Archiwum miesiąca: grudzień 2016

Jazda samochodem w Nowej Zelandii

Czyli o tym to jak sie jezdzi samochodem po Nowej Zelandii. Przejechaliśmy juz ponad 1,5 tys. km wiec mozemy sie podzielic pierwszymi wrazeniami.
Pierwsze kroki.
Całkiem spoko. Może dlatego że obok siedzi instruktor i pilot w jednym czyli Tomek i jak mantra powtarza „jedz po lewej stronie!”. Jak dotąd tylko raz stanęłam nie na tym pasie co trzeba (było to zaraz po skomplikowanym manewrze zawracania, który również wykonuje się na odwrót). Poza tym cool. Do opanowania pozostało włączanie kierunkowskazów zamiast wycieraczek. No ale cóż… nikt nie jest idealny.
Kolejne dwa dni.
Nadal nie udaje mi sie wlaczyc kierunkowskazow bez mizniecia wycieraczek ale poniewaz wyjechalismy juz poza miasto ten element juz nie jest taki wazny;) Na drogach co jakis czas sa tzw passing line czyli drugi pas do wyprzedzania (u nas tez spotykane ale nie na taka skale) oraz specjalne zatoczki by wolniejszy pojazd przepuscil szybsze samochody. Tutaj wlasciwie nie ma prostych odcinkow wiec te elementy sa stalym elementem na drodze. Do ruchu lewostronnego mozna sie przyzwyczaic i przestaje on przeszkadzac. Jedynie trzeba uwazac na porannki bo w pierwszym odruchu czlowiek znowu chce jechac po prawej stronie 😉

img_5169
No i nastał dzien czwarty ….
Jazda w Nowej Zelandi jest duzo przyjemniejsza i mniej stresujaca niz  w Polsce. Ruch na drogach jest niewielki a ze stan dróg jest bardzo dobry to też noga sama cisnie sie na gaz. I w ten oto sposób dochodzi do spotkania z radiowozem policyjnym …
Scigajacy nas radiowoz mozna zauwazyc po wlaczonym kogucie. Lepiej jest wowczas samemu sie zatrzymac i poczekac na nich
– Dzien dobry. Czy wie Pani z jakas predkoscia Pani jechala ?
– 120 km ?
– Tak. Zgadza sie. Czy moze Pani zamknac drzwi i otworzyc okno?
– Tak (zapomnialam ze tak powinnam byla zrobic od poczatku ale policja w obcym kraju to zawsze stres)
Rozejrzal sie po samochodzi i widzac sterte bagazy pyta skad jestesmy i na jak dlugo przyjechalismy. A potem:
– Ktory dzien sa juz Panstwo  w Nowej Zelandii ?
– Trzeci
– Tutaj na drogach krajowych mozna jechac maksymalnie z predkoscia do 100 km. Czy w Polsce liczy sie predkosc w kilometrach czy milach? (chyba szukał jakiegos usprawiedliwienia dla mnie za złamanie przepisów)
– W kilometrach
– A jaka jest dozwolna predkosc na drogach poza miastem ?
– (cisza) ekhm….. tez do 100 km …..( i spuszczony pokornie wzrok)
– Poprosze o prawo o jazdy.

Dałam  miedzynarodowe prawo jazdy z czego sie bardzo ucieszyl. Postudiowal kilka minut zanim oddal.
– Prosze zatem ograniczyc predkosc na drodze do dozwolonej predkosci.
– Ok (ufff..)
Na szczęście skończyło sie tylko na pouczeniu.Od tej pory jezdze okolo 90 km na godzine i nie dziwie sie juz wiecej ze mało kto jezdzi szybciej niz 100km pomimo ze warunki drogowe na to pozwalaja 😉

Tongariro Alpine Crossing

Tongariro Alpine Crossing to jedna z najwiekszych atrakcji w Nowej Zelendii. 19,5 km trekking wokół aktywnego wulkanu Tongariro jest promowany jako najładniejsza jednodniowa widokowa trasa na swiecie – i pomimo ze widoki byly naprawde ładne nie zupełnie zgadzamy sie z tym stwierdzeniem. Trasy w Alpach i Patagonii bija ten trekking na głowę. Ale zobaczcie i oceńcie sami.

img_5148

img_5116

img_5106

img_5139

img_5135 img_5142

 Sama trasa wiedzie poczatkowo po kalderze wygaslego krateru poludniowego. Generalnie plasko a wokół kupa kamieni wygladajacych jak koks. Czyli widok standardowy jak na kazdym wulkanie. Pozniej zaczynaja sie schody (doslownie i w przenosni) bo aby wejsc na grań kolejnego krateru wybudowane sa … schody ;). I podchodzac po nich mozna sie faktycznie zmeczyc. Wysiłek zostaje jednak zaraz nagrodzony  (tak po 3 godzinach wspinania;) widokiem na krater czerwony. I ten obrazek na pewno zapamietam z calej trasy. Potem zaczyna sie seria kolorowych jeziorek (w pozostalych wygaslych kraterach), ktore godnie przypominają o swoim istnieniu zapachem zgniłych jajek, ktory to zapach bardzo dobrze poznalismy wczoraj.

