obecnie do Argentyny : pod koniec grudnia czyli dwa tygodnie temu rzad argentynski uwolnil sztywny kurs dolara, ktory poszybował momentalnie w okolice kursu czarnorynkowego. I tym sposobem wymieniliśmy pieniądze bezpośrednio na lotnisku w oddziale banku narodowego po kursie 13,60 ( Patricio proponowal 13,75 ;).
Kolejna niespodzinka to nominały ktorym dysponowal bank, a którego maksymalna wartosc to 100 pesos ( nieco ponad 30 zł). Tym sposobem wymieniajac pieniadze na najblisze 3 tygodnie zgarnełam kilka plikow banknotow obanderolowanych po 100 sztuk ( dobrze ze miałam plecak bo do podrecznej torebeczki by sie nie zmiescily 😉

Ps. To prawda ze nie opłaca sie brac EUR do argentyny bo kurs jest podobny do USD i w dodatku argentynczycy czasami przyjmuja platnosc w usd.

Ps2. W Argentynie ceny podają w $ co może przyprawić o palpitacje serca, jeżeli ktoś nie wie że chodzi o peso argentynskie. Gdy chca podac ceny w dolarach pisza USD lub U$D.

Patagoniaaaaa!

W końcu osiągneliśmy cel naszej podroży i jest naprawde pięknie ! Przedsmak krajobrazów można było zobaczyć juz w ostatnich minutach lotu kiedy za oknem pojawiły sie szmaragdowe jeziora, żółte stepy … no i  Fitz Roy wraz z dumnie stojącym obok Cerro Torre ( jak ktoś spostrzegawczy to zauważy je na zdjęciu po prawej stronie jeziora ;). Obydwa szczyty towarzyszyły nam potem od połowy drogi z El Calafate do El Chalten przyciagajac uwage tak skutecznie, że 3,5 godziny minęły bardzo szybko.

image

Jak wyglada El Chalten będzie juz w kolejnym odcinku ale nie byłabym sobą gdybym nie napisała kilka słów o samolotach i linii Aerolineas Argentinas. Pomimo informacji w internecie ze latają jak chcą (czytaj: zmieniają godziny wylotów nawet kilkukrotnie) nasz wylot nie był zmieniany i był bardzo punktualny, a nowiutki Boeing był elegancki w środku i mógłby konkurować z opisywanymi wcześniej na blogu liniami British Airways. Sama odprawa była jedną z krótszych i przyjemniejszych bo nawet sprzętu elektronicznego nie trzeba było wyciągać z plecaka.

W drodze na lotnisko doświadczyliśmy pierwszego polskiego akcentu, gdyż babka naszego niezbyt już młodego taksówkarza pochodziła z Polski. Coś tam jeszcze wspominał że jest bardzo dużo emigrantów z Polski i Niemiec, ale to były jedyne zdania które zrozumieliśmy po hiszpańsku. Niestety nie udało nam się wynegocjować żadnego rabatu w związku ze wspólnymi korzeniami i tak ubożsi o 460 pesos rozpoczęliśmy ostatni etap podroży do El Calafate.

Ps. Internet w El Chalten działa bardzo wolno wiec kolejne wpisy moga byc juz bardzo nieregularne. W dodatku skonczyly sie godziny w podróży wiec nie bedzie nawet kiedy pisać. Poczty mailowej w ogole nie da sie wysyłać choć czasami mogę odebrać. Telefonii komórkowej brak 😉