To miał być 15 minutowy transfer wodny z końca szlaku Abel Tasman do parkingu gdzie zostawiliśmy samochód. Taksówkę wodną zarezerwowaliśmy jeszce w Polsce wiec na miejscu tylko dostaliśmy odpowiedni bilet i instrukcje by szukac niebieskiej lub białej lodzi. I takiej tez wypatrywalismy w umowionym miejscu. Mniej wiecej o czasie naszej umowionej łodki podpłyneła do brzegu biała motorówka z napisem Aqua Taxi wiec nadal wypatrywalismy łodzi z napisem Water Taxi. Po kilku minutach wyszedl z niej skiper i zapytał czy ktos chce płynąc do Marahau. No my chcieliśmy …. ale przeciez bilety mielismy kupione w konkurencyjnej firmie… wiec nie zareagowaliśmy na ta propozycję. Ta motorówka wyraźnie na kogoś czekała bo po odpłynięciu od brzegu ponownie przypłynęła, odczekała kolejne kilka minut i w końcu sobie odpłynęła.
I wówczas patrząc na zegarek po raz pierwszy odczulismy pewien niepokój. Przez następne kilkanaście minut nikt nie podpływał a jak dotad wszystko w NZ bylo raczej dobrze zorganizowane. Po kolejnych kilku minutach postanowilismy zadzwonic do firmy Water Taxi… i tam uprzejma Pani potwierdziła ze to była Nasza Taksówka! Przecież była biała! (a skąd miałam wiedzieć ze inne firmy nie maja białych łodzi?). Co prawda z firmy konkurencyjnej ale jak widac tutaj konkurencyjne firmy współpracuja ze soba.
Pani z Water Taxi po wysluchaniu mojej historii najpierw sprawdziła czy moze cofnąć naszą taksówkę po nas … nie mogla ;( Ale powiedziała ze podzwoni po innych firmach i coś spróbuje załatwić. Załatwiła nam najpierw podwozke katamaranem do mniej wiecej polowy trasy a z stamtąd mielismy łapać inna Aqua taxi i podjechac juz calkiem blisko do naszego docelowego punktu (tak 2 km wcześniej ale po 50 km szlaku to juz żadna roznica;)
Mielismy jednak wiecej szczescia bo przesadzili nas w Ancorage Bay do wodnej taksówki, ktora jechała bezpośrednio do naszej docelowej miejscowosci. Zapakowalismy sie wiec razem z grupa kajakarzy i 60km na godzine zmierzaliśmy motorowka do celu.
Jakiez bylo jednak nasze zdziwienie, gdy sternik motorowki usiadl w tyle motorowki na pogawedke z turystami?! Okazalo się ze motorowka plynnie wplynela na przyczepe traktora, ktory pokonal ostatnio odcinek po morzu, z ktorego woda odpłyneła bo był własnie odpływ (a zastanawialiśmy się wczesniej jak sobie radza w trakcie odplywow – jak widac bardzo pomyslowo). Po wjezdzie ciagnikiem na suchy lad sternik motorówki wsiadł na traktor, a kierowca traktora usiadł z nami w motorówce.
Patrzac na to wszystko z boku odnosi sie wrazenie, ze taki pogawedki z klientami to wazna czesc ich pracy. Ale robia to tak naturalnie i z poczuciem humoru ze pewnie nikt tego nie traktuje jak smutnego obowiazku. I jak sie tu nie czuc szczesliwym w tym kraju?
Ps. Za awaryjne przywiezenie nasz ze szlaku nie poprosili ani centa a byly w to zaangażowane dwie lodzie z firm konkurencyjnych. To sie nazywa obsluga klienta! Opinie na necie wszystkie te firmy maja w okolicach gornej oceny… teraz juz wiemy dlaczego.
Ps2. I tu juz naprawde jest koniec szlaku Abel Tasman – najmniejszego ale i tez najpopularniejszego parku narodowego w Nowej Zelandii. Kiedyś tu może wrócimy na kajaki !;)
Ps3. I tak tytulem podsumowania – na 4 dni szlaku jeden dzien byl bardzo deszczowy. Wowczas zachwycanie sie krajobrazem schodzi na drugi plan i czlowiek marzy jedynie o suchym kacie. Na szczescie tego dnia nasza planowana trasa nie była zbyt długa i spedzilismy kilka godzin w napotkanej na trasie chatce Bark Bay.
Tutaj zauwazylismy nowa mode zywieniowa u mlodziezy o ktorej niniejszym donoszę. O tuz hitem sa wrapsy (czyli takie pszenne nalesniki) w ktore zawija sie „co mam w plecaku do jedzenia” i tak zawiniety pakunek spozywa sie jako lunch. Najbardziej zaskakujacym polaczeniem byly wrapsy wraz z zawartoscia spaghetii w puszki ( tej samej firmy ci kilka dni nam nie snakowaly). Chlopcy jedzacy ten wynalazek wygladali jednak na zadowolonych 😉