To tutaj Peter Jackson krecil sceny w Mordorze we Wladcy Pierscieni i choc tego nie bylo na filmie wokol wulkanu jest duzo miejsc dymiących i faktycznie przypominajacych piekło. Poniewaz w pewnym momencie zrobilo sie bardzo chłodno to taki grzanie od ziemi bylo naprawde przyjeme.

I na koniec ciekawostka. Bardzo duzo Polaków spotkalismy na tej trasie. Najwiecej było Niemcow, pozniej nas, no i standardowo troche Francuzów. Azjaci tradycyjnie nie wystepuja masowo tam, gdzie nie da sie podjechac autokarem 😉

Ps. Dzisiaj na obiad było spaghetti z pomidorami ( oczywiscie z puszki). Uzyskalo ocene 2 i jedna trzecia zawartosci wyladowala w koszu. Musialam sie dojesc kanapkami z maslem orzechowym. To bylo takie prawdziwe maslo z samych orzechow, bez cukru i bez soli, wiec w sumie tez sie go za duzo nie dalo zjesc. Za to kiwi i avacodo sa tutaj przepyszne i odnawiamy ich zapas w bagazniku na bieżąco.

Wellington i cieśnina Cooka

Dzień zaczeliśmy od zwiedzania stolicy Nowej Zelandii – Wellington. Teraz juz rozumiemy dlaczego to stolica z przypadku. Duzo mniej okazała  niż Auckland. Bardzo ciasna zabudowa i tych kilka ladnych budynkow ktore tam znalezlismy (np.ratusz) zupelnie nie pasowaly do otoczenia. Tak ciasno ze zadnego ladnego zdjecia nie mozna tam bylo wykadrowac.

Muzeum Te Papa

Ale za to jezdza tam sliczne zółte trolejbusy

img_5195

Wellington to ostatnia miejscowosc na wyspie północnej. To tu wsiedliśmy na prom (razem z samochodem) i przemierzyliśmy cieśninę Cooka by dostać się na wyspę południową. Cieśnina ta owiana jest złą sławą morską natomiast w trakcie naszej przeprawy morze było gładkie i spokojne. To nawet dobrze się złożyło by byliśmy akurat po obiedzie 😉

No to jeszcze kilka słów o pogodzie. Temperatura w ostatnim tygodniu waha sie od 18 do 22 stopni czyli taka prawdziwa wiosna. Zapowiadane deszcze na wyspie północnej sie nie spełniły. Padało dwa razy ale akurat bylismy w trasie wiec nie przeszkadzało to zupelnie. Nawet troche samochód się umył bo po drogach szutrowych samochód był lekko zakurzony. Na szczęście nam to nie przeszkadza 😉
Na wyspe południowa prognozy tez zapowiadaja sie deszczowe. Podobno na wyspie południowej i jej zachodnim wybrzeżu deszcz jest wiecej niż pewny bo wysokie gory zatrzymuja chmury znad oceanu. I w konsekwencji pada tam codziennie. Zobaczymy …

A teraz jestemy juz tutaj, w tym punkcie z czarną kropką …. i nasze dotychczas obejrzane miejsca na wyspie północnej

Czy to kiwi był u nas na śniadaniu?

Dzisiejszego poranka tak po godz. 6 podeszło do naszego namiotu zwierzatko, ktore wygladalo jak kiwi! Poniewaz cała noc padało wyglądało troche jak zmokła kura … tylko ze brązowa i bez skrzydeł;) Po chwili dołaczyl do niego jeszcze jeden osobnik, troche mniejszy i obydwoje obeszli  nasz namiot, potem samochod i poszły sobie dalej.

Po jakiejś półgodzinie ten młodszy osobnik powrócił i widzac ze jestesmy przy samochodzie próbował  nam się wpakować do namiotu. Widząc tak zdesperowanego goscia poczestowalismy go dyniowym chlebem ze słonecznikiem, ktory nam bardzo posmakował tutaj. Zjadł jedną kromkę po czym się oddalił. No i sami nie wiemy czy to było kiwi? Podobno sa bardzo płochliwe a nam prawie jadł z ręki? Spalismy standardowo w parku narodowym (czyli na odludziu gdzie w wyposazeniu campingu jest tylko trawa i latryna ale zawsze z duzym zapasem papieru oraz tylko jeden lub dwoch sasiadów dookoła) wiec może to były ptaki kiwi?

No i wykrakałam. Pada. Korzystajac z niesprzyjającej aury postanowiliśmy zwiedzic miasteczko Nelson … i zaczelismy zwiedzanie od porzadnego sniadania.

img_5254

Nelson jest bardzo przyjemnym miastem. To drugie najstarsze miasto w NZ w ktorym sie osiedlili pierwsi osadnicy z Europy. Był tutaj najstarszy kościół katolicki … zanim go dwukrotnie nie rozebrali i przebudowali. Teraz w tym miejscu stoi katedra z taką dziwną, ażurowa wieżą. W srodku bardzo skromnie, szare sciany z elementami drewna. Ale obok głównego ołtarza stał fortepian.

img_5270

img_5282

W katedrze znalezlismy okolo 40 choinek, ktore byly zrobione własnoręcznie przez rozne instytucje: przedszkola,  koła gospodyn wiejskich, instytucje charytatywne i inne takie. Naszym faworytem została choinka wykonana przez muzeum regionalne … z kolorowymi damskimi galotami zamiast bombek 😉

img_5287

Generalnie wszystkie choinki były lekko odjechane. Kazdy chcial sie jakos wyroznic ale zeby zamiast bombek umieszczac pilke do rugby

czy kurczaki wielkanocne?

Piszac ten wpis siedzimy sobie koło regionalnego muzeum a obok jakiś młody chłopak gra już trzeci utwór Chopina  … na pianinie z namalowanym kotem 😉 No ale trzeba mu to przyznać że jest dobry. Ciekawe czy zaczal grac Chopina bo usłyszał ze mowimy po polsku? Zgodnie z przewidywaniem Japonczycy zaczeli stawac i go nagrywac wiec sie zawstydził i zmienił szybko repertuar na nowoczesne melodie. Teraz gra Beatlesow …

img_5302

Ps. Już wiemy, że te ptaki nazywają się weka. Podobnie jak kiwi żyją tylko w Nowej Zelandii i są nielotami.

Abel Tasman National Park

To nasz drugi trekking z grona tzw. Great Walks (pierwszym był Tongariro). Tutejszy Departament Ochrony Przyrody (DOC) wybrał 9 najładniejszych szlaków w Nowej Zelandii, oznakował je ładnie, porobił ułatwienia (typu pamiętne schody na Tongariro, mostki, kratki antyposlizgowe) oraz limituje do nich dostęp poprzez rezerwacje chat lub pol kempingowych na szlakach. Kamping tutaj jest dwukrotnie droższy niz noc na innym szlaku lub parku narodowym. Ale cóż … i tak warto.

Abel Tasman to szlak idacy wybrzezem morza Tasmana, idzie sie na przemian albo ladem albo plaza. Planowanie przejscia szlaku uzaleznione jest harmonogramôw odplywów – jak jest przypływ czesc szlaku trzeba obejsc ladem (i tak zarobilismy dodatkowe 2 km pierwszego dnia) a czesc trasy moze byc w ogole nie „przejezdna”. Takim miejscem jest Zatoka Awaroa – po obu stronach czatują ludzie aby w trakcie 2 godzin przed i po najwiekszym odplywie moc przejsc zatoke i dalej kontynuowac trase.

 

Sam szlak podzielilabym na czesc komercyjna czyli taka do ktorej doplywaja taksowki wodne, ktore moga przywiesc lub odwiesc na konkrenty odcinek trasy. Ta czesc szlaku ma nazwe South Track i sporo na niej turystow przygotowanych na jednodniowe trekkingi. Od miejscowosci Tuturanga zaczyna sie bardziej dzika czesc szlaku zwana North. Sa stromsze podejścia, sciezki wezsze i podobnie piekne zatoczki z turkusowa woda i zółtym piaskiem.

Wszystkie kampingi na tym szlaku sa pieknie polozone i zawsze przy plazy (widok piekny ale kapac sie nie da bo za zimna woda;( My spalismy pierwsza noc w zatoce Torrent Bay, pozniej w Onetahuti a w ostatni dzien w Mutton Cove. I to ostatnie miejsce bylo chyba najpiekniejsze bo piekna, kameralna i dzika plaza otoczona skalistym wybrzeżem.

 

Na szlakach było bardzo duzo informacji o tym, ze staraja sie odbudowac stara faune .. i dlatego musza sie pozbyc wszystkich zwierzat ktory wyemigrowały nielegalnie do NZ z innych kontynentow. Stad co kilkaset metrow pojawiaja sie pulapki na gryzonie, pulapki na ptaki oraz trutki na szczury. Z tego tez względu ostrzegaja aby niczego z rezerwatu nie jesc .

Najfajniejszy sposób na przejscie szlaku wymyslili    nocujacy obok nasz Szwajcarzy (taka starsza para wygladajaca na 55-60 ale w bardzo dobrym stanie znaczy sie kondycji). Dwa dni płyneli kayakiem do polowy trasy i tak zwiedzali zatoczki, a trzeciego dnia szli pieszo aby doswiadczyc przejscia sucha noga przez zatoke Awaro. Warto wspomniec ze przed tym ostatnim trekkingiem zapakowali caly sprzet biwakowy do duzego wora, ktory firma wypozyczajaca kayaki zabrala za nich. To sie nazywa organizacja ! My za to mamy zamowiona taksówke wodna i tym sposobem wrocimy sobie morzem jutro do poczatku szlaku czyli tam gdzie zostawilismy samochód.